Od miesięcy ton dyskusji na temat kredytów frankowych nadają prawnicy. Kancelarie prowadzące sprawy frankowiczów przeciwko bankom chętnie udzielają wywiadów. Ta wyjątkowo jednostronna, zniekształcona narracja antybankowa ma zachęcić naszych klientów do niewykonywania umów i procesowania się przed sądem.
Populistyczne argumenty przeważnie nie zostawiają przestrzeni na osadzoną w realiach 30-letnich umów argumentację, która powinna być bliższa roli odpowiedzialnego doradcy prawnego. Takiej racjonalnej argumentacji wymaga uczciwość debaty publicznej. Wypowiadając się w tych kwestiach, powinniśmy być bardziej powściągliwi, gdyż w obrocie konsumenckim nikt z nas – zarówno klienci, bankowcy, jak i prawnicy, sądy, UOKiK czy rzecznik finansowy – nie miał do tej pory do czynienia ze sporami dotyczącymi umów o takiej perspektywie czasowej.
Jako prezes banku, który ma znaczący portfel kredytów we frankach, i jako doktor nauk prawnych wielokrotnie polemizowałem z tezami głoszonymi przez reprezentantów frankowiczów (patrz www.cezarystypulkowski.pl). Falę ostatnich wypowiedzi prawników, w których bierze górę radykalizm interpretacyjny, można byłoby potraktować jako nieodpowiedzialną autopromocję świadczonych usług w aurze stopniowego załamywania się fundamentów prawa. Zwłaszcza że ewolucja poglądów i treści formułowanych pozwów zdaje się zmierzać od „nienależytego wykonywania umów", poprzez wnioskowanie o uznanie „abuzywności klauzul", aż po postulaty „uznania nieważności" umów kredytowych. Przypomnę, że nie chodzi o zakup butów, ale o umowy kilkudziesięcioletnie, powiązane ze skomplikowanymi bilansami banków i masowym importem kapitału z zagranicy.
Publiczne sugerowanie, że zaciągniętych kredytów nie trzeba spłacać, jest dewastujące dla kultury stosunków umownych w Polsce i może spowodować daleko idące konsekwencje, których skutków nie możemy przewidzieć. Może też być swoistą formą powrotu do czegoś, co określałem jako „polską szkołę bankową": pożyczyć, nie oddać, zredukować dług. Pamiętajmy, że nasza polska reputacja w środowiskach finansowych obciążona jest „hipoteką" redukcji długu sprzed ponad 20 lat.
W warunkach narastającej fali swoistego nihilizmu prawniczego i coraz częściej pojawiających się wezwań i argumentów niektórych prawników do uznania nieważności walutowych umów kredytowych rzetelność wymaga zaprezentowania również reprezentowanego przez banki stanowiska, które wyrasta z przekonania, że umowy powinny być dotrzymywane. Przedstawię zatem argumenty podważające zarzuty podnoszone przez naszych przeciwników procesowych.