Dwadzieścia lat w żaden ostateczny sposób nie definiuje naszych związków z Unią, te mają dużo dłuższy rodowód, podobnie jak nasza europejska aspiracja. Pominę odległą historię, która przecież jest jednoznaczna. Byliśmy integralną częścią łacińskiej Europy przynajmniej od czasu chrztu Mieszka; politycznie zawsze ciążyliśmy ku Zachodowi. I nawet jeśli były w polskiej historii epizody włączania nas w krąg cywilizacyjny Wschodu, zawsze były efektem dramatyzmu dziejów; politycznej przemocy. Frymarczenia polską niepodległością. Zarówno za czasów carskich, jak i później, sowieckich. Ale nie było nam z tym Wschodem po drodze. Polska wolność zawsze wiązała się z próbą zerwania moskiewskich kajdanów. Równie to było jasne dla powstańców styczniowych, jak dla pokoleń wychowanych w Polsce Ludowej.
Te ostanie czasy pamiętam już ze swojego doświadczenia. Polska droga do wolności, w tym arcyważny epizod Solidarności, to było nic innego jak wyrywanie się z przyciasnego garnituru wymuszonej miłości do Związku Radzieckiego. I marzenie o Europie.
Czytaj więcej
Na brukselskich korytarzach Polacy dopiero niedawno zaczęli być uważniej słuchani. Szkoda, że powodem jest wojna na Wschodzie – pisze korespondentka „Rzeczpospolitej” w Brukseli.
Paradoksalnie pierwszy krok – o czym mało kto pamięta, a było to oczywiste rzucenie Sowietom rękawicy – wydarzył się 16 września 1988 roku. To właśnie wtedy doszło do oficjalnego nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a Wspólnotą Europejską. Rok później, 19 września 1989 r. w Warszawie, podczas pierwszej wizyty w Polsce przewodniczącego Rady Ministrów Komisji EWG, podjęto negocjacje w sprawie umowy o handlu i współpracy handlowej i gospodarczej. To były ważne momenty; zwłaszcza pierwszy, mało zgodny z oficjalną doktryną, za to wychodzący naprzeciw oczywistym emocjom i oczekiwaniom Polaków.
20 lat Polski w Unii Europejskiej. Ważniejsza niż przeszłość jest przyszłość
Wszystko zmienił na dobre pamiętny czerwiec 1989 roku. Kiedy – a byłem jednym z tych szaleńców, którzy wywieszali plakaty wyborcze Komitetu Obywatelskiego Solidarność – było dla nas oczywiste, że celem są wspólnoty: europejska i atlantycka, choć wiedziało się zarazem świetnie, jak długi dystans nas od tego celu dzieli. Historia naniosła jednak na nasze myślenie istotną korektę. Komuna rozsypała się od powiewu czerwcowego wiatru jak domek z kart. Szybciej, niż zakładaliśmy.