Kilka lat temu Luca Guadagnino zachwycił widzów delikatnymi „Tamtymi dniami, tamtymi nocami” o wchodzeniu w życie, szukaniu tożsamości i pięknej tolerancji. A mające premierę w Wenecji „Bones and All” zapowiadane było jako horror o kanibalach.
Bohaterka filmu Maren, stojąca na uboczu „czarna owca”, próbuje zaprzyjaźnić się z koleżankami z klasy. Wymyka się z domu, by spędzić z nimi noc na zabawie. I wszystko jest świetnie, dopóki Maren nie odgryza jednej z dziewczyn palca. Wraca do domu, z którego ojciec ucieka, zostawiając ją samą na zawsze. Na kasecie nagrał wyznanie, dlaczego odchodzi i dlaczego Maren jest kanibalem.
Czytaj więcej
Alejandro Gonzalez Inarritu pokazał zrealizowany w Meksyku autobiograficzny film „Bardo”.
Nastolatka znajduje też swój akt urodzenia z adresem matki, której nawet nie mogła zapamiętać. Z poznanym w supermarkecie chłopakiem, w którym też wyczuwa kanibala, rusza w podróż przez Stany. Tak się ten film zaczyna, jednak dość szybko wyprawa dwójki nastolatków zamienia się w opowieść o ludziach niekochanych, o wyobcowaniu i samotności.
Różne miłości
„Bones and All” wpisuje się w nurt takich filmów, jak „Bonnie i Clyde” Arthura Penna czy „Badlands” Terrence’a Malicka, i choć dziełem na ich miarę zdecydowanie nie jest, już teraz krytycy wróżą mu pozycję filmu kultowego. I z pewnością ogromne powodzenie zapewni mu wśród młodej widowni odtwórca roli Lee Timothée Chalamet, najjaśniej dziś świecąca młoda gwiazda kina.