Belgia, Kanada, Chorwacja, Włochy, Luksemburg, Portugalia, Słowenia, Hiszpania i Islandia. W tym roku te kraje nie wydadzą co najmniej 2 proc. PKB na obronność, które NATO przyjęło jako zalecenie podczas szczytu liderów w 2014 r. w Walii. Jednak w wydatkach publikowanych nie uwzględnia się Islandii, która nie dysponuje własnymi siłami zbrojnymi i jej wkład do sojuszu polega m.in. na udostępnianiu baz i delegowaniu pracowników cywilnych.
Maruderzy planują 2 proc. PKB na… 2035
Co z pozostałymi krajami? Niejako tradycyjnie mało na obronność wydają kraje południa Europy, które są najbardziej oddalone od zagrożenia, które stanowi Rosja. Dla Hiszpanii czy Portugalii wizja inwazji z Moskwy jest nierealna, dlatego też można zrozumieć, że ich wydatki na wojsko są umiarkowane. Zaledwie 1,5 proc. wydają Włosi, ale warto pamiętać, że dysponują oni stosunkowo silną Marynarką Wojenną i bardzo dużym deficytem budżetowym. Zdumiewać mogą niskie wydatki jednego z najbogatszych krajów świata – Luksemburga. Jednak zdecydowanie łatwiej jest to zrozumieć, gdy się pamięta o tym, że jest to kraj położony między Niemcami, Belgią i Francją, z którymi tradycyjnie ma bardzo silne relacje, a ich armia liczy nieco mniej niż… tysiąc żołnierzy. Dla porównania: w Polsce w różnych rodzajach służby mamy ponad 200 tys. żołnierzy.
Czytaj więcej
Dziś w skarżyskiej spółce Mesko powinno zostać podpisane porozumienie dotyczące sprzedaży piorunów w ramach unijnego programu EDIRPA. Ale firma ma problemy z terminową realizacją dostaw.
Czarną owcą i gapowiczem jest także sąsiadująca z tym krajem Belgia, która w tym roku ma wydać zaledwie 1,3 proc. PKB na obronność. Trudno się dziwić – dług publiczny tego kraju przekracza obecnie 100 proc. PKB. Plany zakładają, że w 2030 r. wydatki obronne sięgną nieco ponad 1,5 proc. PKB, a dojście do 2 proc. zapowiadane było dopiero na połowę kolejnej dekady. Wiadomo, że Hiszpania czy Słowenia powinny do tego progu dojść ok. 2030 r.