Rusłan Szoszyn: Mobilizacja 500 tysięcy? Zełenskiego krzyk przed ostatnią bitwą

Prezydent Ukrainy stoi przed bardzo trudnymi decyzjami i sugeruje, że nie chce prowadzić wojny "każdym kosztem". Musiałby zaryzykować, a błąd może oznaczać tylko jedno - przegraną wojnę z Rosją.

Publikacja: 20.12.2023 15:33

Wołodymyr Zełenski

Wołodymyr Zełenski

Foto: AFP

Wiele wskazuje na to, że idąc do dziennikarzy na wtorkową konferencję prasową prezydent Ukrainy już wiedział, co tak naprawdę chce przekazać Ukraińcom i światu. Zaskoczył odpowiadając już na pierwsze pytanie mówiąc o tym, że wojskowi dowódcy zaproponowali mu na naradzie zmobilizowanie dodatkowo 450-500 tys. żołnierzy.

Rozmowy podczas takich narad u zwierzchnika sił zbrojnych są ściśle tajne. I wygląda na to, że prezydent Ukrainy po raz pierwszy w czasie trwającej od blisko dwóch lat wojny nie chce podejmować samodzielnej decyzji na podstawie propozycji wojskowych. Potrzebuje rady społeczeństwa.

Zmobilizować pół miliona ludzi nie będzie łatwo

Wołodymyr Zełenski wprost zasugerował, że od rozwiązania problemu deficytu żołnierzy zależą perspektywy kontrofensywy i nawet obrony obecnych pozycji na froncie wojny z Rosją. Ale jednocześnie zaznaczył, że nie podjął jeszcze żadnych decyzji co do mobilizacji i czeka na „więcej argumentów”.

Czytaj więcej

Ukraińska armia chce mobilizacji kolejnych Ukraińców. Do wojska trafi 500 tys. osób?

Opowiedział się też za tym, by propozycje wojskowych uwzględniały demobilizację przynajmniej tych, którzy walczą najdłużej. Niektórzy nie widzieli swoich bliskich od początku rosyjskiej inwazji, od 24 lutego 2022 roku. Od jakiegoś czasu na ulicach Kijowa i innych ukraińskich miast protestują ich krewni. Dzieci, którzy towarzyszą podczas takich akcji matkom, często pytają: dlaczego mój taka jest od dwóch lat na wojnie, a tata mojego kolegi codziennie jest w domu? Zełenski nie może ignorować takich głosów, ale jednocześnie sugeruje, że wojskowi na razie wcale nie są przekonani do częściowej demobilizacji.

Z mobilizacją nowych może być problem, a zwłaszcza jeżeli ma dotyczyć pół miliona ludzi. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że pracownicy komend uzupełnień wręczają wezwania do armii mężczyznom w wieku poborowym na ulicach, w knajpach i  siłowniach. Nie byłoby takiej potrzeby, gdyby stały kolejki ochotników, jak to było na początku wojny.

A zapewne będą też tacy, którzy po wtorkowej konferencji prasowej prezydenta, zaczną szukać dróg ucieczki z kraju. Skala zjawiska jest duża. Wystarczy spojrzeć na regularne komunikaty Służby Bezpieczeństwa Ukrainy dotyczące walki z grupami przestępczymi, które za pieniądze załatwiają m.in. fałszywe orzeczenia lekarskie i pomagają uciekać za granicę. A niektórzy poszli jeszcze dalej i już za wynagrodzenie „wyciągają” mężczyzn znajdujących się w szeregach armii, zaledwie kilka dni temu informowało o tym SBU.

Ukraińcy muszą zaczynać liczyć na siebie, odbudowywać gospodarkę

- Skąd weźmiemy na to pieniądze? - pytał na konferencji prasowej prezydent zdradzając, że mobilizacja kosztowałaby budżet 500 mld hrywien (równowartość 53 mld złotych). Poszedł dalej i wyliczał, że na jednego walczącego żołnierza musi pracować sześciu podatników.

Przyznał też, że nie ma skąd wziąć dodatkowo 3 mln pracujących i płacących podatki obywateli, którzy pokryją te koszty. Wie o czym mówi, bo tegoroczne dochody państwa ukraińskiego (ok 47 mld dolarów) niemal w całości zostaną skierowane w 2024 roku na obronę. Prawo ukraińskie wymaga, by m.in. pensje wojskowym wypłacano z „ukraińskich pieniędzy” i nie było uzależnione od pomocy zagranicznej (która i tak już finansuje połowę budżetu kraju). Bo nikt w Waszyngtonie czy w Brukseli nie zagwarantuje, że długo będą w stanie finansować Kijów. Na razie nie przegłosowali nawet pakietów pomocowych na przyszły rok. Ukraińcy więc muszą myśleć o odbudowie własnej gospodarki i na pewno nie wzmocni jej stanu zapędzenie w kamasze pół miliona młodych mężczyzn.

Czytaj więcej

Nie ma pieniędzy. Ukraina już tylko się broni

Z wypowiedzi Zełenskiego między wierszami można wyczytać, że gospodarka nie udźwignie większej liczby żołnierzy na froncie. A szacuje się, że obecnie w szeregach armii ukraińskiej i innych walczących z Rosją jednostek już jest ponad 1,3 mln ludzi. Wszystkich trzeba ubrać, nakarmić, zapewnić broń i wystarczającą ilość amunicji. A już z tym są problemy.

Czy Ukraina zagra va banque?

W ogarniętym wojną kraju nie jest przypadkiem to, że prezydent ujawnia swoje wątpliwości co do kolejnej fali mobilizacji i nawet wchodzi w polemikę z wojskowymi za pośrednictwem mediów.

Kluczem do zrozumienia sytuacji mogą być najnowsze sondaże, z których wynika, że większość Ukraińców już nie ufa Radzie Najwyższej i rządowi. Nie ufają nawet ludziom z najbliższego otoczenia prezydenta, maleje też zaufanie wobec samego Zełenskiego. Z kolei dowódca sił zbrojnych gen. Wałerij Załużny cieszy się największym poparciem i zaufaniem niemal 90 proc. obywateli. I wygląda na to, że Zełenski postanowił „podzielić się” z wojskowymi ryzykiem, jakie może wynikać z mobilizacji kolejnych pół miliona ludzi. A jeżeli kolejna kontrofensywa się nie powiedzie? Czy Ukraińcy są w stanie zagrać va banque dla odzyskania swoich terytoriów? Zełenski nie mówi „nie”, ale wygląda na to, że chce, by każdy Ukrainiec spojrzał w lustro i odpowiedział sobie sam na to pytanie.

Wiele wskazuje na to, że idąc do dziennikarzy na wtorkową konferencję prasową prezydent Ukrainy już wiedział, co tak naprawdę chce przekazać Ukraińcom i światu. Zaskoczył odpowiadając już na pierwsze pytanie mówiąc o tym, że wojskowi dowódcy zaproponowali mu na naradzie zmobilizowanie dodatkowo 450-500 tys. żołnierzy.

Rozmowy podczas takich narad u zwierzchnika sił zbrojnych są ściśle tajne. I wygląda na to, że prezydent Ukrainy po raz pierwszy w czasie trwającej od blisko dwóch lat wojny nie chce podejmować samodzielnej decyzji na podstawie propozycji wojskowych. Potrzebuje rady społeczeństwa.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Powódź 2024. Raport NIK jak lekcja
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Miłosz: Czy powódź przekona polityków, by oddali komunikację w ręce specjalistów
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Państwo to strażak i urzędnik. W powodzi nie zawiedli
Opinie polityczno - społeczne
Renaud Girard: Polska - czwarta siła w Europie
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom