Choć nie znamy jeszcze dokładnie wszystkich okoliczności, które doprowadziły do dymisji najważniejszych dowódców w Wojsku Polskim, możemy jedynie domyślać się, jak fatalne musiały być nastroje w polskiej generalicji, skoro zdecydowali się oni na tak desperacki ruch, tuż przed wyborami parlamentarnymi. Obóz PiS natychmiast ruszył z atakiem na najważniejszych dowódców zarzucając im udział w grze politycznej.
Czytaj więcej
Trzęsienie ziemi na najwyższych stanowiskach dowódczych w polskich Siłach Zbrojnych. Wypowiedzenia złożyli szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak i gen. Tomasz Piotrowski Dowódca Operacyjny - ustaliła Rzeczpospolita. Po południu dymisje generałów potwierdził szef BBN Jacek Siewiera, który podał, że prezydent Andrzej Duda dymisje przyjął.
Owszem, generałowie podjęli kroki, które mają poważne konsekwencje polityczne, tyle tylko, że do ich desperacji doprowadziła cała lista sytuacji, w których to politycy Prawa i Sprawiedliwości wciągali wojsko do kampanii wyborczej, a żołnierzy i sprzęt traktowali jedynie jako dekorację do ładnych obrazków na użytek politycznej agitacji, co samo w sobie jest sprzeczne z apolitycznością armii zapisaną w Konstytucji RP.
Dlaczego PiS wciągnął wojsko polskie do kampanii wyborczej
To przecież obóz władzy wykorzystał wielką defiladę 15 sierpnia, czyli Święto Wojska Polskiego, do ataku na opozycję, za zaniechania w zbrojeniach kraju. To Jarosław Kaczyński wykorzystał piknik wojskowy, by na tle mundurowych miotać kolejne obelgi pod adresem Donalda Tuska, że jest złem wcielonym itp.
To wreszcie PiS ujawnił plany obrony kraju sprzed dekady tylko po to, by z wyrwanego z kontekstu fragmentu dokumentu uczynić oręż w kampanii wyborczej. A przecież planów obrony nie przygotowywali politycy rządzącej wówczas Platformy Obywatelskiej, ale właśnie dowódcy Wojska Polskiego. Atakując więc plany, PiS szkalował w istocie najważniejszych polskich oficerów. Tyle, że PiS-owi zabrakło refleksji, by to przewidzieć. Liczył się efekt polityczny tu i teraz, i możliwość wmawiania mieszkańcom wschodniej Polski, że Tusk chciał ich oddać Putinowi.