Eksperci nie mają złudzeń, że pospiesznie wprowadzony w sobotę zakaz importu produktów rolnych z Ukrainy nie tylko nie rozwiąże problemów polskich rolników, nie przyniesie ulgi konsumentom, ale też stworzy pole do nowych konfliktów – z Unią Europejską i Ukrainą.
– Uważam, że protesty rolników były w dużej mierze podyktowane tym, że nie sprzedali oni swojego zboża w odpowiednim momencie. Oczywiście, ceny mogły być czasem niższe z powodu zboża z Ukrainy, ale nie jest to skala, w jakiej było to przedstawiane – mówi „Rz” Jakub Olipra, starszy ekonomista Credit Agricole. – Teraz byłbym ostrożny z twierdzeniem, że dzięki blokadzie ceny wystrzelą w górę. One zależą od tego, co dzieje się na światowym rynku, spadały nawet w Rosji – dodaje.
Czytaj więcej
Polski rząd ogłosił zakaz importu ukraińskich towarów rolnych akurat, gdy Rosjanie grożą nieprzedłużeniem umowy na eksport zboża przez Morze Czarne. Fatalny zbieg okoliczności.
Olipra zwraca też uwagę, że w sytuacji, gdy rzuca się koło ratunkowe rolnikom, jednocześnie uwalnia się impulsy proinflacyjne. – W piątek GUS poinformował, że dynamika inflacji cen żywności w marcu pozostała na poziomie z lutego: 24 proc. r./r. Ta dynamika będzie się obniżać, ale w warunkach tego zakazu, będzie się to działo wolniej – wskazuje nasz rozmówca.
Szok i niedowierzanie
Nie wiadomo, w jakim stopniu blokada zadowoli zatem polskich rolników. Wiadomo jednak, jakie emocje zapanowały w biznesie po obu stronach polsko-ukraińskiej granicy: szok, niedowierzanie, oburzenie. – Rozporządzenie o zakazie wwozu do Polski produktów z Ukrainy jest dla naszych ukraińskich partnerów ogromnym zaskoczeniem. Ukraińcy raczej oczekiwali zapowiadanego wcześniej spotkania ministrów rolnictwa obydwu krajów i partnerskich, merytorycznych uzgodnień w sprawie listy produktów, które mogą być przedmiotem ograniczeń w wymianie handlowej – opowiada nam Jacek Piechota, szef Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.