Na ile może się zmienić nasza sytuacja bezpieczeństwa po prawdopodobnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych Donalda Trumpa?
Myślę, że niewiele. Trzeba pamiętać, że z perspektywy amerykańskiej jesteśmy państwem NATO, które stanowi wzorzec dla innych, jak powinno się budować własne zdolności obronne, aby stać się efektywną składową sojuszniczego systemu obronnego. Nasze położenie geopolityczne i potencjał czynią nas również punktem krytycznym dla wszystkich procesów bezpieczeństwa zachodzących w Europie Środkowej i Wschodniej. To daje nam wielkie szanse na strategiczne i długofalowe partnerstwo. Nie bez znaczenia jest fakt bardzo głębokiej integracji technicznej i taktycznej naszych systemów uzbrojenia. Skala zakupów w Stanach Zjednoczonych jest bardzo duża. Obecność amerykańska – to codziennie ponad 10 tysięcy żołnierzy i kilka kluczowych instalacji amerykańskich rozmieszczonych w Polsce.
Warto przypomnieć, że trzon amerykańskiego wzmocnienia militarnego kształtował się właśnie w czasie jego poprzedniej kadencji. Podpisany cztery lata temu dokument o współpracy wojskowej stworzył podstawy do szybkiego zwiększenia liczby żołnierzy amerykańskich do 20 tysięcy.
Tak, czasami zapominamy o tej umowie, a wiele działań dzisiaj stanowi jej konsekwencję. Wspomniałem o 10 tysiącach żołnierzy amerykańskich, ale dzięki instalacjom, takim jak wysunięty magazyn APS – otwarty w ubiegłym roku w Powidzu, oraz infrastrukturze wojskowej przeznaczonej dla sił NATO liczba ta może być błyskawicznie co najmniej podwojona.
Czytaj więcej
Dlaczego spada liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusią? Wojsko wdrożyło nowy sposób działania, a bariera staje się w większym stopniu nie do przebycia, bo pokonując ją, można wpaść w niebezpieczną pułapkę.
Czy faktycznie jest tak, na co wskazują analitycy, ale także pan w swoich wystąpieniach, że grozi nam wojna?
To realne zagrożenie. Dla mnie najważniejsze pytanie jest inne. Czy i kiedy zdołamy zbudować system odporności państwa oraz zdolności Sił Zbrojnych do długotrwałego niwelowania tego zagrożenia. To, czy i kiedy wojna wybuchnie, w pewnym sensie zależy od nas. Atakowanie państwa dobrze przygotowanego do obrony, którego społeczeństwo stanie do walki, jest olbrzymim ryzykiem. Agresja zawsze karmi się słabościami.
Generalny inspektor Bundeswehry gen. Carsten Breuer ostrzega, że wojna grozi nam za kilka lat. Czy pan też jest w stanie określić, ile zostało nam czasu pokoju?
Generał Breuer, który jest wybitnym praktykiem i teoretykiem wojskowości i cieszy się w środowisku sojuszniczym niekwestionowanym autorytetem, wskazuje, iż czas potrzebny Rosji na budowę zdolności do wojny z NATO to maksymalnie do 2029 roku. Jego opinia jest w dowództwach NATO raczej podzielana. Rosja dysponuje potencjałem demograficznym, surowcowym oraz co najważniejsze, wciąż sprawnie funkcjonującym przemysłem obronnym nie tylko do prowadzenia wojny, ale również równoległego rozwijania swojego potencjału obronnego. Zakończenie konfliktu w Ukrainie znacznie ułatwi jej rozbudowę swoich sił zbrojnych i może czas wskazany przez gen. Breuera znacznie skrócić.