We wtorek skrystalizował się los sędziów zlikwidowanej Izby Dyscyplinarnej. Ponad połowa zdecydowała się odejść w stan spoczynku, pięciu zostało na urzędzie. Trwający cztery lata eksperyment z autonomicznym sądem dyscyplinarnym dobiega końca. W zamian już w sierpniu wróci model hybrydowy, z dużą domieszką tego, co było wcześniej. Nieboszczkę ID zastąpi Izba Odpowiedzialności Zawodowej.
Imperatywem dla zmian nie była zła ocena działania ID czy też nawet krajowe i zagraniczne orzeczenia kwestionujące jej niezależność jako sądu, ale nacisk ze strony Brukseli na jej likwidację. Przybrał on formę blokady miliardów z KPO oraz dyscyplinujących kar nakładanych przez TSUE, których suma przekroczyła już miliard euro. Gdyby nie te radykalne ruchy, Jarosław Kaczyński ogrywałby nadal unijnych biurokratów, tak jak kiedyś Fransa Timmermansa, który straszył polski rząd bezzębną procedurą naruszeniową.
Czytaj więcej
Nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym, likwidująca Izbę Dyscyplinarną, nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej - powiedziała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Z jej słów wynika, że bez rozwiązania tego problemu nie dojdzie do wypłaty Polsce środków z KPO. Niezależnie od tego, bezzwrotne dotacje dla Polski i tak zostaną zmniejszone o 1,3 mld euro.
PiS długo opierało się realizacji nakazów UE, aż w końcu uległo, wystraszone znikającą perspektywą unijnego wsparcia. Tyle że likwidacja ID niczego nie zmieni, co widać coraz wyraźnej. Wywiad, którego udzieliła we wtorek Ursula von der Leyen w „DGP”, wskazuje, że happy endu na razie nie będzie. Niemka mówi o gwarancjach nietykalności dla sędziów podważających status swoich kolegów, którzy przeszli przez politycznie wybraną KRS. Tego warunku Jarosław Kaczyński nie spełni. I to z zasadniczych powodów. W grę wchodzi niepodważalność prezydenckich prerogatyw w kwestii powołań sędziowskich. Jest to zapis wprost wynikający z konstytucji, dodatkowo wzmocniony orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego z października ub.r. TK otworzył wtedy szeroko furtkę do ścigania dyscyplinarnego sędziów, którzy podważają status innych sędziów, uznając to za niedopuszczalne.
Teraz PiS jest zakładnikiem tego wyroku i ścieżki, którą samo sobie do niego wydeptało. Jest bezradne. Bruksela świetnie zdaje sobie z tego sprawę, że tylko ona ma asy w tej grze. Może konsekwentnie podkręcać obrany kurs aż do czasu wyborów parlamentarnych w Polsce. Licząc na to, że rządy obejmie wtedy bardziej proeuropejska władza, z którą można rozmawiać.