Dzień zawarcia porozumenia wyborczego pomiędzy Koalicją Polską (skupioną wokół PSL) oraz Polski 2050 był ważnym wydarzeniem na polskiej scenie politycznej. Należy je oceniać z punktu widzenia kilku płaszczyzn.
Po pierwsze: porozumienie koalicyjne oznacza znaczne uporządkowanie polskiej sceny politycznej, szczególnie po stronie opozycyjnej. Dwa podobne pod względem programowym oraz sposobu uprawiania polityki ugrupowania zdecydowały się ostatecznie na „pójście pod jednym szyldem” w kampanii przedwyborczej. Oczywiście pomiędzy oboma ugrupowaniami występują różnice w dokumentach programowych, ale zespołom negocjacyjnym udało się wypracować wspólne minimum programowe.
Czytaj więcej
Pozornie KO, PSL i Polska 2050 nie znalazły porozumienia w sprawie wspólnego startu w wyborach, ale partie nie zamykają się na negocjacje, których nie chcą nagłaśniać medialnie.
Po drugie: oznacza to jednocześnie konieczność przekroczenia 8 proc. oddanych głosów w skali państwa, jako że Koalicja Polska wraz z ugrupowaniem Szymona Hołowni utworzyli koalicję wyborczą. Stanowi to pewne wyzwanie dla nowo powstałego bytu politycznego, ale cel wydaje się być w zasięgu możliwości. Oba ugrupowania w sondażach uzyskiwały 13–15 proc., stając się tym samym trzecim komitetem wyborczym w sondażach przedwyborczych. Na wspólnej konferencji prasowej pod gmachem Sejmu liderzy umawiających się stron deklarowali uroczyście program „trzeciej drogi” pomiędzy dwoma hegemonami polskiej sceny politycznej – z jednej strony Prawem i Sprawiedliwością, a z drugiej – Koalicją Obywatelską (utworzoną wokół Platformy Obywatelskiej). Podkreślano jednocześnie, iż „trzecia droga” nie musi oznaczać „trzeciej siły w parlamencie”, sugerując w ten sposób możliwość zajęcia lepszej lokaty w jesiennych wyborach do Sejmu.
Po trzecie: stanowi to dobrą wiadomość dla wyborców o umiarkowanych i centrowych poglądach, zmęczonych już „zapasami pomiędzy kolosami”. Wydaje się, iż w nadchodzących wyborach ludzie o takich poglądach nie będą już skazani na oddawanie głosu na tzw. mniejsze zło. Jednocześnie zawarcie koalicji pomiędzy PSL a ugrupowaniem Szymona Hołowni minimalizuje ryzyko utraty głosów oddanych na centrowe, mniejsze stronnictwa – istotne dla polskiej sceny politycznej. Jak podkreślali eksperci w dziedzinie systemów wyborczych, koalicja ugrupowań, która uzyskuje 17–18 proc. głosów w wyborach do Sejmu, staje się naturalnym beneficjentem metody d’Hondta przydzielającej mandaty poszczególnym komitetom wyborczym.