Wpolskiej telewizji publicznej pracowałem całe trzy lata. Przychodziłem, jak większość ludzi mojego pokolenia, w 1990 r. z nadzieją, że uda się przekształcić tę maszynę propagandy w normalne publiczne medium. Wzorców dookoła było sporo, a nam, nowemu pokoleniu ludzi TVP, dano się kształcić w krajach, gdzie media publiczne realizowały swoją misję. Wzorcem było wszechpotężne i legendarne BBC, choć mnie los poprowadził do Stanów Zjednoczonych.
W Ameryce praktykowałem zarówno w stacjach nadawców publicznej sieci PBS, jak i w telewizjach komercyjnych. Co ciekawe, w realizowaniu misji dziennikarskiej między tymi dwoma światami nie było większej różnicy. Wszędzie spotykałem się z solidnymi gwarancjami niezależności dziennikarzy informacyjnych. Liderami anteny, czyli prowadzącymi newsy czy programy komentatorskie, byli zazwyczaj doświadczeni dziennikarze, z gigantycznym dorobkiem antenowym. Liczyły się wizerunek i nazwisko, a w ślad za tym legenda o poważnym traktowaniu zawodu.
Czytaj więcej
Jak integrować? To najważniejsze pytanie. I odpowiedź na nie trzeba formułować na wielu forach. Bez wątpienia tu, nad Wisłą. Ale również w Brukseli.
Co było dla mnie odkryciem, w amerykańskiej telewizji liczyło się najbardziej długoletnie „credibility”, wiarygodność, która od strony odbiorcy była gwarancją, że dziennikarz traktuje telewidzów poważnie i prezentuje im nawet najtrudniejszą prawdę, a od strony nadawcy dawała gwarancję, że dziennikarze nie będą podatni na presję czy manipulację.
Czyja to była epoka? Barbary Walters, Toma Brokaw, Dana Rathera, Petera Jenningsa, Waltera Cronkite’a, Larry’ego Kinga. To były ekstremalne gwiazdy amerykańskiego, czyli światowego systemu medialnego. Zarabiali miliony dolarów, ale musieli być nieskalani. Jakikolwiek skandal korupcyjny, cień choćby podejrzenia, że skusili się na jakikolwiek podejrzany dochód, natychmiast zrzuciłby ich z piedestału i strącił w nicość. Zasadą tego zawodu było totalne oddanie się interesowi odbiorcy, czyli obywatelskiemu prawu do prawdy.