Polska została nawiedzona przez powódź w związku z przejściem nad Europą środkowo-wschodnią niżu genueńskiego Boris. Najciężej dotknięte przez nawalne opady deszczu, przyniesione przez niż, były województwa dolnośląskie i opolskie. Zalane zostały m.in. Lądek-Zdrój, Stronie Śląskie, Głuchołazy i Kłodzko, częściowo zalana została Nysa. Tylko na Dolnym Śląsku straty szacowane są jak dotąd na ponad 5 mld złotych.
Powódź w Polsce: Co Donaldowi Tuskowi zarzuca opozycja?
Premier Donald Tusk 13 września mówił we Wrocławiu, że "prognozy nie są przesadnie alarmujące". - Dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju; nie ma powodu do paniki – przekonywał. - Ale w tej samej wypowiedzi powiedziałem, niezależnie od tego na ile te prognozy nie są przesadnie alarmujące, musimy być zmobilizowani. Bo nie ulega wątpliwości, że dojdzie do dramatycznych zdarzeń - komentował te słowa sam Tusk 20 września.
Czytaj więcej
Wody Polskie obarcza się winą za błędne decyzje w czasie powodzi, niedostateczne zabezpieczenia, ale także za dramatyczną kondycję finansową firm wodno-kanalizacyjnych, pozbawionych możliwości kształtowania stawek za wodę.
Opozycja do dziś krytykuje Tuska za tę wypowiedź wskazując ją jako dowód, że premier zlekceważył ostrzeżenia – również te wysyłane za pośrednictwem europejskiego systemu Copernicus (pierwsze ostrzeżenia miały być wysłane 10 września). Szef gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy, Marcin Mastalerek, w rozmowie z RMF FM mówił, że Tusk zamiast uspokajać powinien był „straszyć powodzią".