Odwołano jeden z paneli na Campusie Polska Przyszłości, imprezie animowanej przez wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej Rafała Trzaskowskiego. Dyskutować mieli: Grzegorz Sroczyński, związany do tej pory z Gazetą.pl i Radiem TOK FM, ale uchodzący za dysydenta w swoim medialnym obozie, a także Jan Wróbel i Dominika Sitnicka. I oto nagle prowadzący panel Marcin Meller ogłosił, że próbowano go zmusić do zrezygnowania ze Sroczyńskiego. Odmówił, tego panelu więc nie będzie.
Kilka osób się oburzyło i zrezygnowało z udziału w Campusie. Ale za „ukaraniem” Sroczyńskiego, bo krytykuje Donalda Tuska i nie akceptuje intelektualnego terroru dziwacznego internetowego środowiska Silnych Razem, opowiedziały się rozliczne postaci: od Romana Giertycha po Magdalenę Środę. Ich zdaniem, jeśli ktoś zachowuje własne zdanie wobec opozycji jest sojusznikiem PiS i na dokładkę „dziennikarskim celebrytą”.
Nazywanie Grzegorza Sroczyńskiego „celebrytą”, bo kilka razy w tygodniu śmie wypowiedzieć swoje zdanie, to istna tragikomedia. To człowiek skromny, a na dokładkę już kilka razy bity po głowie przez własne środowisko, w tym przez przełożonych z koncernu Agory. Kiedy zaś zarzuty formułują ludzie chronicznie zakochani w sobie, szukający poklasku plotkami, fantastycznymi teoriami i rzucanymi we wszystkich kierunkach inwektywami, mamy do czynienia z najbardziej absurdalnym kabaretem.
Przypomina się tytuł głośnej książki Alana Blooma „Umysł zamknięty”, choć ona dotyczyła kogoś innego: amerykańskich akademików o lewicowym obliczu; chodzi jednak o sam mechanizm. Próba przekształcenia mediów w żołnierskie oddziały maszerujące w rytm pobudki polityków, zmiana publicystów w recytatorów najświeższych przekazów dnia, trwa od lat: po lewej i prawej stronie.
W tzw. obozie demokratycznym jest to jednak, będę się upierał, bardziej kuriozalne. Te kręgi biją przecież cały czas na alarm z powodu ponoć zagrożonej wolności, w tym także mediów. A same kneblują usta coraz bardziej ochoczo. Giertych wyrażający na Twitterze radość z powodu tego, że Sroczyński stracił audycję w TOK FM, jawi się jako postać odrażająca. Nie przypominam sobie podobnych występów polityków pisowskich w stosunku do mediów, które oni uważają z kolei za „własne”. Skądinąd zaś mecenas w swojej satysfakcji z pognębienia komentatora nie trafił: dziennikarz znalazł nową pracę w jeszcze bardziej komercyjnym RMF FM.