Trwające od kilku miesięcy mocne perturbacje na rynku mieszkaniowym mogą być katalizatorem zmian obserwowanych już od kilku lat, czyli rozwoju rynku najmu instytucjonalnego (PRS) – oceniają eksperci firm konsultingowych.
Najem versus własność
Wyniki sprzedaży mieszkań za II kwartał br. – te spływające z szerokiego rynku i te raportowane przez notowanych na GPW i Catalyst deweloperów – okazały się w ujęciu ilościowym najsłabsze od II kwartału 2020 r., kiedy to rynek został sparaliżowany lockdownem i biura sprzedaży były po prostu czasowo zamknięte. Dziś głównym hamulcowym są rosnące stopy procentowe i wyśrubowane kryteria badania zdolności kredytowej. Rynek zasila jeszcze gotówka, ale czerwcowy rekord pod względem kwoty ulokowanej przez Polaków w obligacje skarbowe – ponad 14 mld zł – pokazuje, że mieszkaniówka traci mocny w ostatnich latach status bezpiecznej przystani.
To daje dobry grunt pod wzrost rynku PRS.
– W maju br. o kredyt hipoteczny wnioskowało o 51 proc. osób mniej niż rok wcześniej. Można wymienić kilka powodów wyjaśniających zmniejszenie liczby potencjalnych kredytobiorców: rosnące koszty budowy, a co za tym idzie cen mieszkań, coraz wyższe stopy procentowe i rygorystyczny sposób obliczania zdolności kredytowej oraz zmiana pokoleniowa, która może zmienić preferencje Polaków i spowodować stopniowe odejście od przywiązania do własności – ocenia Sylwia Jankowska, ekspertka z działu rynków kapitałowych w firmie Knight Frank. – Dla wielu młodych Polaków ważna jest mobilność, która traktowana jest jako potencjał, a nie brak stabilizacji. Młodzi ludzie przestają dostrzegać korzyści z własności, która ogranicza ich elastyczność. Decyzja o wynajmie mieszkania jest zatem świadoma – zaznacza.
Poza Polakami preferującymi najem i „zmuszonymi” do przejścia na ten rynek w wyniku utraty zdolności kredytowej kolejną grupą tworzącą popyt są uchodźcy z Ukrainy.