Prof. Andrzej K. Koźmiński: Parada zwycięstwa

Obie strony konfliktu zbrojnego w Ukrainie nie mogą go ani wygrać, ani przegrać, zatem nieuniknione jest jego zamrożenie. Określi ono na długie lata militarną, gospodarczą i polityczną sytuację na wschodniej flance UE i NATO.

Publikacja: 20.06.2024 04:30

Prof. Andrzej K. Koźmiński

Prof. Andrzej K. Koźmiński

Foto: r. gardziński

Tradycja nakazuje po zwycięskiej wojnie urządzić paradę zwycięstwa, wskazując miarę sukcesu zwycięzców i klęski przegranych. Takie parady odbywały się w Europie zarówno po pierwszej, jak i po drugiej wojnie światowej. Dzisiaj, kiedy Europa dopiero zaczyna zdawać sobie sprawę z ponownego uwikłania w konflikty zbrojne, warto zastanowić się nad perspektywami ich zwycięskiego zakończenia.

Najbardziej widocznym i najsilniej odczuwalnym konfliktem jest tocząca się na pełną skalę w ciągu ostatnich dwóch lat wojna w Ukrainie. Mimo zapewnień, że to „nie nasza wojna”, „nas tam nie ma”, „tylko pomagamy” itp., Europa jest pełnym uczestnikiem tej wojny obok USA, jako główny sojusznik i sponsor, zaplecze logistyczne, dostawca uzbrojenia. Rosja postrzega wojnę ukraińską jako domową i czuje się zagrożona ingerencją z zewnątrz.

Wojna Rosji z Europą

UE jest postrzegana przez Rosję jako wróg, przeciw któremu toczy ona hybrydową (lub „rozruchową”) wojnę od szeregu lat. Wyraża się ona w działaniach agentów wpływu usytuowanych od dawna w strukturach politycznych, państwowych i wojskowych krajów UE oraz wspieranych i finansowanych przez Rosję radykalnych ruchów wszelkiej ideologicznej maści, ostatnio głównie prawicowych. Istotne znaczenie ma także wojna psychologiczna i propagandowa prowadzona na najróżniejszych platformach i forach przy użyciu najnowszych technologii. Celem Rosji jest osłabienie poziomu integracji Europy i ostatecznie jej rozpad jako organizmu ponadnarodowego zdolnego do skutecznego przeciwstawienia się rosyjskiemu imperializmowi. Największym rosyjskim sukcesem był niewątpliwie brexit.

Europa nie zdążyła jak dotąd przygotować adekwatnej odpowiedzi instytucjonalnej, prawnej, strategicznej i potencjału intelektualnego na te działania. W niemałej części można to opóźnienie przypisać rosyjskim agentom wpływu, indywidualnym (politycy, publicyści, działacze itp.) i zbiorowym (ruchy społeczne i partie polityczne).

Warunkowi sojusznicy

Europa (UE) jest najważniejszym obszarem cywilizacji Zachodu, opartej na gospodarce rynkowej i prywatnej własności oraz państwie prawa i liberalnej demokracji. To świat globalizacji w wymiarze ekonomicznym i Pax Americana w wymiarze strategicznym i militarnym. Rosja postrzega ten układ jako zagrożenie dla siebie. Przeciwko takiemu porządkowi świata wielokrotnie wypowiadali się i wypowiadają autorytarni przywódcy Rosji, Chin czy Iranu, a nawet Turcji będącej członkiem NATO.

Punktem zwrotnym tej konfrontacji było znane przemówienie Władimira Putina na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2008 roku. W tym samym roku Rosja napadła na Gruzję. I można przyjąć, że w ten sposób zaczęła się wojna Rosji z całym wolnym światem i jego cywilizacją. W tej wojnie Rosja może liczyć na okazjonalne (choć nie bezwarunkowe) wsparcie innych autorytarnych reżimów. Celem jest osłabienie dominacji USA i tworzenie multipolarnego świata, złożonego z bloków państw wokół regionalnych mocarstw, dzielących między siebie sfery wpływów i płynące z nich korzyści.

Chiny, najważniejszy sojusznik Rosji, nie chcą dopuścić ani do jej klęski, ani do jej decydujących zwycięstw. Trudna sytuacja Rosji stwarza bowiem korzystne warunki dla utrwalenia jej pozycji jako podporządkowanego partnera Chin, co ułatwia im tanią eksploatację bogactw naturalnych tego sojusznika. Widać to wyraźnie przy okazji toczącego się sporu o finansowanie budowy gazociągu łączącego Rosję z Chinami.

Byle nie z Ameryką

Kluczowym czynnikiem w relacjach Rosji z jej warunkowymi sojusznikami jest miażdżąca przewaga militarna i ekonomiczna USA nad pozostałymi graczami. Nikt właściwie nie bierze pod uwagę wejścia w otwarty konflikt z Ameryką. Czytałem niedawno opinię, że zdolności operacyjne US Navy przekraczają stukrotnie zdolności operacyjne wszystkich marynarek wojennych świata.

Wojna z Zachodem toczona jest więc jako wojna hybrydowa według doktryny rosyjskiego teoretyka wojny E. Messnera, o której pisałem już na tych łamach (12.03.2024). Jest to z jednej strony intensywna agresja informacyjna, propagandowa i polityczna, z drugiej – lokalne konflikty zbrojne typu partyzanckiego, jak np. agresja Hamasu na Izrael czy skoordynowane akty terroru, dywersji i sabotażu m.in. w cyberprzestrzeni. Z trzeciej strony to lokalne regularne wojny, takie jak ukraińska czy koreańska, z czwartej wreszcie – wojna ekonomiczna zmierzająca do uszczuplenia zasobów przeciwnika (sabotaże łańcuchów dostaw, sankcje, blokady, gry celne itp.).

Do tego repertuaru wojny hybrydowej nie wpisałem zastosowania taktycznej broni nuklearnej. Zakładam, że taki scenariusz, o trudnym do przewidzenia przebiegu, nie zmieści się w rachunkach ryzyka prowadzonych przez strony konfliktów.

Permanentny stan wojny

Współczesne wojny realizowane są bez zbędnych ceregieli znanych z poprzednich epok. Nikt ich formalnie nie wypowiada i nikt nie oczekuje aktów kapitulacji, brak też chyba przestrzeni na parady zwycięstwa. Faktem jest, że jedynie Putin przygotowywał w „stylu rosyjskim” wielką paradę zwycięstwa w zdobytym Kijowie. Galowe mundury słynnych gwardyjskich dywizji pancernych: Tamańskiej i Kantimerowskiej, spłonęły jednak w setkach zniszczonych pojazdów wojskowych i czołgów.

Po ponad dwóch latach wojny stało się oczywiste, że pokonanie i unicestwienie Ukrainy wspieranej przez USA, UE i NATO przekracza siły dzisiejszej Rosji, nawet jeżeli zostanie usprawniony system dowodzenia armią. Jedyną nadzieją dla Rosji jest wycofanie wsparcia zachodnich sojuszników Ukrainy, na co się nie zanosi.

Utrzymanie Rosji w stanie militarnego „ugrzęźnięcia” w Ukrainie jest korzystne dla USA w sytuacji konfrontacji z Chinami. A okrucieństwo rosyjskich działań wobec ludności cywilnej w Ukrainie wystraszyło znaczną część Europejczyków, którzy nabrali słusznego przekonania, że po pokonaniu Ukrainy Rosja się nie zatrzyma i ruszy na nich.

Rosyjska gospodarka wojenna

Rosja weszła w tryb nakazowo rozdzielczej gospodarki wojennej, znanej z czasów Związku Radzieckiego. Takiej maszyny nie da się szybko zatrzymać i przestawić na tryb pokojowy. Rosja jest skazana na wojnę w najbliższych latach.

Mimo dysproporcji potencjału ekonomicznego Zachodu i Rosji gospodarka wojenna pozwoli Rosji utrzymać status quo w średnim okresie (kilku lat). Załamanie może nastąpić w wyniku narastającego zacofania technologicznego lub buntu w armii, podobnego do tego, który miał miejsce w roku 1917, i nieuniknionego rozpadu państwa.

W jednej ze swoich niedawnych wypowiedzi prezydent Joe Biden zauważył, że Putin walczy o utrzymanie jedności swego kraju. Jest to prawidłowe rozpoznanie. W imperium rosyjskim (zwanym przecież „więzieniem narodów”) tkwią silne tendencje separatystyczne, które ujawniły się zarówno w okresie wojny domowej 1917–1921, jak i po upadku ZSRR.

Historia klęsk i zwycięstw imperium dowodzi, że ze względu na wielkość terytorium i potencjał militarne unicestwienie Rosji jest praktycznie niemożliwe tak długo, jak długo pozostaje ona państwem unitarnym. Krytycznym czasem próby był bunt Prigożyna i wojsk najemnych Grupy Wagnera, ale ten udało się Putinowi wygrać. I udaje mu się zachować jednolitość państwa.

Najsilniejsza armia

Przez dwa i pół roku pełnowymiarowej wojny Ukraina stała się dominującą w regionie potęgą militarną i tak już zapewne zostanie, nie bez wpływu na układ sił w Europie. Sukcesy odniesione przez Ukrainę w pierwszym roku wojny stały się chwilową przesłanką błędnych przekonań, a raczej złudzeń, że możliwe będzie pokonanie agresora w niedługim czasie i odzyskanie wszystkich zagarniętych terytoriów. Dziś już wiadomo, że nie jest to możliwe bez pełnego i bezpośredniego zaangażowania sojuszników w operacje bojowe na terenie Ukrainy.

Wiadomo też, że sojusznicy nie biorą takiej możliwości pod uwagę w obawie przed kolejną wojną światową, która zwiększyłaby prawdopodobieństwo użycia broni jądrowej. Można nawet odnieść wrażenie, że pomoc wojskowa dla Ukrainy dozowana jest w czasie w ten sposób, by nie tworzyć złudzeń możliwości pełnego zwycięstwa, chroniąc ją wszakże przed klęską.

Dwie Ukrainy?

Obie strony konfliktu zbrojnego nie mogą go ani wygrać, ani przegrać, zatem prędzej czy później nieuniknione jest jego zamrożenie, podobnie jak kiedyś zawieszenie broni między Koreą Północną i Południową czy między Tajwanem a Chinami. To zamrożenie określi na długie lata militarną, gospodarczą, polityczną i społeczną sytuację na wschodniej flance UE i NATO.

Na wypadek osłabienia sojuszu atlantyckiego i stopniowego wycofywania się USA z Europy – ku uciesze Putina i zapewne z jego udziałem – można wyobrazić sobie silny sojusz militarny złożony z krajów bezpośrednio zagrożonych przez Rosję, zarówno należących do NATO, jak i pozostających poza nim: Polski, krajów nadbałtyckich (Litwa, Łotwa, Estonia), Finlandii i Szwecji, Republiki Czeskiej, Mołdawii i Ukrainy. To „rozwiązanie zapasowe”. Przykład „małej Ententy” sojuszu obronnego utworzonego w latach 30. ubiegłego wieku przez Czechosłowację, Rumunię i Jugosławię nie wróży jednak wielkiego sukcesu takiemu cząstkowemu rozwiązaniu bez udziału dominującego gracza.

Destabilizacja

Globalna wojna Rosji i jej „okazjonalnych” sojuszników z Zachodem określi przyszłość Europy. Jednym z celów strategicznych agresora jest odciągnięcie USA od teatru ukraińskiego. Wiadomo bowiem, że US Army zdolna jest logistycznie i strategicznie kontrolować dwa teatry wojenne: jeden zasadniczy i jeden drugorzędny. Dlatego napad Hamasu na Izrael jest dla Rosji błogosławieństwem. Gaza koncentruje na sobie uwagę Ameryki ze względu na jej polityczne i humanitarne znaczenie, a jako podstawowe wyzwanie postrzegana jest konfrontacja z Chinami. Ukraina schodzi wówczas na dalszy plan, dając Rosji nieco oddechu i nieco większe szanse na odsunięcie nieuniknionej klęski i podbicie ceny, jaką zapłaci Zachód.

Po zakończonych z dość korzystnym dla Rosji wynikiem wyborach do Parlamentu Europejskiego dalsza destabilizacja zachodniej części kontynentu może być realizowana przez walczące ze sobą „na śmierć i życie” skrajnie prawicowe i „lewicowo-humanitarne” partie i ruchy polityczne, posługujące się argumentem migracji na wschodzie i na południu kontynentu. Stosunkowo łatwe wydaje się podsycanie tego konfliktu z Moskwy.

Radykalizm obu ścierających się stron sieje emocje i chaos, służąc rozbijaniu jednolitych polityk europejskich, których Rosja mogłaby się obawiać. Zgodnie z rosyjską doktryną wojny hybrydowej Europa wchodzi w czas niepewności: buntów, rozruchów, konfliktów i militaryzacji. Dla Rosji jest to skuteczny i dość tani sposób prowadzenia wojny: Marine Le Pen czy Matteo Salvini kosztują mniej niż nowoczesny czołg, nie mówiąc już o myśliwcu.

CV

Prof. Andrzej K. Koźmiński jest ekonomistą i socjologiem, cenionym wykładowcą zarządzania oraz twórca Akademii Leona Koźmińskiego

Tradycja nakazuje po zwycięskiej wojnie urządzić paradę zwycięstwa, wskazując miarę sukcesu zwycięzców i klęski przegranych. Takie parady odbywały się w Europie zarówno po pierwszej, jak i po drugiej wojnie światowej. Dzisiaj, kiedy Europa dopiero zaczyna zdawać sobie sprawę z ponownego uwikłania w konflikty zbrojne, warto zastanowić się nad perspektywami ich zwycięskiego zakończenia.

Najbardziej widocznym i najsilniej odczuwalnym konfliktem jest tocząca się na pełną skalę w ciągu ostatnich dwóch lat wojna w Ukrainie. Mimo zapewnień, że to „nie nasza wojna”, „nas tam nie ma”, „tylko pomagamy” itp., Europa jest pełnym uczestnikiem tej wojny obok USA, jako główny sojusznik i sponsor, zaplecze logistyczne, dostawca uzbrojenia. Rosja postrzega wojnę ukraińską jako domową i czuje się zagrożona ingerencją z zewnątrz.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację