W maju 2016 r. wspólnie z Adamem Balcerem, Piotrem Burasem i Grzegorzem Gromadzkim ogłosiliśmy raport pt. „Jaka zmiana? Założenia i perspektywy polityki zagranicznej rządu PiS". Po sześciu miesiącach rządów „dobrej zmiany" doszliśmy do wniosku, że największa od 1989 r. reorientacja polskiej polityki zagranicznej została w pełni podporządkowana wymogom polityki wewnętrznej i planom radykalnych zmian ustrojowych. Przestrzegaliśmy, że prowadzić to będzie do izolacji Polski i utraty możliwości wpływu na rozwój Unii Europejskiej. Wydarzenia minionego roku potwierdziły tylko nasze obawy.
Konsekwencje polityki PiS zanalizowaliśmy na konkretnych przykładach w raporcie z lipca bieżącego roku pt. „W zwarciu: polityka europejska rządu PiS". Słowa prezydenta Macrona mogą zdziwić wyłącznie ze względu na ich otwartość i obcesowość, a nie ogólną wymowę. Mylą się ci, którzy sądzą, że jest to wyłącznie stanowisko Francji. Abstrahując nawet od zabawnych wypowiedzi premier Szydło i ministra Waszczykowskiego o braku doświadczenia Macrona czy o wyższości gospodarki polskiej nad francuską, znamienne jest zagubienie rządzących. Najwyraźniej wydaje im się, że krzyk jest w stanie zastąpić dyplomację, a wymachiwanie „marchewką", w postaci perspektywy ewentualnego zakupu francuskich okrętów podwodnych czy udziału w budowie siłowni jądrowych, uciszy głosy krytyki.
Komu potrzebna jest Polska?
Nie uciszy, albowiem istnieje świadomość, że gra toczy się nie o Polskę, lecz o przyszłość Unii Europejskiej, z Polską lub bez niej. Dla Europy, która po ponad 100 latach zakończyła, jak pisał Zbigniew Brzeziński, europejską wojnę domową, Unia Europejska, jej wewnętrzna spoistość i rozwój, także umiejętność negocjowania często sprzecznych interesów, ma podstawowe znaczenie. Rządy PiS przywróciły przeklęte pytanie: komu potrzebna jest Polska?
Nie tylko wśród elit politycznych, gospodarczych czy wojskowych, ale i wśród większości obywateli państw europejskich, po brexicie wzrosła popularność Unii i zaufanie co do jej przyszłego rozwoju. Umocni to tylko determinację liderów do przyspieszenia reform, podkreślania znaczenia ideowych podstaw integracji europejskiej i przeciwstawienia się tym, którzy sądzą, że będą w stanie temu przeciwdziałać. Ponowny wybór Donalda Tuska był pierwszym tego przykładem. Przedstawiciele PiS powołują się na sojusz z USA i rozlokowanie wojsk amerykańskich oraz NATO-skich w Polsce, czy na wizytę sekretarza generalnego NATO, jako dowód ważnej roli Polski na arenie międzynarodowej. Najwyraźniej nie rozumieją jednak, że nie są to elementy przygotowywania się do wojny z Rosją, lecz ograniczanie swobody działania Moskwy w regionie, zwiększanie bezpieczeństwa i przewidywalności, ale nade wszystko jest to forma negocjowania z Kremlem rozbieżnych interesów. Interesów, które omawiane będą bez Polski.
Stany Zjednoczone dostosowują swoją politykę do groźnych konfliktów i napięć – w Syrii i na Bliskim Wschodzie, Afganistanie, w Afryce i wobec Iranu, Turcji, Chin czy Rosji. Nowa ekipa szybko odkryła wartość sojuszu z Europejczykami i stara się załagodzić ekscentryczne wypowiedzi prezydenta Trumpa o NATO czy Niemczech. W tym układzie nie ma miejsca na polskie grymasy.