Frasyniuk, Markowski: Pożegnanie demokracji

Granica oddzielająca nieprzyzwoitą, populistyczną demokrację od systemu niedemokratycznego i autorytarnego została właśnie w Polsce przekroczona – twierdzą były lider opozycji demokratycznej i politolog.

Aktualizacja: 23.07.2017 21:33 Publikacja: 23.07.2017 20:41

Frasyniuk, Markowski: Pożegnanie demokracji

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Rutkowski

O ile wcześniej mogliśmy się sprzeczać, czy podział władz w Polsce istnieje czy nie, dziś nie ma co do tego wątpliwości. Niezależność sądownictwa to pieśń przeszłości. Prawo nie będzie w stanie bronić nas w sposób przewidziany demokratycznymi procedurami, a więc autonomicznie, zgodnie z duchem i literą prawa, najkrócej rzecz ujmując, drodzy współobywatele – choć zaskakująco spora część z was zdaje się tego nie dostrzegać – jesteście skazani na łaskę politycznych złoczyńców. Widoczny jest nie tylko zamiar ostatecznego rozmontowania demokracji („konstytucja to tylko książeczka"), ale i utrata samokrytycyzmu, i budowanie kultu jednostki (źli bojarzy chcą podwyżki paliw, a dobry car nie pozwala „sięgać do kieszeni Polaków").

Degrengolada osiągnęła swe apogeum, gdy Kaczyński, ot tak po prostu, wszedł na mównicę sejmową jak do magla, by zwrócić się do przedstawicieli suwerena słowami „zdradzieckie mordy i kanalie", co razem z powtórzoną tezą o zamordowaniu brata to silna sugestia, by najbliższe otoczenie zatroszczyło się o jego kontakt z rzeczywistością. To poważna sprawa. Choć obydwaj – w różny sposób, ale wielokrotnie – próbowaliśmy w przeszłości przestrzegać przed nadchodzącym politycznym mrokiem – postanowiliśmy podeprzeć się autorytetami intelektualnymi ostatniego półwiecza. Każdy z nich – Umberto Eco i Timothy Snyder – w pewnym momencie historycznym postanowił zaangażować się w sprawy publiczne. Ten pierwszy, znacznie starszy, pamiętający doświadczenia włoskiego faszyzmu i ten drugi, zeuropeizowany Amerykanin obserwujący rozwój spraw publicznych we własnym kraju, korzystając ze szkiełka i oka naukowca. Obaj ujawniają zaskakującą zbieżność myśli w opisywaniu politycznego zagrożenia, jakim jest rodzący się autorytaryzm, o tendencjach do przechodzenia w coś o wiele gorszego.

Wieczny faszyzm

W 1995 roku Umberto Eco wygłosił słynny wykład o „wiecznym faszyzmie", wskazując na 14 jego cech kluczowych. Podkreślmy, podobnie jak Eco, uważamy, że największym zagrożeniem jest to, że niedemokratyczne reżimy objawiają się najpierw w dość niegroźnej formie – ot trochę więcej dyscypliny i ładu, troszkę więcej redystrybucji w kierunku domniemanych uciśnionych, pozbawienie elit niesłusznych przywilejów, zapał reformatorski... wszystko to sprawia, że wielu nie dostrzega mrocznego tunelu na końcu tego pozornego światełka. W polskim przypadku ostatnich dwóch lat mamy – w odróżnieniu od okresu międzywojennego – na dodatek nieskrępowaną myślą apologetykę demokracji i fałszywy ultralegalizm prawny. Co więcej, owe 5 milionów Polaków wspierających obecnie rządzących naprawdę myśli, iż polityczne uzależnienie sądownictwa i całkowita dominacja egzekutywy w stanowieniu i funkcjonowaniu prawa oznacza wprowadzenie „lepszej formy" demokracji. W naszej „praktyce językowej" nie rozróżniamy zazwyczaj faszyzmu od nazizmu, a zwłaszcza wstępnej fazy istnienia faszyzmu/nazizmu, tych z lat 20. XX wieku, od nazizmu okresu II wojny światowej i Holokaustu. Odnosimy się w tym tekście do owej wczesnej fazy, narodzin zła, skupiając uwagę na włoskiej wersji faszyzmu, choć równie adekwatne byłyby doświadczenia portugalskie czy hiszpańskie owego okresu.

Jako cechy charakterystyczne tego systemu Umberto Eco wymieniał: kult tradycji, „działanie dla samego działania", strach przed odmiennością i innymi, głęboką frustrację społeczną, obsesję spisku, doniosłą rolę bohaterstwa w wychowaniu, selektywny populizm i kreowanie nowomowy. Wszystkie te elementy są obecne w propagandowym repertuarze PiS. We współczesnej Polsce panuje kult tradycji, przy czym jest to jaskrawie selektywna tradycja, a więc nie Armia Krajowa, ale „Żołnierze Wyklęci", brak krytycznej refleksji nad katastrofalnymi decyzjami dotyczącymi poszukiwania sojuszników w latach 1934–1938, zakropione mitami o powstaniu warszawskim i absolutna amnezja w kwestii zajęcia przez Polskę Zaolzia w 1938 roku, wybiórcza historia dominującej religii – to tylko drobna próbka owej „tradycji". Dochodzi do tego inwencja bliższa nam czasowo – „polegli" w Smoleńsku, wielka strategia budowania aliansu Międzymorza i inne polityczne rojenia.

Łączy się z tym inny element traktowany przez Eco jako fundament włoskiego faszyzmu, a mianowicie socjalizacyjna rola „bohaterstwa" (zjawisko to nazywamy po polsku „bohaterszczyzną"). W Polsce rządzonej przez PiS to spór o Muzeum II Wojny Światowej, o to by – jak mniemamy – wyrugować rozmowę o tym, dlaczego to właśnie Polska poniosła relatywnie największe straty podczas tej wojny. Dlaczego nadal poważnie traktujemy naszego ówczesnego ministra spraw zagranicznych, który bredził coś o wadze „honoru". Czy mamy dać się zwieść, że honor, o którym tak ochoczo prawił, jest ważniejszy niż życie 6,5 miliona Polaków? To właśnie dlatego części współobywateli podoba się żenujące przemówienie prezydenta Trumpa, który podbija bębenek, odwołując się dokładnie do tych elementów naszej historii, które dla innych narodów byłyby powodem do wstydu lub smutnej refleksji. Dlaczego ten, który pisał mu to przemówienie, nie wspomniał ani słowem o pięknych tradycjach wolności i tolerancji I Rzeczypospolitej, dlaczego zabrakło Skłodowskiej-Curie, Frycza Modrzewskiego czy Okrągłego Stołu? Zamiast tego kilkanaście minut o bitwie, w której na każde 200 osób zabitych po naszej stronie zginęła 1 (słownie: jedna) po stronie ówczesnego wroga. Czym tu się szczycić?

Bezrefleksyjność i obsesje

Kult działania dla samego działania, bezrefleksyjna neurotyczna aktywność, połączona z pogardą dla kompetencji, wartości merytokratycznych, nauki etc., skutkuje lawiną propozycji – od uchwalania bezsensownych ustaw, przez kilkanaście propozycji dotyczących abonamentu RTV po dwukadencyjność przedstawicieli władzy lokalnej. Strach przed odmiennością i innymi, zazwyczaj powiązany z nikłą wiedzą i brakiem tolerancji dla odmienności w ogóle, to recepta na rozpowszechnianie zabobonów, przesądów, skupianie się na własnym zaścianku, skutkuje niechęcią do – do tej pory – przyjaznych sąsiadów i ogólnie gatunku homo sapiens, tyle że posługujących się innymi językami i gustami kulinarnymi. Sekta wierząca w taką politykę wodza nie wie, że świat jest inny, bardziej zróżnicowany, ale nie wie też najważniejszego, że jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Wystarczyły dwa lata takiej polityki polskiego rządu, by sympatia do Polski i Polaków na świecie dramatycznie spadła. I niech nikogo nie zmyli wybór Polski na członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, bo pozostałymi czterema krajami wybranymi w tej samej turze były: Kuwejt, Wybrzeże Kości Słoniowej, Gwinea Równikowa i Peru... trudno myślącym ludziom bronić tezy, że to ma coś wspólnego z prestiżem tych krajów.

Faszyzm, o którym rozprawia Eco, naznaczony był irracjonalnością i de facto niechęcią do nowoczesności połączoną z traktowaniem odmiennego zdania, niezgody czy protestu jako zdrady. Stąd bezkrytyczna powszechność stosowanego języka obecnej ekipy w naznaczaniu każdego inaczej myślącego jako „drugiego sortu" czy „zdrajcy". Czegoś takiego w minionym ćwierćwieczu jeszcze nie było. Problem w tym, że latami będziemy odkręcać zasiane ziarno politycznej nienawiści w młodym pokoleniu, od kilku lat wyrastające w atmosferze przypominającej epokę rozkułaczania, wymazywania z historii prawdziwych bohaterów, a wstawianie w ich miejsce strachliwych oportunistów, którzy jeszcze w późnych latach 70. XX wieku cytowali w swych rozprawach naukowych sekretarzy PZPR. Tacy muszą chcieć na nowo kreatywnie pisać historie, bo w normalnej narracji historycznej ich po prostu nie ma.

Obsesja spisku – przekonuje Eco – jako zjawisko cechujące polityczne monowładztwo jest powszechna. W Polsce występowała ona jeszcze wyraźniej w okresie przed 2005 rokiem i w czasie pierwszej kadencji PiS u władzy. Wówczas wystąpił kłopot empiryczny – trudno było udowodnić istnienie „układu", także dlatego, że istniało wtedy niezależne sądownictwo, a i prezydent Lech Kaczyński nie był skory do naginania prawa czy kwestionowania konstytucyjnej wagi Trybunału Konstytucyjnego. Dziś może być inaczej, choć wydaje się, że spisek przybiera tym razem formę międzynarodową. Stanowiące przykład do naśladowania dla ekipy PiS Węgry wskazują wybrane fundacje, niezależne media (o zagranicznym kapitale, rzecz jasna), wybrane instytucje gospodarcze jako te elementy pejzażu życia publicznego, które służą złej sprawie. W sytuacji wyeliminowania trzeciego filaru władzy sprawa rozprawienia się z takimi „piątymi kolumnami" powinna potoczyć się gładko.

Kreowanie spisków jest możliwe zwłaszcza w sytuacji frustracji ludzi, a tę – choć bez wyraźnych powodów makroekonomicznych, przy spadającym bezrobociu, malejących nierównościach społecznych i fantastycznej poprawie stanu infrastruktury kraju oraz najwyższym wzroście PKB w Europie ostatniej dekady przed 2015 rokiem – udało się PiS-owi zręcznie wykreować, opowiadając o „kraju w ruinie". W Polsce po ćwierćwieczu transformacji było wiele rzeczy do poprawienia, należało pochylić się nad wykluczonymi, ale były to, po pierwsze, problemy raczej marginalne i zanikające, a po drugie – możliwe do rozwiązania w ramach konstytucyjnego porządku RP.

Selektywny populizm to w mniemaniu Eco narzędzie i styl polityki faszyzmu. Odrzucanie instytucji jako drogowskazów i ograniczników ludzkiej działalności jest tu połączone z kultem wodza, który – w domniemaniu jako jedyny – jest w stanie usłyszeć i rozpoznać wolę ludu. Dodatkowo, zamiast odrzucenia w całości „zgniłych elit", proponuje swoje, alternatywne „elity".

W końcu, Eco uważa za istotny język takich reżimów „nowomowę", znaną nam z przeszłości, obecnie propagowaną przez właściwie tę samą stację telewizyjną, w głównym wydaniu Dziennika Telewizyjnego. Występujący tam, mieniący się dziennikarzami, odczytują reżimowe konfabulacje na temat wydarzeń w Polsce, Europie i na świecie.

Lekcja XX wieku

Na podobne zagrożenie zwraca uwagę Timothy Snyder, gdy w swym eseju „O tyranii. 20 lekcji z XX wieku" przypomina o konieczności dbania o język. We wstępie do tej wyjątkowej i zwięzłej syntezy doświadczeń Europy XX wieku Snyder, świadom tego, że historia się nie powtarza, zaleca jednak by jej nie ignorować i traktować jako przestrogę. My sądzimy podobnie. Paralelizm ludzkiego myślenia, choćby taki jak między Eco i Snyderem, nie jest bowiem przypadkowy. Jest to kumulatywna i syntetyczna wiedza ludzi obdarzonych bądź to trafnym wglądem w istotę zjawisk historycznych, bądź to po prostu wiedzą wybitnego historyka. Snyder pisze: „Unikaj fraz, które słyszysz od wszystkich innych. Wyrażaj się na swój sposób, nawet jeśli chcesz przekazać tylko to, co twoim zdaniem powtarzają wszyscy. Postaraj się odgrodzić od internetu. Czytaj książki". Ten element przestrogi Snydera jest uzupełniony innym nakazem, którego respektowania obaj – w różnych okolicznościach i w różny sposób – domagamy się od wielu lat. Brzmi on: „Wierz w prawdę". Oddajmy głos amerykańskiemu historykowi: „Porzucenie faktów oznacza porzucenie wolności. Jeżeli nic nie jest prawdą, wówczas nikt nie może krytykować władzy, gdyż nie ma do tego żadnych podstaw. Jeżeli nic nie jest prawdą, to wszystko jest spektaklem, w którym najjaśniejszy blask reflektorów można kupić za największą sumę pieniędzy". Autor dalej mówi o kilku przejawach tego zjawiska: po pierwsze, otwartej wrogości wobec obiektywnych faktów i posługiwaniu się fałszem. Po drugie, o bezustannym powtarzaniu szamańskich zaklęć; chyba żaden element opisu Snydera nie pasuje tak dobrze do PiS-owskiej propagandy jak to zjawisko właśnie. Powtarzanie sloganów w rodzaju: „Polska w ruinie", „zamach w Smoleńsku", czy o konieczności zlikwidowania „układu" to zaledwie kilka przykładów tego sposobu uprawiania polityki. Po trzecie, o dominacji myślenia magicznego, czyli akceptacji sprzeczności. W nadwiślańskiej odmianie występuje to w postaciach bajek o tym, jak to na wszystko wystarczy pieniędzy. By w to wierzyć, trzeba ukształtować człowieka wątpiącego w poznawczy potencjał własnego rozumu. Należy np. nie zauważać, że rząd ten już zafundował Polakom wzrost cen produktów żywnościowych, prądu, usług bankowych, lekarstw, gazu i wielu innych dóbr.

W eseju Snydera zawarta jest także mądra wskazówka odnośnie do naszego stosunku do instytucji. „To instytucje pozwalają nam zachować przyzwoitość. One też potrzebują jednak naszej pomocy. (...) Instytucje nie obronią się same. Jeżeli nie będziemy chronić każdej z nich od samego początku, runą jedna po drugiej (...)". Rzecz w tym, że wielu zakłada, iż instytucje, które doprowadziły do władzy dane ugrupowanie polityczne, będą przez nie szanowane. Historyczne doświadczenia temu przeczą. W latach 30. XX wieku, podobnie jak dziś w Polsce, ugrupowanie, które dość przypadkowo zyskało prawo do zarządzania krajem bez oglądania się na koalicjantów czy opozycję, zazwyczaj nie wierzy w powtórkę podobnej konfiguracji wyborczej w przyszłości. Stąd zamach na „reguły gry", które powinny być w demokracjach trwałe. Jedna z najmądrzejszych definicji demokracji głosi, iż jest to „system zinstytucjonalizowanej niepewności". Rozkładając to na czynniki pierwsze, chodzi o trwałe reguły gry wyborczej dające wszystkim partiom możliwość uczciwego konkurowania w wyborach, wynik których jest nieznany. Sytuacja odwrotna: pewny wynik przy zmieniających się regułach gry to standardy rodem z Azji Centralnej lub okolic. Obawiamy się, że pomysły PiS-u na zmiany w ordynacji wyborczej przesuwają nas w te właśnie rejony geograficzne.

Bądź tak odważny, jak potrafisz

Snyder przypomina również, by pamiętać o etyce zawodowej. „Gdy przywódcy polityczni dają negatywny przykład, wynikające z etyki zawodowej zobowiązania do właściwego postępowania nabierają dodatkowego znaczenia. Trudno jest zniszczyć państwo prawa bez prawników lub urządzić procesy pokazowe bez sędziów. Reżimy autorytarne potrzebują posłusznych urzędników, a dyrektorzy obozów koncentracyjnych poszukują biznesmenów zainteresowanych tanią siłą roboczą". To niesłychanie aktualny problem w Polsce – wszak znaleźli się prawnicy nierozumiejący zapisów konstytucji odnośnie do sposobu powoływania sędziów TK i dziś wydaje im się, że w nim zasiadają; lekarze w randze ministra niekorzystający z wiedzy medycznej uchodzącej za pewniki tej dyscypliny naukowej, dziennikarze (tu największe rozczarowanie), z jednej strony bezmyślnie sprzedający się autorytarnemu reżimowi, z drugiej próbujący relatywizować czyste zło polityczne, zapraszający do swych programów nagminnych kłamców, czy milczący w swej masie przedstawiciele nauk społecznych, stanowią dla wielu niemiłe zaskoczenie.

„Miej się na baczności przed organizacjami paramilitarnymi". Przestroga ta nabiera szczególnego znaczenia, gdy w innym kontekście instytucjonalnym na stanowisko ministra obrony narodowej rozmyślnie delegowany zostaje człowiek mogący stanowić prototyp dowolnego komiksu szpiegowskiego. W sytuacji utraty intelektualnej kontroli nad strategicznymi celami państwa budowanie formacji paramilitarnej, opartej o janczarską zasadę rekrutacji zmarginalizowanych sierot społecznych, jest groźne. Wierzymy, że oficerowie Wojska Polskiego, jeśli zostaną wystawieni na próbę pacyfikowania odmiennie myślących rodaków, będą wiedzieli, jak się zachować. Dowartościowane przez reżim uzbrojone sieroty społeczne – niekoniecznie. „Kiedy uzbrojeni ludzie wkładają mundury i zaczynają maszerować z pochodniami i zdjęciami przywódcy, koniec jest bliski. Gdy popierające przywódcę bojówki mieszają się z policją i wojskiem, jest już po wszystkim". Niestety, pierwsze objawy zarządzania decyzjami policji przez aktywistów ONR miały miejsce i chętnych do takiego scenariusza raczej przybywa, niż ubywa...

W omawianym tu eseju jest jeszcze wiele ważnych wskazówek, jak rozpoznawać i przeciwstawiać się tyranii. W obecnej sytuacji Polski szczególnego znaczenia nabierają takie zalecenia jak „uprawiaj politykę w sensie fizycznym" (czytaj: wyjdź na ulicę i połącz się z innymi); „nasłuchuj niebezpiecznych słów", takich jak: ekstremizm, terroryzm, zagrożenie, a zwłaszcza – wyjątek. To ostatnie jest niesłychanie ważne – wiele złych praktyk rozpoczynało się od uzasadniania konieczności „wyjątków", to one niszczą instytucje i utrwalone zasady. Kilku ministrów obecnego rządu permanentnie używa tej retoryki, by uprawomocnić swoje łamiące prawo działania. Te czyny trzeba odnotowywać, zapamiętać i w odpowiednim czasie rozliczyć. „Okazuj gniew, gdy ktoś sięga do patriotycznego leksykonu" – uzupełnia ten wątek Snyder. Przed nami wielkie wyzwanie, zwłaszcza w obecnej dobie wprowadzania tzw. reformy oświatowej. Musimy uważnie patrzeć na propozycje nowych treści nauczania.

Przed nami, ludźmi wierzącymi, że demokracja liberalna ma sens, a jej obecne trudności są do naprawienia cywilizowanymi metodami (takie przesłanie dostała Europa w ostatnich miesiącach z Holandii, Włoch, Francji, Hiszpanii, gdzie w wyborach porażki lub sromotne klęski ponieśli tzw. populiści), stoi wielkie wyzwanie.

Zacytujmy jeszcze raz Timothy Snydera: „Bądź tak odważny, jak potrafisz. Jeżeli nikt z nas nie będzie gotowy zginąć za wolność, wszyscy umrzemy w tyranii". Dzisiaj, w naszym kraju, wystarczy wyjść i zapalić świeczkę...

O ile wcześniej mogliśmy się sprzeczać, czy podział władz w Polsce istnieje czy nie, dziś nie ma co do tego wątpliwości. Niezależność sądownictwa to pieśń przeszłości. Prawo nie będzie w stanie bronić nas w sposób przewidziany demokratycznymi procedurami, a więc autonomicznie, zgodnie z duchem i literą prawa, najkrócej rzecz ujmując, drodzy współobywatele – choć zaskakująco spora część z was zdaje się tego nie dostrzegać – jesteście skazani na łaskę politycznych złoczyńców. Widoczny jest nie tylko zamiar ostatecznego rozmontowania demokracji („konstytucja to tylko książeczka"), ale i utrata samokrytycyzmu, i budowanie kultu jednostki (źli bojarzy chcą podwyżki paliw, a dobry car nie pozwala „sięgać do kieszeni Polaków").

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Czas decyzji w partii Razem. Wybór nowych władz i wskazanie kandydata na prezydenta
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie Karol Nawrocki. Chyba, że jednak nie
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia