Lekarze, choć nie potrafią tego wytłumaczyć, przyznają, że cudem jest, gdy ktoś wbrew stanowi zdrowia, rokowaniom i wiedzy naukowej np. wybudza się ze śpiączki, następuje remisja nowotworu złośliwego czy zachodzi w ciążę, choć jest po serii przeszczepów osłabiających organizm.
I dlatego trzeba pomagać każdemu – także tym, którzy rokują najgorzej. – Każdy lekarz im dłużej pracuje, tym częściej spotyka się z takimi przypadkami, gdy choroba ma niepodręcznikowy przebieg – mówi dr Janusz Meder, warszawski onkolog. Opowiada, że są pacjenci, którzy zostali przez zespół lekarski zakwalifikowani do opieki paliatywnej, a nagle okazuje się, że jest widoczna poprawa i można starać się ich leczyć. – Ale granica między jedną a drugą sytuacją jest bardzo subtelna. Jeśli decyzję o zmianie leczenia zespół lekarzy podejmie zbyt pochopnie, można pacjentowi zaszkodzić – opowiada Meder. A wtedy cudu nie będzie.
Powrót do życia
Jedna z lekarek pracujących na neurologii w Centrum Zdrowia Dziecka wspomina, że gdy była młodym lekarzem, na oddziale leżała dziewczynka z pneumokokowym zapaleniem mózgu. Przez wiele dni była w ciężkim stanie. – W głębi duszy nie dawałam jej dużej szansy, dlatego tym większe było moje zaskoczenie, gdy pewnego dnia choroba zaczęła się cofać, a dziecko wracało do zdrowia. Dziś prawie nie ma śladu po tamtej chorobie – opowiada lekarka i dodaje, że od tamtej pory nigdy nie odważyła się twierdzić, że z dzieckiem będzie źle. – Medycyna jest nieprzewidywalna – podsumowuje.
Jednym z najgłośniejszych cudów medycznych ostatnich lat jest przypadek Amerykanki Val Thomas, u której po dwóch rozległych zawałach lekarze orzekli śmierć mózgu. Zanim odłączono kobietę od maszyny respiracyjnej, odnotowano pierwsze objawy stężenia pośmiertnego. Zgodnie z procedurami umieszczono ją w chłodnym pomieszczeniu z wentylatorami. W momencie kiedy wyciągano z gardła nieboszczki tubę respiracyjną, ciało poruszyło się. Pielęgniarka pomyślała, że to typowe pośmiertne nerwowe skurcze. Okazało się, że Val Thomas wróciła do życia po 17 godzinach od momentu ustania pracy mózgu.
Szansa na zdrowie
W Polsce też takich przypadków nie brakuje. 21-letni Łukasz Drzewiecki uległ wypadkowi. Medycy stwierdzili śpiączkę bez szans na wybudzenie. Rodzice umieścili go w szpitalu, gdzie przez cały czas był rehabilitowany. Po pięciu miesiącach wybudził się. I powraca do zdrowia. – W przypadku osób w śpiączce ważne jest wsparcie bliskich. Oczywiście, że wielu z nich nigdy się nie wybudzi, ale są przecież tacy, którym się to udaje. Zauważono, że są to zwykle ci, z którymi rodziny starały się utrzymać cały czas bliski kontakt – tłumaczy dr Meder.