Nie o to chodzi, by złapać inflację?

Prezes NBP ogłosił sukces w walce z inflacją, ale jej poziom wciąż jest bardzo odległy od celu inflacyjnego, dwa razy wyższy niż w strefie euro. A inflacja skumulowana od wyborów w 2019 r. jest drugą najwyższą w UE.

Publikacja: 12.10.2023 03:00

Adam Glapiński, prezes NBP i przewodniczący RPP

Adam Glapiński, prezes NBP i przewodniczący RPP

Foto: Bloomberg

Od poprzednich wyborów parlamentarnych, w październiku 2019 r., właśnie mijają cztery lata. Co w tym czasie działo się z inflacją w Polsce? Jak radził sobie z nią Narodowy Bank Polski i zdominowana przez obóz rządzący Rada Polityki Pieniężnej?

Bagatelizowanie

Jeszcze na parę miesięcy przed wyborami, w czerwcu 2019 r., Adam Glapiński, prezes NBP, stwierdził na comiesięcznej konferencji prasowej, że ogólnie inflacja jest bardzo niska i niską pozostanie. – Nie widzimy powodów do niepokoju ani w tym roku, ani w przyszłym – dodał.

Stopy procentowe NBP utrzymywały się w tym czasie na niezmienianym od wiosny 2015 r. niskim poziomie (stopa referencyjna, wykorzystywana do ustalenia oprocentowania kredytów, wynosiła 1,5 proc.). Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych mierzony w ujęciu rocznym po wzroście z 0,7 proc. na początku 2019 r. do 2,9 proc. w lipcu i w sierpniu obniżył się do 2,6 proc. w październiku. Mieścił się więc w tzw. celu inflacyjnym NBP, czyli 2,5 proc. +/- 1 pkt proc. Już wtedy jednak pojawiały się pierwsze głosy ekonomistów, że jesienny spadek może być przejściowy, a po nim inflacja może zacząć rosnąć.

– Drożyzna jest wtedy, kiedy zmniejsza się siła nabywcza ludności. My cały czas mamy tempo wzrostu płac wyższe niż wzrostu cen. Drożyzny u nas nie było w ostatnich latach i nie będzie. Od tego jest NBP, żeby tego pilnował – stwierdził stanowczo szef NBP w październiku 2019 r.

Czytaj więcej

Europejskie firmy pokonały pandemię

Początek następnego roku przyniósł jednak dość wyraźne wzrosty cen, do ponad 4 proc. w ujęciu rocznym. Właśnie zaczynała się jednak pandemia Covid-19, z którą przyszły lockdowny i zatrzymanie życia gospodarczego w wielu branżach. – W oczy zagląda nam groźba deflacji, inflacja jest teraz ostatnim problemem – ogłosił na początku kwietnia Adam Glapiński. I choć do deflacji było daleko, to wzrosty cen towarów i usług rzeczywiście wyhamowały, do poziomów od 2,4 do 3,4 proc. W tym momencie przyszły trzy obniżki stóp procentowych: w marcu, w kwietniu i w maju. Stopa referencyjna spadła do 0,1 proc.

To wtedy ekonomiści zaczęli już zdecydowanie mówić o poważnym zagrożeniu wzrostem cen. Sprzyjać miały mu nie tylko niskie stopy pobudzające akcję kredytową, ale przede wszystkim pompowanie przez rząd pieniędzy do gospodarki w formie różnego rodzaju tarcz antycovidowych. Wsparcie było potrzebne, ekonomiści krytykowali jednak często zbyt luźne kryteria jego przyznawania. Porównywali to, co się dzieje, do rozsypywania pieniędzy z helikoptera. Przewidywali też, że wzrostowi cen sprzyjać będzie ożywienie popytu, gdy pandemia zacznie ustępować przy wywołanym nią spadku podaży wielu towarów. Obniżki stóp procentowych nazwali dolewaniem oliwy do ognia.

– Od dłuższego czasu nie rozumiem, skąd takie zaniepokojenie obserwatorów rzekomą groźbą wybuchu inflacji – mówił mimo to w styczniu 2021 r. prezes Glapiński.

Rzeczpospolita

Droga na szczyt

Od marca 2021 r. inflacja ruszyła w górę. W lipcu sięgnęła 5 proc. w skali roku, w październiku zbliżyła się do 7 proc., by na koniec roku przekroczyć 8,5 proc. Już wtedy mocno drożeć zaczęły energia i paliwa. A ekonomiści nawoływali do podjęcia walki z inflacją i podniesienia stóp. – Obecny wzrost cen w Polsce i na całym świecie ma charakter przejściowy – ocenił jednak we wrześniu szef NBP. A w listopadzie uspokajał, że choć niektórzy straszą hiperinflacja, zapaścią gospodarczą, to „nic tragicznego, dramatycznego się nie dzieje”.

W październiku stopy ruszyły w górę. Zaczęła się długa seria ich podwyżek. Zdaniem wielu ekonomistów mocno spóźniona. I zbyt ostrożna.

Na początku 2022 r. inflacja zbliżyła się do 10 proc. – Pojawiam się przed państwem jako jastrząb. Będziemy robić wszystko, żeby zdusić inflację – ogłosił prezes Glapiński. I dodał, że do 4 proc. inflacji mamy asfaltową drogę.

Czytaj więcej

Lato w sklepach upłynęło na promocjach i walce o ceny

W marcu 2022 r. inflacja sięgnęła 11 proc. Chwilę wcześniej Rosja napadła na Ukrainę. Kolejne miesiące przyniosły gwałtowne wzrosty cen. Sprzyjały im nie tylko wzrosty cen surowców energetycznych i żywności na świecie, ale też działania rządu, który co chwilę dosypywał gotówkę na rynek – czy to w postaci antyinflacyjnych programów osłonowych (m.in. obniżony VAT na żywność, sztucznie utrzymywane niższe ceny węgla i energii), czy różnego rodzaju programów socjalnych, rozdawanych najczęściej, a jakże, bez kryteriów dochodowych.

W lipcu 2022 r. inflacja przebiła 15 proc., w październiku otarła się o 18 proc. Cykl podwyżek stóp zatrzymał się we wrześniu, stopa referencyjna stanęła na 6,75 proc. Prezes Glapiński mówił już wtedy o tym, że inflacja znalazła się na płaskowyżu, z którego spadnie na łeb na szyję. Ta w lutym 2023 r. osiągnęła swój szczyt na poziomie 18,4 proc.

Hamowanie

Od lutego tempo wzrostu cen hamuje, choć nadal jest wysokie. Zaczęło się szukanie winnych wybuchu inflacji. Szef banku centralnego i rząd wskazały covid i Rosję. Na fasadę siedziby NBP w Warszawie trafiły informujące o tym gigantyczne bannery. Bank centralny i rząd umyły ręce.

We wrześniu, tuż przed wyborami, RPP niespodziewanie obniżyła stopy procentowe, i to aż o 0,75 pkt proc. Ekonomiści ocenili, że nie było podstaw merytorycznych do takiego działania i że jest to ruch motywowany wyłącznie politycznie. Mimo to na początku października przyszła kolejna obniżka, o 0,25 pkt proc. We wrześniu, wedle wstępnych szacunków, inflacja wyniosła 8,2 proc.

– W Polsce udało się przezwyciężyć wysoką inflację – ogłosił Adam Glapiński. – I przeprosił, że sukces przyszedł akurat przed wyborami.

Czytaj więcej

Mocno pożądane pakiety medyczne

Ekonomiści załamują ręce. Mówią, że walka z inflacją się nie zakończyła, że do sukcesu, czyli celu inflacyjnego, jest bardzo daleko, a inne banki centralne nie myślą jeszcze o luzowaniu polityki pieniężnej. Wskazują, że inflacja w strefie euro jest o połowę niższa niż u nas. Przy czym nasza jest przypudrowana sztucznie zaniżonymi przed wyborami cenami paliw czy różnymi programami osłonowymi. Szacują, że bez tego nasza inflacja ciągle jest dwucyfrowa, co gorsza, po wyborach może znów zacząć rosnąć. Tu pokazują przykłady Turcji i Węgier, gdzie podobne jak u nas sztuczki rządu i NBP zakończyły się mocnymi wzrostami cen. Ekonomiści wyliczają też, że skumulowana inflacja od 2019 r. jest w Polsce drugą najwyższą w UE po Węgrzech i przekracza 40 proc. Zwracają też uwagę, że jej utrzymywanie na wysokim poziomie może się rządowi opłacać, bo przynosi do budżetu duże dodatkowe pieniądze z VAT od wyższych cen.

– Patrząc z perspektywy siedmiu lat mojej kadencji, nie popełniliśmy żadnego znaczącego błędu – mówi tymczasem Adam Glapiński.

Od poprzednich wyborów parlamentarnych, w październiku 2019 r., właśnie mijają cztery lata. Co w tym czasie działo się z inflacją w Polsce? Jak radził sobie z nią Narodowy Bank Polski i zdominowana przez obóz rządzący Rada Polityki Pieniężnej?

Bagatelizowanie

Pozostało 96% artykułu
Dane gospodarcze
Produkcja znowu rozczarowała. „Polski przemysł tkwi w stagnacji”
Dane gospodarcze
Najnowsze dane o zarobkach. Tyle trzeba zarabiać by być powyżej średniej
Dane gospodarcze
Fed obniżył główną stopę procentową. Wielkie zaskoczenie
Dane gospodarcze
Rosną obawy przed bezrobociem. Polacy budują finansowe poduszki
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Dane gospodarcze
Eurostat: Inflacja w Polsce znów jest niemal najwyższa z całej UE