Morawiecki: Złapać robota za rogi

Globalni gracze, czyli wielkie korporacje wspierane mniej lub bardziej bezpośrednio przez rządy, zajęli miejsca przy stoliku i bronią swojego stanu posiadania. Czy Polska może się dosiąść i wziąć udział w grze? – rozważa wicepremier.

Aktualizacja: 26.01.2016 14:40 Publikacja: 25.01.2016 18:57

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki

Foto: materiały prasowe

Ważnym motywem tegorocznego szczytu w Davos, o fundamentalnym znaczeniu dla gospodarki w naszym regionie, była przyszłość rynku pracy, a głównie kwestia wpływu, jaki wywierać będą w tym obszarze przemiany technologiczne. I tu na pierwszym planie pojawiła się robotyzacja. Nawet jednym z emblematów Davos był robot. Zdaje się, że organizatorzy forum chcieli tym samym pobudzić uczestników do myślenia, jak będzie wyglądał świat wtedy, gdy znaczną ilość pracy będą za nas wykonywać maszyny, roboty, komputery.

Znikające zawody

U naszych bram czeka nowa rewolucja technologiczna, oznaczająca zmiany we wszelkich wymiarach życia, z których praca należy do najbardziej wrażliwych. Nad światem krąży dziś widmo „końca pracy" i znikających zawodów. To tylko pozornie przypomina wizje rodem z filmów science fiction. Jeden z francuskich tygodników zażartował nawet kiedyś ponuro, że jedynym zawodem, który nie musi bać się robotyzacji, jest... ksiądz.

Żart dziennikarza może się okazać swoistym epitafium dla jego zawodu, zważywszy, że nawet wytwarzanie treści dziennikarskich może być, i coraz częściej bywa, procesem zautomatyzowanym, w którym ludzi piór zastępują algorytmy i aplikacje. Od produkcji przemysłowej przez rolnictwo po analizę danych biznesowych, rynkowych i społecznych maszyny zabierają pracę ludziom. Jeśli wciąż wielu zawodów, np. w gastronomii, nie wykonują jeszcze roboty, to jest to wynikiem jedynie smutnego faktu, że człowiek jest po prostu (na razie) tańszy.

Problem znikających miejsc pracy z powodu ekspansji robotyki jest globalny. Dotyczy nawet takich krajów jak USA czy Niemcy. Z niedawnej publikacji Carla Freya i Michaela Osborne'a, naukowców z uniwersytetu w Oksfordzie, wynika, że 47 proc. zawodów w USA jest zagrożonych całkowitą automatyzacją.

W pierwszej kolejności zagrożone są miejsca pracy i stanowiska wykorzystujące niskie kwalifikacje, a przy tym słabo opłacane. To ich kosztem będzie rosła produktywność w gospodarce. Zaawansowane specjalności będą mniej podatne na zagrożenia ze strony automatyzacji.

Proces ten będzie miał jednak dalekosiężne konsekwencje związane z podziałem przychodów. Skorzystają na tym ci, którzy będą właścicielami i twórcami robotów, stracą tzw. zwykli pracownicy, na których zapotrzebowanie rynkowe będzie coraz mniejsze.

Nie wszyscy mogą należeć do szczęśliwej mniejszości. Niemożliwe jest przecież, by całe społeczeństwo składało się z inżynierów, właścicieli technologii i wysoko wykwalifikowanych, dobrze opłacanych specjalistów. Ktoś będzie siłą rzeczy stratny.

Kwestia sprawiedliwego podziału dochodów i zasobów stanie się pierwszoplanową kwestią społeczną i polityczną. Trzeba będzie zadbać o to, by w erze zmniejszającego się zapotrzebowania na siłę roboczą popyt nadal nadążał za podażą. Tylko tak będzie można zaradzić wyzwaniom robotyzacji dla rynku pracy. Ale jest kilka światełek w tunelu...

Nadrobić dystans technologiczny

Najlepiej z wyzwaniami na linii robotyzacja–rynek pracy radzą sobie takie kraje, jak Japonia, Korea Południowa czy – w Europie – Szwecja. One mocno stawiają na edukację i rozwój zaawansowanych technologii. O ile zatem wiele krajów wysoko rozwiniętych zdążyło się w niemałym stopniu dostosować do nowych warunków, o tyle przed krajami o średnim poziomie rozwoju (jak Polska) stoi poważne wyzwanie.

Na pewno nie powinniśmy tej nowej fali rewolucji technologicznej demonizować. Także w przeszłości kolejne fale przemian zagrażały zastanej rzeczywistości ekonomicznej, ale w jej miejsce tworzyły nową rzeczywistość – z nowymi zawodami, nowymi stylami życia i organizacji społecznej.

Powinniśmy się natomiast dobrze do tej rewolucji przygotować. To na pewno. Zwłaszcza że mamy w Polsce narastający problem braku miejsc pracy dla absolwentów kierunków politechnicznych oraz szczupłości przemysłu zdolnego do korzystania z niejednokrotnie wybitnej kreatywności naszych młodych inżynierów. Zarazem wyzwaniem ciągle aktualnym jest nadrabianie dystansu dzielącego nas od gospodarek nadających ton w wyścigu technologicznym.

To m.in. na bazie najnowszych technologii opieramy strategię rozwoju polskiego przemysłu. W erze robotyzacji szansą dla ludzi jest to, że ktoś te roboty musi tworzyć, programować, wdrażać na rynkach i obsługiwać. Kompetencyjnie jesteśmy do tego przygotowani. Tak jak od lat do najściślejszej czołówki należą młodzi polscy informatycy, tak też nasi konstruktorzy robotów przyzwyczaili nas do swoich triumfów na najbardziej prestiżowych konkursach świata.

Dziś, kiedy siła gospodarcza w dużej mierze jest pochodną zdolności biznesu do efektywnego wchłaniania nowych technologii, wiele zależy od stopnia zorganizowania współpracy między systemem edukacji, biznesem i państwem. Kraje wysoko uprzemysłowione są z natury rzeczy uprzywilejowane w tym wyścigu.

Pozycje na globalnej mapie gospodarczej zajęte po II wojnie światowej, mocno wsparte odpowiednią polityką patentową, sprawiają, że młodszym zawodnikom w tych dyscyplinach jest znacznie trudniej wejść na boisko. Polska, będąc w zniewoleniu komunistycznym, nie mogła wziąć udziału w tym wyścigu.

Rozwojowe priorytety

Z takiego stanu rzeczy płyną ważne wnioski dla Polski i naszej strategii rozwoju gospodarczego. Przede wszystkim należy mocno postawić na przemysł nowej generacji i zainwestować w te jego gałęzie, które potrzebują pracowników o wysokich kwalifikacjach. Dziś polski przemysł absorbuje rynek pracy w stopniu mniejszym, niżby to wynikało z jego potencjału. Polska myśl techniczna nie może przez to wytwarzać wartości dodanej dla gospodarki.

Nasz przemysł, chcąc wchodzić na rynek międzynarodowy, natrafia na różne bariery. Globalni gracze, czyli wielkie korporacje wspierane mniej lub bardziej bezpośrednio przez rządy, zajęli miejsca przy stoliku i w sposób naturalny bronią swojego stanu posiadania. Dlatego tak trudno o prawdziwą globalną konkurencję na rynku energii, biotechnologii czy wytwarzania technologii teleinformatycznych.

Czy Polska może się dosiąść do takiego stolika i wziąć udział w globalnej grze? Naszą gospodarczą racją stanu jest podjęcie takiego wyzwania. Mamy piękne przykłady ekspansji polskich firm, ale tych firm jest wciąż zbyt mało. Dlatego należy szerzej stosować instrumenty wsparcia w postaci kredytów i poręczeń eksportowych, zachęt podatkowych do inwestowania w badania i rozwój itd.

Wszystko, warto to podkreślić, w oparciu o strategiczny wybór rozwoju w ramach polskich specjalizacji, które będą systemowo wspierane przez państwo, system edukacji, politykę podatkową i regulacyjną. Siłą rzeczy strategia ta musi kłaść nacisk na wysokie kwalifikacje i zaawansowany poziom technologiczny. Tylko tak możemy wziąć skutecznie tego byka, pardon – robota, za rogi. Te priorytety rozwojowe dla Polski tegoroczny szczyt w Davos uwypuklił jeszcze dobitniej.

Autor, historyk i ekonomista, jest wicepremierem i ministrem rozwoju w rządzie Beaty Szydło. W latach 2007–2015 był prezesem BZ WBK.

Ważnym motywem tegorocznego szczytu w Davos, o fundamentalnym znaczeniu dla gospodarki w naszym regionie, była przyszłość rynku pracy, a głównie kwestia wpływu, jaki wywierać będą w tym obszarze przemiany technologiczne. I tu na pierwszym planie pojawiła się robotyzacja. Nawet jednym z emblematów Davos był robot. Zdaje się, że organizatorzy forum chcieli tym samym pobudzić uczestników do myślenia, jak będzie wyglądał świat wtedy, gdy znaczną ilość pracy będą za nas wykonywać maszyny, roboty, komputery.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Renaud Girard: Polska - czwarta siła w Europie
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom
Opinie polityczno - społeczne
Warzecha: Warto nie ulegać emocjonalnym narracjom i zaufać nauce
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Polityka hieny ma się dobrze
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie polityczno - społeczne
Migalski: Prezydencko-partyjne trzęsienie ziemi