Dlatego Dobrosz-Oracz jest za tzw. opcją zero. Trzeba
wszystko zlikwidować. Powiem wprost: wyrzucić wszystkich, którzy tam pracują –
przekonywała. - Jak ktoś raz się zhańbił, to już nic z tego po prostu nie
będzie. Jednak, żeby uniknąć wrażenia czystki, trzeba powołać „coś na kształt
komisji antymanipulacyjnej". Jak ktoś uważa, że nie złamał zasad, niech
przed nią stanie. Posiedzenia komisji powinny być transmitowane przez
telewizję.
Tym razem jednak będzie inaczej. To media mają być opium dla
mas. Tylko oświecona władza będzie znała prawdę
Zapachniało „komisjami weryfikacyjnymi” ze stanu
wojennego. Towarzystwo Dziennikarskie
apeluje o transparentny wybór szefów oczyszczonych mediów publicznych. Czy
konkursy będą transmitowane?
Marcin Wolski tworzył propagandę dla betonowego elektoratu
Zgadzam się w zupełności z red. Dobrosz-Oracz w jej krytyce
programów informacyjnych TVP i TVP Info. Ich twórcy i realizatorzy uprawiali
prymitywną oraz nachalną propagandę. Przyznał to sam Marcin Wolski, twórca i
uczestnik programu „W tyle wizji”, w przypływie szczerości, na spotkaniu
powyborczym w klubie Ronina:„mówię to jako współwinny – stwarzaliśmy propagandę
na gorszym poziomie niż lata 70. (…) Ten naród został po prostu upokorzony”.
Dalej Wolski mówił o „propagandzie, która lała się przez
ostatnie miesiące”, o „propagandzie adresowanej do betonowego elektoratu”, że
to była „strata czasu i pieniędzy”. (...) „zwyciężyła logika walki, logika
stalinowska: kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”.
Dodam od siebie, że wśród tych 450 tysięcy głosów, które PiS
stracił w tych wyborach od 2019 roku, na rzecz głównie TD i Konfederacji, znajdują
się wyborcy, których odstraszyła agresywna propaganda i seansy nienawiści w TVP
Info i Wiadomościach.
List otwarty Roberta Mazurka do Danuty Holeckiej
W 2019 roku, po
kolejnym zwycięstwie wyborczym PiS-u, Robert Mazurek w „Liście otwartym
do Danuty Holeckiej” napisał :„W tępej propagandzie sukcesu jesteście
gierkowscy, w nagonkach na opozycję gomułkowscy,
a w estetyce jaruzelscy. Tyle, że za Jaruzela było
klarowniej, bo oni przynajmniej występowali w mundurach, a wam
ich nie sprawiono”.
Tak jak teraz poseł Kołodziejczak zaatakował Mazurka, tak i
wówczas dziennikarze związani z obozem władzy PiS wylali na jego głowę kubły
pomyj. Mateusz Matyszkowicz, wówczas wiceprezes TVP pytał zdumiony: „Jak można
porównać nas do propagandzistów gomułkowsko-jaruzelskich, skoro to my właśnie
przez tyle lat z takimi propagandzistami walczyliśmy!” Nie zauważył tego,
że z subtelnego filozofa przeobraził się w szefa tępej propagandowej tuby PiS-u.
Po każdej zmianie ekipy rządzącej pierwszym łupem zwycięzców
zawsze były media publiczne. Teraz też, szykująca się do przejęcia władzy
koalicja KO, Trzecia Droga i Nowa Lewica, za pierwsze i najpilniejsze zadanie
uznała przejęcie TVP i Polskiego Radia i dokonanie w nich „czystek”.
Paweł Moskalewicz poleca pójście po bandzie
Paweł Moskalewicz w „Polityce” w artykule pt.: „Sposób na
Holecką” przedstawia plany opozycji na blitzkrieg w przejęciu mediów
publicznych. Z analizy wynika, że
legalnie się nie da, więc trzeba „pójść po bandzie”. Po przejęciu TVP wystarczy
zwolnić około 100 dyrektorów, kierowników, prezenterów i reporterów, takich jak
Danuta Holecka, Michał Rachoń i Miłosz Kłeczek. Na zwolnione miejsca czeka
„zasób specjalistów zwolnionych kiedyś przez dobrą zmianę, którzy gotowi są
wrócić do pracy”.
Dziennikarz powołuje się na prezesów TVP w czasach rządów
SLD, PSL, UD i PO Juliusza Brauna, Roberta Kwiatkowskiego i Jana Dworaka. Media
publiczne były w samym sercu pisowskiego państwa, były partyjną tubą – ocenia
Kwiatkowski. - Gdyby nie TVP, PiS miałby połowę ostatniego wyniku wyborczego.
Czystka w telewizji to akt sprawiedliwości.
Mówi to polityk, którego telewizję Robert Mazurek nazywał „Telewizją
białoruską z oddziałem w Warszawie”, a jego samego „brunatnym
Robertem”. Moskalewicz informuje, że nad projektem zmian w mediach publicznych
pracuje zespół pod kierunkiem Jana Dworaka.
Czy spod ręki polityka PO może wyjść projekt odpartyjnienia mediów?
Bracia Karnowscy i list w obronie wolności słowa
W reakcji na zapowiedzi czystki dziennikarze z TVP Info i
mediów braci Karnowskich, uderzyli na alarm, publikując „List otwarty w obronie
wolności słowa”. Sygnatariusze Listu pytają w nim:
„Czy stan
w którym wszystkie wielkie telewizje i portale internetowe będą takie
same, będzie można nazwać w ogóle demokracją? Nie. To będzie
prawdziwy reżim. Dlatego apelujemy do wszystkich Polaków o zdecydowany
opór wobec tego planu zniszczenia pluralizmu w mediach
publicznych i prywatnych”.
Podpisuję się pod tą konkluzją. Też jestem pewien, że
wrócimy do stanu, którego symbolem jest dla mnie zdjęcie z przesłuchania
prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w Pałacu Prezydenckim z 18
grudnia 2014 roku, na które wysłano ekipy z kamerami wszystkich ogólnopolskich
stacji TVP, TVN i Polsat. Jednak społeczeństwo nie obejrzało transmisji, bo jak
za czasów PRL, z Wydziału Propagandy KC PZPR redaktorzy dostali sygnał, że nie
wolno im włączać kamer. Jedynie reporter niszowej stacji Republika Michał
Rachoń transmitował to wydarzenie poprzez komórkę. Wygląda na to, że tym
razem nie popełni się takiego błędu i na pokoje władzy nie będą więcej
wpuszczani tacy „Rachoniowie”.
Ekipy „Wiadomości” TVP i Faktów TVN, po skończonej pracy powinny razem chodzić na wódkę
Problem jednak w tym, że „List” podpisali dziennikarze,
którzy przez 8 ostatnich lat czynnie uprawiali propagandę partyjną i ich
wiarygodność jest zerowa. Tak jak wiarygodność propagandzistów z Wiertniczej i
Czerskiej, którzy też słusznie protestowali w liście otwartym przeciwko „lex
TVN” oraz zakupowi przez Orlen gazet regionalnych.
Celnie te dwie ekipy podsumował swego czasu Robert Mazurek,
pisząc, że ekipy „Wiadomości” TVP i Faktów TVN, po skończonej pracy powinny
razem chodzić na wódkę.
Jak Donald Tusk i PiS obiecywali odpartyjnienie mediów publicznych
Znamienne, że już nikt z obu obozów politycznych nie
odwołuje się dzisiaj do projektów, które miały stworzyć nad Wisłą „polskie
BBC”. Przypomnę tylko w telegraficznym skrócie. Kongres Kultury 2009
w Krakowie powołał Obywatelski Komitet Mediów Publicznych. Komitet
wypracował projekt ustawy o mediach publicznych. Miał obietnicę ówczesnego
premiera, Donalda Tuska, że ustawa zostanie uchwalona przez Sejm.
Miał również poparcie największego ugrupowania opozycyjnego, Prawa
i Sprawiedliwości. Inicjatywa ta cieszyła się także uznaniem
prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego (30 marca 2010 roku odbyło się w Pałacu
Prezydenckim spotkanie na ten temat).
Twórcy projektu postulowali zastąpienie KRRiT 50-osobowym
Komitetem Mediów Publicznych, który miał być wybierany w drodze
losowania spośród liczącego 250 osób tzw. zasobu kadrowego komitetu (utworzyć
go miały m.in. organizacje pozarządowe, ogólnopolskie stowarzyszenia
twórcze, dziennikarze, Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich).
Komitet miał wybrać siedmioosobową Radę Mediów Publicznych. I to ona
miała zarządzać mediami publicznymi. Nad jakością programów miał czuwać niezależny
od władz telewizji i radia Instytut Mediów Publicznych. Abonament
miała zastąpić powszechna opłata audiowizualna płacona wraz z PIT-em.
Po katastrofie smoleńskiej projekt wylądował w koszu.
Jeszcze w 2013 roku minister Michał Boni obiecywał, że przygotuje
nową ustawę medialną – nie przygotował i przyszło nowe rozdanie,
nieoczekiwanie wybory wygrał PiS. Początkowo jeszcze wielu, w tym ja,
żywiło nadzieję, że PiS dotrzyma obietnic z kampanii wyborczych
powołania „polskiego BBC”. Dobra zmiana obiecywała bowiem odpartyjnienie mediów
publicznych. Tymczasem pierwszą decyzją po zwycięstwie wyborczym było
powołanie na stanowisko prezesa TVP kontrowersyjnego polityka Jacka
Kurskiego, który udowodnił, że jest człowiekiem od „mokrej
roboty”, zasłynął „dziadkiem z Wermachtu” i powiedzeniem „ciemny lud
to kupi”.
Rafał Ziemkiewicz i Jacek Żakowski w jednej audycji?
Swoja własną wizję uzdrowienia mediów publicznych
przedstawił były prezes Klubu Jagiellońskiego Piotr Trudnowski, który już
nie wierzy w obiektywne i apartyjne media publiczne. Dlatego realistycznie proponuje ucywilizowanie
politycznej kontroli. Zmiana ma polegać na wymuszeniu pluralizmu politycznego w
mediach poprzez audycje, w których wspólnie gospodarzyliby
i maglowali swoich gości publicyści z przeciwległych biegunów.
Trudnowski marzy o programach, w których „obok
siebie stawaliby erudycyjni i wyraziści Rafał Ziemkiewicz i Jacek
Żakowski, gospodarczo spolaryzowani Łukasz Warzecha i Rafał Woś, <<filozoficznie>>
odklejeni od medialnej sztampy Tomasz Kwaśniewski i Krzysztof
Skowroński. Wreszcie wpuszczający do polskiej debaty trochę globalnych
kontekstów Jakub Dymek i Igor Janke”.
„Marzę o porankach, podczas
których na przemian polityków maglowałyby dziennikarki z różnych
medialnych baniek. Byłyby zdolne do konstruktywnej rozmowy z gośćmi
z różnych partyjnych galaktyk. Mógłbym tu wskazać Dominikę
Wielowieyską, Kamilę Baranowską, Elizę Olczyk i Agatę Szcześniak”.
Piotr Trudnowski marzy o lepszych mediach
Trudnowski marzy o takim cyklu audycji, jak The public
philosopher. Jego gospodarzem był jeden z najciekawszych współczesnych
myślicieli, krytyk merytokracji, komunitariański filozof z Harvardu –
Michael Sandel. W programach dyskutował nie z ekspertami lub
politykami, ale „z salą”. Zadawał uczestnikom sokratejskie pytania,
próbował dojść do źródeł ich poglądów w rozmaitych kontrowersyjnych
kwestiach – migracji, historii, redystrybucji, rozumienia patriotyzmu.
Aby ograniczyć patologię przejmowania pełnej kontroli nad
mediami publicznymi przez koalicję rządową, Trudnowski proponuje wprowadzić do
systemu „bezpiecznik” – zwiększyć liczbę
członków Rady Mediów Narodowych, tak by każda partia przekraczająca w wyborach
do Sejmu 5% poparcia miała w niej swoją reprezentację proporcjonalną do liczby
zdobytych w Sejmie mandatów.
Media publiczne jak narkotyk
Tak jak dla Marksa „religia jest opium ludu”, tak dla każdej
władzy w Polsce takim narkotykiem były media publiczne. Po ich przejęciu,
bardzo szybko się od nich uzależniają. W felietonie pt. „Dyrektor <<Trójki>>
unieważnił Kazika” z 16 maja 2020 roku ostrzegałem:
Tak jak dla Marksa „religia jest opium ludu”, tak dla każdej władzy w Polsce takim narkotykiem były media publiczne
„Od razu, gdy tylko zawłaszczyliście media
publiczne, napisałem że od tych mediów zginiecie, bo zapomnicie
w pewnym momencie, że to tylko propaganda
i manipulacja, i sami staniecie się jej ofiarami. Uwierzycie
w zafałszowany obraz rzeczywistości”.
Tym razem jednak będzie inaczej. To media mają być opium dla
mas. Tylko oświecona władza będzie znała prawdę.
Autor
Adam Socha
Autor jest dziennikarzem obywatelskim miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl