Mateusz Morawiecki: Wielka sprzeczność Europy

Unijni decydenci chcą w teorii zabezpieczyć wszystko, wszędzie i naraz, ale nie przyjmują do wiadomości, że plany, którymi się posługują, zdążyły przez trzy lata pożółknąć i nie odwzorowują już realnie istniejącego świata – pisze były premier.

Publikacja: 21.06.2024 04:30

Europarlament

Europarlament

Foto: Europarlament

Tytuł filmu „Wszystko wszędzie naraz”, który dwa lata temu szturmem zdobył Oscary, równie dobrze mógłby posłużyć jako nazwa strategii, którą Europa próbuje realizować w ostatnich latach. Niestety – z fatalnym skutkiem.

Podczas gdy w hollywoodzkim hicie szalona wizja twórców rozgrywała się w wielu światach jednocześnie, my żyjemy w jednej rzeczywistości – i to takiej, która od przynajmniej trzech lat rządzi się zupełnie nowymi regułami. Tymczasem unijne elity brną w realizację celów, które z tą rzeczywistością się rozmijają. Unijni decydenci chcą w teorii zabezpieczyć wszystko, wszędzie i naraz, ale jednego nie przyjmują do wiadomości. Tego mianowicie, że plany, którymi się posługują, zdążyły przez te trzy lata pożółknąć i nie odwzorowują już realnie istniejącego świata.

Unijni decydenci chcą w teorii zabezpieczyć wszystko, wszędzie i naraz, ale jednego nie przyjmują do wiadomości. Tego mianowicie, że plany, którymi się posługują, zdążyły przez te trzy lata pożółknąć i nie odwzorowują już realnie istniejącego świata

W wielkim skrócie: Europa realizuje wewnętrznie sprzeczną strategię. Narzuca najbardziej restrykcyjne normy środowiskowe i jednocześnie pragnie konkurować z tymi, którzy normy środowiskowe mają za nic. Hołduje idei wolnego handlu, gdy wszyscy liczący się gracze stosują – bardziej lub mniej subtelne – strategie protekcjonistyczne i eksportowe. Unia narzuca państwom członkowskim wymogi redukcji zadłużenia, a zarazem wzywa do realizacji coraz bardziej ambitnych zobowiązań. Słyszymy, że trzeba obniżać dług i zbijać inflację, ale również podnosić nakłady na zbrojenia, odchodzić od węgla i inwestować w nisko- i zeroemisyjne technologie.

Niemożliwa trójca 2.0

Strategiczny błąd, który Europa popełnia, przypomina mi o koncepcji „niemożliwej trójcy” (the impossible trinity). W latach 60. ubiegłego wieku dwaj ekonomiści, Robert Mundell i Marcus Fleming, zaprezentowali model, zgodnie z którym w polityce gospodarczej nie sposób osiągnąć jednocześnie trzech rzeczy: stałego kursu wymiany walut, niezależnej polityki monetarnej i swobody przepływu kapitału. Można realizować co najwyżej dwa z tych trzech elementów polityki jednocześnie, ale nigdy trzy. O słuszności tego modelu boleśnie przekonało się wielu decydentów na świecie, najbardziej dotkliwie podczas kryzysu finansowego w Azji w 1997 r.

Dziś Europa narzuciła sobie taką niemożliwą do realizacji triadę założeń. Chodzi o jednoczesne: utrzymanie najhojniejszej polityki społecznej oraz nakładów na nowe technologie i na innowacje w ramach koncepcji autonomii strategicznej i poza nią; nowe otwarcie w kwestii polityki bezpieczeństwa i rozwoju potencjału obronnego; realizowanie polityki klimatycznej, której symbolem jest Europejski Zielony Ład.

Czytaj więcej

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Najważniejsza część polityki europejskiej toczy się za kotarą

Prawda jest jednak taka, że dzisiejsze realia – przede wszystkim finansowe, ale też geopolityczne i społeczne – nie pozwalają w krótkim czasie spełnić tych trzech wielkich celów jednocześnie. To nasze „the impossible trinity 2.0”.

Na realizację priorytetu neutralności klimatycznej do 2050 r., UE i jej kraje członkowskie przeznaczają w tej chwili i w perspektywie najbliższych lat dalej będą przeznaczać między 700 mld a 1,4 bln euro rocznie. To nie tylko niewyobrażalnie wielkie kwoty. Na Europejski Zielony Ład składa się cała skomplikowana architektura norm, w tym m.in. system ETS, a w przyszłości najpewniej ETS-2 (podatek od transportu, paliw i ogrzewania). Tak rozumiany reżim klimatyczny tworzy nieprzyjazny ekosystem dla sektora przemysłowego. A to właśnie przemysł odpowiada za znaczną część wydatków na badania i rozwój.

Nic dziwnego, że coraz to nowe firmy przenoszą się do państw, gdzie ceny energii są niższe, a biurokracja mniej uciążliwa

Nic więc dziwnego, że coraz to nowe firmy przenoszą się do państw, gdzie ceny energii są niższe, a biurokracja mniej uciążliwa. Niemiecki gigant chemiczny BASF postawił na Chiny. Inne niemieckie firmy – Aurubis i Schaeffler – rozbudowują się w Stanach Zjednoczonych. A to dopiero początek. Nas też to dotyczy, a przykłady się mnożą coraz bardziej. Choćby GE Power, które podjęło decyzję o zamknięciu odlewni w Elblągu i do 2025 r. zakończy swoją działalność. Carbon leakage, ucieczka przedsiębiorstw z Europy, to dramatyczna wręcz utrata potencjału na innowacje i rozbudowę sektora przemysłowego. To zaś stawia pod znakiem zapytania możliwość realizacji – kosztownego przecież – modelu państwa dobrobytu, welfare state. Społeczeństwo europejskie dobrze pamięta niedawne wyrzeczenia spowodowane pandemią oraz związane z nią niepewność, wzrost cen, widmo bankructwa i bezrobocia. Łączne wydatki na politykę społeczną w Unii to 3–4 bln euro. Nikt w Europie nie jest gotowy na jakieś istotne cięcia w polityce społecznej. Tym bardziej że wprowadzenie nowej polityki restrykcji oznaczałoby zerwanie całej dotychczasowej umowy społecznej, zaburzenie społecznej gospodarki rynkowej, a tym samym – zerwanie pewnej historycznej ciągłości.

Państwo dobrobytu jest bowiem jednym z największych osiągnięć cywilizacyjnych w dziejach Europy. Welfare state to szczytowe stadium rozwoju społeczno-gospodarczego. A zarazem powód, dla którego Europa wciąż pozostaje najlepszym kontynentem do życia: z rozwiniętą infrastrukturą, opieką medyczną, polityką socjalną, edukacją i ofertą kulturalną.

Czytaj więcej

Witold M. Orłowski: Diagnoza Morawieckiego słuszna, ale recepta wątpliwa

Wreszcie jest też trzeci, niezwykle kosztowny obszar. To polityka bezpieczeństwa. Potencjał obronny, czy też – ujmując sprawę szerzej – potencjał odporności państw Unii, pozostaje dziś jednym z warunków ocalenia tego, co udało nam się wypracować w ramach Wspólnoty Europejskiej przez dekady. W przypadku Polski, Czech, Słowacji, krajów bałtyckich czy Rumunii stawka jest jeszcze wyższa i ma charakter egzystencjalny. Siła odporności i odstraszania to nasze być albo nie być.

Zadanie, z którym musimy się zmierzyć, jest tym trudniejsze, że przyszło nam żyć w chwili wyłaniania się nowego, multipolarnego układu sił w świecie. Konkurencja między USA i Chinami to niejedyna oś podziału geopolitycznego. Ta konkurencja powoduje, że więcej uwagi i zasobów Stany Zjednoczone będą przeznaczały na obszar Pacyfiku oraz na mniej lub bardziej pokojową walkę z chińskimi wpływami w Azji i w innych państwach świata. Ten multipolarny układ przypomina rozbudowaną konstelację współzależności i konkurencji – z Rosją w roli agresora, Indiami aspirującymi do miana globalnego mocarstwa, ale też państwami muzułmańskimi i krajami globalnego południa, które na dzisiejszej mapie pozostają ważnymi punktami ciężkości.

Zadanie, z którym musimy się zmierzyć, jest tym trudniejsze, że przyszło nam żyć w chwili wyłaniania się nowego, multipolarnego układu sił w świecie

Dziś Europa przeznacza ok. 400 mld dol. na obronność. To o 400–500 mld za mało. Jeśli Europa ma być bezpieczna wobec zagrożeń płynących z Rosji i z innych stron, jeśli ma być globalnym graczem – musi przeznaczać 4–5 proc. PKB na armię. To dotyczy każdego państwa członkowskiego NATO. Polska i Stany Zjednoczone zbliżają się do tego pułapu. Jedno chcę jednak podkreślić: nie chodzi o zmianę zapisów księgowych. Chodzi o zmianę mentalności, o przebudzenie na nowo europejskiej wyobraźni strategicznej. Świat Zachodu lekceważył te głębokie, strukturalne zagrożenia blisko 35 lat. Nie stać nas na ani jeden rok więcej.

Trzy wielkie cele Unii Europejskiej

Mamy więc trzy wielkie obszary strategii. Trzy wielkie obszary wydatków. Trzy cele. Ale nie mamy dziś dość pieniędzy w budżetach państw Europy na równoczesne zabezpieczenie tych trzech przepastnych obszarów.

Jakie więc są możliwości? Stoimy – jako Europa – przed największym trylematem naszych czasów. (1) Albo priorytetowo potraktujemy politykę klimatyczną i politykę bezpieczeństwa, ale wtedy koszty dotkliwie odczuje społeczeństwo – w postaci cięć wydatków społecznych i rozwojowych. Zbyt niskie wydatki na innowacyjność (społeczną, technologiczną itd.) będą z kolei skazywały Europę na coraz bardziej podrzędną rolę. (2) Albo utrzymamy model społeczny państwa dobrobytu i ambitne cele klimatyczne, ale wtedy rezygnujemy z militarnej siły państw europejskich, zdając się na łaskę i niełaskę Rosji oraz innych agresywnych cywilizacji, które mogą chcieć zdominować Stary Kontynent. (3) Albo postawimy na bezpieczeństwo Europy, model welfare state i jej innowacyjny potencjał, ale w konsekwencji zrewidujemy obecnie realizowaną linię polityki klimatycznej. Jak w tym może i powinna odnaleźć się Europa? Ja nie mam wątpliwości. Zdecydowanie opowiadam się za trzecią opcją: welfare and secure state. Wybór pierwszej możliwości byłby wyborem Europy skazanej na stagnację, a ponadto – Europy targanej konfliktami społecznymi. Jak unijne elity zamierzają przekonać europejskie społeczeństwa do ponoszenia coraz większych kosztów zielonej polityki i to w sytuacji, gdy Europa w ujęciu globalnym odpowiada za zaledwie 8 proc. emisji CO₂? Upraszczając sprawę, możemy powiedzieć tak: każdego roku nowo podłączane do systemu chińskie i indyjskie elektrownie węglowe emitują więcej CO₂ niż cała UE swoim wielkim wysiłkiem redukuje.

Czytaj więcej

Jerzy Hausner: Morawieckiemu nie chodzi o Europę

Druga opcja to z kolei wariant zbieżny z aktualnie prowadzoną polityką Brukseli. O kombinacji welfare state plus climate policy można było rozmawiać w czasach pokoju. Dziś jednak żyjemy w dobie niewidzianych od dawna i rosnących zagrożeń. Bez silnej obrony Europa przestaje być graczem, a staje się łupem. Pobłażliwość i naiwność w kwestiach bezpieczeństwa stanowi wręcz dla agresora rodzaj przyzwolenia i zachęty. Ktokolwiek sądzi, że Rosja zatrzyma się na Ukrainie, niech wreszcie porzuci niemądre złudzenia. A z kolei w warunkach egzystencjalnego zagrożenia nie ma mowy ani o dobrobycie, ani o zeroemisyjnej gospodarce. Pod obcym panowaniem nie ma w ogóle rozwoju. Nikt tego nie wie lepiej niż Polacy.

Czas wybudzić się ze snu. Rzeczywistość napiera. Pauza strategiczna dobiega końca, a nasz kontynent mierzy się z wieloma wyzwaniami. Jednak w tym momencie największym problemem Europy w płaszczyźnie strategicznej jest minimalizm w sferze obronności i maksymalizm w dziedzinie polityki klimatycznej. Co więcej, Europa, krępując się sztywnymi regułami i źle pojętą polityką oszczędności (szukając ich nie tam, gdzie trzeba), szkodzi samej sobie.

W tym momencie największym problemem Europy w płaszczyźnie strategicznej jest minimalizm w sferze obronności i maksymalizm w dziedzinie polityki klimatycznej

Potrzebujemy wysiłku ze strony elit politycznych, ale też całego społeczeństwa, aby odzyskać naszą pozycję – odzyskać to, co stoi dziś pod znakiem zapytania. Aby odzyskać naszą przyszłość. Fakty bowiem są takie, że dziś wielkie ambicje i megaprojekty wędrują do Ameryki i do Azji. Musimy ściągnąć je tu z powrotem.

W najbliższych latach Europa musi przejść głęboką, szeroko zakrojoną reindustrializację – obejmującą przemysł obronny. Ale też musi zaangażować się w zasadniczą przebudowę finansów publicznych. Najwyższa pora skończyć z rajami podatkowymi. To w nich, jak przyznaje sama Komisja Europejska, tonie ponad 150 mld euro rocznie.

Czytaj więcej

Po wyborach do PE: Czego oczekują Polacy od europosłów w nowej kadencji?

Ale to nie wszystko. Europa musi stać się kontynentem innowacji, inwestycji, talentów, wysokich technologii i dobrze płatnych miejsc pracy. Dziś – jako kontynent – cierpimy na atrofię ambicji. W wyprawie po złote runo przyszłości, a więc sztuczną inteligencję, z zadyszką zamykamy peleton. Robotyzacja i automatyzacja w perspektywie 20–30 lat na nowo zdefiniuje reguły globalnego rynku, a dla nas to nadal rojenia o dalekiej przyszłości. Stereotypowy obraz mieszkańca Europy Zachodniej, który osiągnąwszy zadowalający poziom życia, chce tylko odpoczywać i popijać wino, ma w sobie wiele prawdy. Przypominamy trochę Humphreya Bogarta z „Casablanki”, gdy mówił: „Nie interesuję się polityką. Problemy świata to nie moja specjalność. Ja prowadzę knajpę”. Możesz się nie interesować polityką, możesz się nie interesować wojną. Ale wojna i polityka zainteresują się tobą.

Tak nie odzyskamy naszej przyszłości. Musimy być raczej jak żeglarze, którzy kilkaset lat temu opuszczali stary kontynent – i poczuć ich ekscytację, jaka im towarzyszyła, gdy dobijali do nieznanych sobie lądów. Musimy odkryć w sobie na powrót gen przygody. Naszymi nowymi, jeszcze nieodkrytymi, lądami powinny być technologie przyszłości, takie, których jeszcze nie ma, ale które mogą stworzyć właśnie Europejczycy. I wykorzystać na globalnej arenie walki o marżę. A także zagospodarować w dziedzinie obronności.

Dzisiaj zamiast zalepić dziury w naszym okręcie i wyruszyć w drogę, zastanawiamy się, czy smoła jest wystarczająco mało emisyjna. Zamiast produkować czołgi, zastanawiamy się, czy przypadkiem nie zatruwają za bardzo środowiska naturalnego. Jeśli nie wyruszymy w tym momencie na podbój nieznanych technologicznie lądów z pomocą naszej wiedzy i wyobraźni, jeśli nie zaczniemy bronić naszego kontynentu przed Rosją, sami staniemy się kolonią innych potęg. A Rosja, być może z dyskretnym wsparciem Chin, z satysfakcją narzuci swoją wolę Europie Środkowej i Europie Zachodniej.

Czas na decyzje w Unii Europejskiej

Zarysowana tu przeze mnie wizja jest wołaniem o politykę ambicji, o politykę zmiany. Jej celem jest nie tylko rewizja dążeń klimatycznych, ale też – zaproponowanie nowej strategii rozwojowej i nowego paktu społecznego dla Europy. Chciałbym tym artykułem podjąć szerszą debatę na ten temat. W wielkim skrócie horyzont priorytetów prezentuje się następująco: europejska strategia bezpieczeństwa powinna zostać przemyślana na nowo. Wielkoskalowe inwestycje w technologie przyszłości – pilnie uruchomione.

Jeśli się nie obudzimy, to w roku 2050 będziemy tęsknić za wyzwaniami klimatycznymi

Relacje między państwami a wielkimi platformami cyfrowymi znormalizowane. Przemysł obronny musi mieć ponaddwukrotnie wyższe finansowanie niż dziś. A unijna baza podatkowa musi zostać wzbogacona o miliardy euro, które w tej chwili wypływają do rajów podatkowych lub są przeznaczane na redukcję emisji CO₂ z perspektywą na rok 2050. Jeśli się nie obudzimy, to w roku 2050 będziemy tęsknić za wyzwaniami klimatycznymi. Stoimy zatem przed fundamentalnym wyborem. Dla mnie ten wybór jest oczywisty: Europa musi stać się przyjaznym domem, nowoczesną fabryką i niezdobytą twierdzą. Taki kierunek rozwoju jest czymś więcej niż możliwością. Jest koniecznością.

Nadszedł czas decyzji. Czas rozwiązania wielkiego trylematu, czas wykroczenia poza the impossible trinity 2.0. Los jest w naszych rękach. A stawka – najwyższa z możliwych. Albo Europa będzie wielka i stanie się kontynentem przyszłości, albo nie będzie jej wcale.

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Od redakcji
Zdecydowaliśmy się przedstawić opinii publicznej polską wersję artykułu Mateusza Morawieckiego, którego wersję angielską opublikował serwis Politico. Publikujemy ją nie dlatego, że podzielamy punkt widzenia byłego premiera czy zgadzamy się z jego polityką, ale uważamy, że potrzebna jest poważna debata na temat przyszłości Unii Europejskiej, a czytelnicy powinni móc poznać zdanie wiceszefa największej partii opozycyjnej. Zaprosiliśmy na nasze łamy także wybitnych ekspertów, a ich pierwsze polemiki publikujemy już dziś. I zachęcamy do przesyłania kolejnych – dla dobra debaty.

Tytuł filmu „Wszystko wszędzie naraz”, który dwa lata temu szturmem zdobył Oscary, równie dobrze mógłby posłużyć jako nazwa strategii, którą Europa próbuje realizować w ostatnich latach. Niestety – z fatalnym skutkiem.

Podczas gdy w hollywoodzkim hicie szalona wizja twórców rozgrywała się w wielu światach jednocześnie, my żyjemy w jednej rzeczywistości – i to takiej, która od przynajmniej trzech lat rządzi się zupełnie nowymi regułami. Tymczasem unijne elity brną w realizację celów, które z tą rzeczywistością się rozmijają. Unijni decydenci chcą w teorii zabezpieczyć wszystko, wszędzie i naraz, ale jednego nie przyjmują do wiadomości. Tego mianowicie, że plany, którymi się posługują, zdążyły przez te trzy lata pożółknąć i nie odwzorowują już realnie istniejącego świata.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom
Opinie polityczno - społeczne
Warzecha: Warto nie ulegać emocjonalnym narracjom i zaufać nauce
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Polityka hieny ma się dobrze
Opinie polityczno - społeczne
Migalski: Prezydencko-partyjne trzęsienie ziemi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie flotą może być przyjemnością
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Ameryka na mieliźnie? Oto kwintesencja cywilizacji celebryckiej