Dobrą dekadę temu moderowałam debatę o rynku usług prawniczych. Po raz pierwszy zetknęłam się wówczas z określeniem „responsywny”. Opisywało ono zestaw najbardziej pożądanych przez klientów i szefów kancelarii cech osobowościowych adwokata czy radcy prawnego. I przeżyłam szok. Słowo to oznaczało ni mniej, ni więcej tylko gotowość prawnika do tego, że będzie pracował non stop. Bo responsywny, jak mi wyjaśniono, to ktoś, kto odbiera służbowe e-maile, telefony i SMS-y (o Teamsie i Zoomie wtedy jeszcze nikt nie słyszał) o każdej porze dnia i nocy. I oczywiście błyskawicznie na nie odpowiada.
Moje zdziwienie było podwójne. Byłam bowiem chyba jedyną osobą na sali przekonaną, że mówimy o czymś nienormalnym. Nawet prawniczka, która przyznała, że nie czyta książek, bo i tak przez większość doby wertuje jakieś teksty ustaw czy wyroków i ma serdecznie dość literek skaczących przed oczami, nie widziała problemu.
Czytaj więcej
Mimo że kobiety zajmują coraz wyższe stanowiska, wciąż znaczna ich część nie jest traktowana na równi z mężczyznami.
Jednym z kluczowych argumentów za pracą w systemie 24/7 miała być sytuacja na rynku. Został on nasycony czy wręcz przesycony młodymi prawnikami, którzy mamieni wizją wysokich zarobków (seriale o branży zrobiły swoje) i korzystający z ułatwień w dostępie do zawodu (tu z kolei swoje zrobiła deregulacja z 2005 r. przeforsowana za pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości) zasilili rzesze korporacji adwokatów i radców. A potem przekonali się, że życie to nie film i znalezienie, a następnie utrzymanie pracy wymaga najczęściej pełnej dyspozycyjności.
Jak jednak pokazuje raport Supesu Recruitment, który powstał pod patronatem „Rzeczpospolitej” i który opisujemy na łamach, dziś sytuacja wygląda już zgoła inaczej. Prawnicy, zwłaszcza ci młodsi, coraz częściej stawiają na work-life balance, a jeśli szefowie tej równowagi nie są w stanie im zapewnić – są gotowi bez większych obaw rozejrzeć się za innym pracodawcą. Zwłaszcza jeśli ten zaoferuje im możliwość pracy zdalnej lub hybrydowej, która w ostatnim czasie stała się szczególnie pożądaną wartością. A oczekiwane benefity? To już nie ekstrapieniądze, ale np. spotkania z trenerem personalnym czy dodatkowe kursy.