Pierwsza bitwa o Belweder w 1990 roku praktycznie zbudowała rodzimą scenę polityczną na kilka lat. W obozie Lecha Wałęsy ukształtowały się takie byty, jak Porozumienie Centrum, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe czy Kongres Liberalno-Demokratyczny, a zwolennicy Tadeusza Mazowieckiego zorganizowali się w takich podmiotach, jak Unia Demokratyczna. Tamto starcie pozwoliło także zjednoczyć się różnym nurtom ruchu ludowego (tym związanym z PRL i tym będącym wcześniej wobec niej krytycznymi) czy dać nadzieję postkomunistom na przetrwanie i przyszłe sukcesy (stosunkowo dobry wynik Włodzimierza Cimoszewicza).
Następne wybory prezydenckie w 1995 roku stworzyły de facto Ruch Odbudowy Polski, na bazie niezłego startu Jana Olszewskiego. O wiele bardziej brzemienna w skutkach była elekcja z 2000 roku – wskutek katastrofalnego wyniku Mariana Krzaklewskiego powstało Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska (oczywiście były i inne czynniki sprzyjające narodzinom tych dwóch partii). Oba te ugrupowania ukształtowały polską politykę na następne ćwierć wieku.
Czytaj więcej
Zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości jest na dramatycznie niskim poziomie - powiedział w programie "Rzecz o Polityce" szef klubu parlamentarnego Polski 2050, Paweł Śliz.
Z kolei wybory 2005 roku umocniły pozycję Samoobrony jako trzeciej siły politycznej w kraju oraz... zakończyły marzenia o wspólnych rządach PO–PiS, na długie lata wykopując rów aksjologiczny między tymi formacjami. Potwierdziła to elekcja z 2010 roku (przyspieszona z powodu katastrofy smoleńskiej) – partie Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego weszły z śmiertelną wojnę ideową i polityczną. Z kolei starcie w 2015 roku dało okazję Pawłowi Kukizowi do założenia swojej formacji, a elekcja o pięć lat późniejsza pomogła Szymonowi Hołowni zrobić to samo.
Zagrać na nosie Jarosławowi Kaczyńskiemu
To tylko bardzo pobieżny przegląd wpływu wyborów prezydenckich na kształtowanie się systemu partyjnego w Polsce (zainteresowanych szczegółową analizą tego fenomenu odsyłam do mojego artykułu o tym właśnie tytule w książce mojego i profesora Rafała Glajcara autorstwa, opublikowanej w Wydawnictwie Sejmowym). Warto sobie zadać pytanie, czy najbliższa walka o najwyższy urząd w państwie nie przyniesie podobnych skutków.