Gen. Wiesław Kukuła: Czerwona lampka już się pali

– Komunikujemy sprawy jasno: jeśli nas zaatakujecie, będziemy walczyć o każdy centymetr naszego terytorium – mówi generał Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Aktualizacja: 12.11.2024 12:48 Publikacja: 12.11.2024 04:30

Szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła.

Szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła.

Foto: PAP/Adam Warżawa

Na ile może się zmienić nasza sytuacja bezpieczeństwa po prawdopodobnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych Donalda Trumpa?

Myślę, że niewiele. Trzeba pamiętać, że z perspektywy amerykańskiej jesteśmy państwem NATO, które stanowi wzorzec dla innych, jak powinno się budować własne zdolności obronne, aby stać się efektywną składową sojuszniczego systemu obronnego. Nasze położenie geopolityczne i potencjał czynią nas również punktem krytycznym dla wszystkich procesów bezpieczeństwa zachodzących w Europie Środkowej i Wschodniej. To daje nam wielkie szanse na strategiczne i długofalowe partnerstwo. Nie bez znaczenia jest fakt bardzo głębokiej integracji technicznej i taktycznej naszych systemów uzbrojenia. Skala zakupów w Stanach Zjednoczonych jest bardzo duża. Obecność amerykańska – to codziennie ponad 10 tysięcy żołnierzy i kilka kluczowych instalacji amerykańskich rozmieszczonych w Polsce.

Warto przypomnieć, że trzon amerykańskiego wzmocnienia militarnego kształtował się właśnie w czasie jego poprzedniej kadencji. Podpisany cztery lata temu dokument o współpracy wojskowej stworzył podstawy do szybkiego zwiększenia liczby żołnierzy amerykańskich do 20 tysięcy.

Tak, czasami zapominamy o tej umowie, a wiele działań dzisiaj stanowi jej konsekwencję. Wspomniałem o 10 tysiącach żołnierzy amerykańskich, ale dzięki instalacjom, takim jak wysunięty magazyn APS – otwarty w ubiegłym roku w Powidzu, oraz infrastrukturze wojskowej przeznaczonej dla sił NATO liczba ta może być błyskawicznie co najmniej podwojona.

Czytaj więcej

Do kogo wojsko strzela na granicy, czyli strefa zmilitaryzowana

Czy faktycznie jest tak, na co wskazują analitycy, ale także pan w swoich wystąpieniach, że grozi nam wojna?

To realne zagrożenie. Dla mnie najważniejsze pytanie jest inne. Czy i kiedy zdołamy zbudować system odporności państwa oraz zdolności Sił Zbrojnych do długotrwałego niwelowania tego zagrożenia. To, czy i kiedy wojna wybuchnie, w pewnym sensie zależy od nas. Atakowanie państwa dobrze przygotowanego do obrony, którego społeczeństwo stanie do walki, jest olbrzymim ryzykiem. Agresja zawsze karmi się słabościami.

Generalny inspektor Bundeswehry gen. Carsten Breuer ostrzega, że wojna grozi nam za kilka lat. Czy pan też jest w stanie określić, ile zostało nam czasu pokoju?

Generał Breuer, który jest wybitnym praktykiem i teoretykiem wojskowości i cieszy się w środowisku sojuszniczym niekwestionowanym autorytetem, wskazuje, iż czas potrzebny Rosji na budowę zdolności do wojny z NATO to maksymalnie do 2029 roku. Jego opinia jest w dowództwach NATO raczej podzielana. Rosja dysponuje potencjałem demograficznym, surowcowym oraz co najważniejsze, wciąż sprawnie funkcjonującym przemysłem obronnym nie tylko do prowadzenia wojny, ale również równoległego rozwijania swojego potencjału obronnego. Zakończenie konfliktu w Ukrainie znacznie ułatwi jej rozbudowę swoich sił zbrojnych i może czas wskazany przez gen. Breuera znacznie skrócić.

Unika pan wskazania przedziałów czasowych, kiedy może do tego dojść?

Proszę, by zrozumiał pan logikę, którą się kieruję. Podejście Federacji Rosyjskiej do potencjalnej wojny definiują trzy wektory – intencji, siły i możliwości. Intencje Federacji Rosyjskiej są doskonale komunikowane przez samego prezydenta Putina jak również ministra spraw zagranicznych Ławrowa. W sposób otwarty od drugiej połowy 2021 roku. Nic tutaj nie uległo zmianie. Wektor siły mocno osłabiły opór Ukrainy oraz solidarność międzynarodowa. Ale Rosja konsekwentnie go odbudowuje. Plan rozbudowy sił zbrojnych do 1,5 mln żołnierzy w państwie, które dysponuje arsenałem odstraszania nuklearnego, jest bardzo czytelnym sygnałem, do czego mają być wykorzystane te zasoby. Szczególnie po wnioskach z Ukrainy, gdzie niedoszacowano ilości żołnierzy zaangażowanych w agresję, zwłaszcza na jej początkowym etapie. Po trzecie możliwości, które mogą zaistnieć, a które Rosja wykorzysta – np. wojna na Pacyfiku silnie angażująca USA czy też utrata spójności przez NATO. Trzeba pamiętać, że Rosja wielowymiarowo kształtuje wektor możliwości m.in. swoimi operacjami hybrydowymi. Do tych trzech kierunków dodam jeszcze jeden – nie zawsze rozumiany przez wszystkich w NATO. Wektor nieprzewidywalności. Rosja jest nieprzewidywalna i nasze kalkulacje związane z odstraszaniem mogą trafiać w próżnię, jeśli nie będzie ono zrozumiałe. Proszę teraz moje słowa nałożyć na kalendarz. To tak nie działa. Proszę zatem nałożyć je na wydarzenia, dane analityczne i zmiany w sytuacji międzynarodowej, a wtedy zobaczy pan dużą liczbę scenariuszy. Moim zadaniem jest, by najprawdopodobniejszym scenariuszem był ten, w którym skutecznie zniechęcamy Rosję do agresji. W tym wszystkim nie wystarczy komunikować naszych szybko rozwijanych zdolności obronnych. Równie ważne jest sygnalizowanie naszej determinacji do obrony. Wiele środowisk opiniotwórczych w Rosji twierdzi, że zwyczajnie zabraknie nam woli walki.

Czytaj więcej

Maciej Miłosz: Nasz sojusznik USA, czyli dlaczego musimy stawiać na własne zdolności obronne

W którym momencie zapali się lampka ostrzegawcza wskazująca, że Rosja jest gotowa do wojny z NATO?

Ona się zapaliła, kiedy w drugiej połowie 2021 r. otrzymaliśmy informacje wywiadowcze, które wskazywały na bardzo wysoce prawdopodobne uderzenie Rosji na Ukrainę. I wtedy rozpoczęliśmy cały cykl przygotowania sił zbrojnych, zaczęło się również błyskawicznie transformowanie NATO. To, że kilka godzin przed atakiem na Ukrainę nad Polską pojawiły się samoloty NATO, latające cysterny i systemy wczesnego ostrzegania, nie było żadnym przypadkiem.

To widzimy także teraz, gdy Rosjanie przeprowadzają zmasowane ataki rakietowe na Ukrainę.

Również. Jeżeli szukamy pierwszego z brzegu dowodu, jakie jest zaangażowanie NATO w Polsce, wystarczy popatrzeć np. na aplikacje śledzące ruch lotniczy nad Polską. Widać na niej m.in. loty niektórych samolotów sojuszniczych. Kilka tygodni temu poznałem eksperta, który na podstawie tej aplikacji przewidywał rosyjskie uderzenia na Ukrainę. Przy okazji zapytał mnie, skąd nasza wiedza tak dalece wyprzedzająca rosyjskie zamiary. Musimy pamiętać, że cechą szczególną konfliktów naszej ery jest m.in. ich transparentność. Dzięki systemom rozpoznania obrazowego, elektronicznego i radiolokacyjnego jesteśmy wręcz bombardowani danymi. Sprawność systemów analitycznych oraz coraz powszechniejsze wykorzystanie systemów sztucznej inteligencji umożliwia zoperacjonalizowanie tej transparentności.

Czy możemy zestrzeliwać rakiety lub drony lecące w naszym kierunku nad terytorium Ukrainy?

Nie. Nasze i sojusznicze stanowisko jest jednoznaczne. Nie będziemy tego robić. Dzisiaj naszą odpowiedzialność w zakresie obrony sojuszniczego nieba wytyczają nasze granice.

Na wschodzie kraju obserwujemy od wielu miesięcy napór migrantów, interpretujemy to jako element wojny hybrydowej. Czy zakładamy możliwość prowadzenia tam działań dywersyjnych inspirowanych przez stronę białoruską i rosyjską? Czy migranci mogą zostać uzbrojeni?

To oddziaływanie z punktu widzenia Rosji i Białorusi będzie miało swoją wartość do czasu, kiedy będzie operacyjnie opłacalne. Nielegalna imigracja w ocenie tych państw osłabia Zachód. Ma również budować podziały, uderzać w spójność kulturową, a ostatecznie osłabiać więzi państwotwórcze, czyniąc społeczności podatnymi na sterowalność z zewnątrz. To wręcz akademickie cele działań hybrydowych. Uzbrojenie migrantów przez stronę białoruską stanowiłoby bardzo poważny krok eskalacyjny i spotkałoby się z naszą bardzo zdecydowaną odpowiedzią. Myślę, że świadomość tego faktu jest znana w Mińsku. Jako żołnierze jesteśmy przygotowani na każdy wariant rozwoju sytuacji, ale naszym najważniejszym zadaniem jest deeskalacja – zniechęcenie do wykorzystania nielegalnej imigracji jako formy agresji hybrydowej przez Białoruś jak również zniechęcenie do takich nielegalnych działań samych migrantów. 

Ruszyła budowa Tarczy Wschód, dlaczego na początku na granicy z obwodem królewieckim? Przynajmniej tak wynika z wpisu na portalu X premiera Donalda Tuska.

To pierwszy odcinek. Naszym celem jest obronne wzmocnienie odcinka granicy z Białorusią i Federacją Rosyjską. Podkreślam, obronne wzmocnienie.

Czy także z Ukrainą?

To możliwe w przyszłości. Na tę chwilę priorytet to granica z Białorusią i Federacją Rosyjską. I to tam będą się koncentrować nasze wysiłki.

Czytaj więcej

Marek Kozubal: Dlaczego Trump nie powoduje u mnie gęsiej skórki

Kiedy rozpoczną się prace przy granicy z Białorusią?

W zasadzie już się rozpoczęły. Z pełną intensywnością będą prowadzone od wiosny przyszłego roku. Musimy dopełnić wszystkich formalności, ale też pozyskać duże ilości materiałów, które będą wykorzystywane do budowy. Dużo wysiłku poświęcimy zaprojektowaniu systemów rozpoznania i walki elektronicznej. Wzdłuż granicy oprócz umocnień powstaną wielofunkcyjne stacje bazowe, które będą nośnikami sensorów na potrzeby systemów rozpoznania oraz systemy bezpiecznej łączności.

Czy Bałtyk może stać się areną w większym stopniu wojny hybrydowej? To sytuacja hipotetyczna, ale czy uszkodzenie Baltic Pipe można byłoby potraktować jako akt militarny ze strony Rosji?

Nie możemy tego wykluczyć. Uszkodzenie Baltic Pipe byłoby bardzo wyrazistym krokiem eskalacyjnym i z pewnością wiązałoby się z odpowiedzią – nie sądzę, by było to dzisiaj korzystne dla Rosji. Wiele wysiłku ponosimy jako Siły Zbrojne na wsparcie dozorowania infrastruktury morskiej.

Czy obserwujemy wrogie działania na podejściach do portów, np. instalowanie urządzeń monitorujących ruch jednostek morskich?

Mogę powiedzieć tylko tyle, że środowisko na Bałtyku nie jest już tak przyjazne jak kilka lat temu. Bałtyk może być obszarem działań hybrydowych. Mamy różne sygnały, ostrzeżenia, których dostarczają nam nasze służby specjalne oraz sojusznicza wspólnota wywiadowcza, o potencjalnych działaniach sabotażowych. Jesteśmy aktywni w działaniach prewencyjnych. Trwa specyficzny wyścig, którego społeczeństwo nie musi widzieć. Codziennie setki funkcjonariuszy służb specjalnych, policji, Straży Granicznej oraz żołnierzy realizują działania prewencyjne, obniżając ryzyka sabotaży.

Nie sposób w tym momencie zapytać, jakie jest stanowisko Sztabu Generalnego WP w kwestii realizacji programu Orka, czyli pozyskania okrętów podwodnych dla naszej Marynarki Wojennej.

Zgodnie z poleceniem, które otrzymałem od pana premiera Kosiniaka-Kamysza, w najbliższym czasie przedstawię mu rekomendowane przez SG WP zdolności platformy Orka, które wpisują się w narodowe i sojusznicze plany obrony Polski. To zaś umożliwi wybór docelowej oferty. Nie rozmawiamy, czy, ale co i kiedy pozyskamy.

Jeżeli doszłoby do ataku Rosji lub Białorusi na Polskę czy nasze wojsko otrzymałoby pomoc militarną? Czy jest pan tego pewny?

Tak, mam taką pewność. NATO dzisiaj jest zupełnie inną organizacją niż jeszcze dziesięć lat temu. Jednym z przykładów mogą być plany regionalne oraz obserwowane przez mieszkańców Polski liczne ćwiczenia, które mają przygotować do walki zgodnie z ich zapisami siły z państw sojuszniczych. Z pewnością nie będziemy bronić się sami.

Gdyby agresor uderzył np. na Litwę, Łotwę lub Estonię, czy pomoglibyśmy militarnie tym krajom?

Tak. Bo tak działa NATO. Z punktu widzenia spójności sojuszu bezpieczeństwo Polski zaczyna się w Estonii i pozostałych państwach bałtyckich. Walka o każdy centymetr NATO jest krytyczna dla wiarygodności sojuszu. Trzeba również pamiętać, iż obrona państw bałtyckich nie jest możliwa bez Polski, przez którą wiedzie do nich jedyne połączenie lądowe. Na Łotwie w strukturze kanadyjskiej brygady w ramach tzw. wysuniętej obecności NATO swoje zadania wykonuje również wzmocniona kompania czołgów z Polski. Stanowi ona część sił NATO wydzielonych do obrony tego państwa. Spora część znajduje się również poza państwami bałtyckimi i nie musi być tam przerzucana na obecnym etapie. Silnym atutem NATO są siły powietrzne oraz systemy precyzyjnego dalekiego rażenia, które będą miały wpływ na przebieg działań w sposób, którego nie obserwujemy w Ukrainie.

Kluczowa jest obrona powietrzna.

Tak, ale nie tylko. Priorytety to: obrona powietrzna, siły powietrzne, zdolność do precyzyjnego rażenia dużej ilości celów (również na dużych odległościach) i powszechna dronizacja. Zdecydowanie rozstrzygająca jest domena powietrzna. Jeśli to zignorujemy, powtórzy się scenariusz trwającej wojny zorientowanej lądowo, gdzie przewaga demograficzna i surowcowa umożliwi zadawanie nam zbyt dużych strat, których możemy w dłuższej perspektywie nie zdołać zrekompensować.

Mówi pan o roli sił powietrznych, a tymczasem potrzebujemy dwóch nowych eskadr samolotów, które zastąpią m.in. stopniowo wycofywane migi-29.

Mamy trzy rozwiązania na stole, które analizujemy. Jedynym ograniczeniem są środki finansowe. Musimy zdecydować, czy to będzie nowa platforma, czy rozszerzenie tej, którą już pozyskujemy. Rozstrzygający może by program „lojalnych skrzydłowych”, który aktualnie oceniamy. Ważne, by patrzeć na nasze decyzje w kontekście wielodomenowych działań połączonych, opartych na kalkulacji koszt–efekt. Dlatego myśląc o przyszłości sił powietrznych, nie zapominamy również o latających tankowcach i samolotach wczesnego ostrzegania. Przed nami rewolucja, jaką będzie wdrożenie platformy F-35. Rewolucja, która odmieni całe siły zbrojne. Wierzę, że kiedyś doprowadzi nawet do tego, że po raz pierwszy w historii szef Sztabu Generalnego będzie oficerem Sił Powietrznych.

W Sejmie znajduje się projekt tzw. ustawy strategicznej, która zakłada m.in. reformę systemu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi, w tym utworzenie nowych dowództw. Czy pana zdaniem te propozycje mogą być korzystne dla funkcjonowania naszej armii?

Obecny system dowodzenia był projektowany dla sił zbrojnych, które liczyły mniej niż 100 tys. żołnierzy zawodowych, a ich działalność była skoncentrowana na przygotowaniu i narodowym dowodzeniu siłami wydzielanymi do operacji koalicyjnych i sojuszniczych poza granicami państwa. Wtedy zupełnie inaczej definiowano zagrożenia i ich perspektywę. Dzisiaj siły zbrojne liczą ponad 200 tys. żołnierzy różnych form służby wojskowej, wdrażają kilkadziesiąt programów modernizacyjnych. Realizują największą w historii Wojska Polskiego transformację. Polska jest celem ataków hybrydowych i zagraża nam wojna.

Naszą odpowiedzialność w zakresie obrony sojuszniczego nieba wytyczają nasze granice

gen. Wiesław Kukuła

Wyzwaniem pozostaje również ograniczona spójność narodowego i sojuszniczego systemu dowodzenia. Obecne dowództwa muszą się przeobrażać na wypadek wojny i całkowicie zmieniać swoje struktury i zadania. To zwyczajnie nie zadziała. Wreszcie potrzebujemy dowództwa, które zajmie się kompleksowym zarządzaniem procesami transformacji sił zbrojnych. Definitywnego rozróżnienia procesów gotowości bojowej i transformacji, tak by komponenty i jednostki bojowe mogły skoncentrować się na swoim najważniejszym celu – przygotowaniu do walki. Dzisiaj dowódca dywizji, który odpowiada za jej szkolenie, gotowość bojową oraz zdolności bojowe, odpowiada również za formowanie nowych jednostek, szkolenie podstawowe żołnierzy i wdrażanie nowego uzbrojenia np. czołgu K-2. W praktyce ma ograniczone zasoby i czas na zgrywanie bojowe i szkolenie całej struktury. To nieakceptowalne. Dlatego transformacja systemu dowodzenia jest konieczna. Zupełnie inną kwestią jest sposób wdrożenia tych zmian. Sztab Generalny otrzymał zadanie przygotowania stosownych rekomendacji w tym zakresie.

Czy powinniśmy przywrócić pobór? Pytam o to, bo w swoim wystąpieniu skierowanym do podchorążych we Wrocławiu wspomniał pan o stworzeniu „nowego modelu służby powszechnej”.

Koncepcja służby powszechnej nie zakłada przywrócenia poboru, w tej chwili nie rozpatrujemy takiej możliwości. Ona zakłada, że każdy obywatel zainteresowany służbą wojskową otrzyma ofertę służby wojskowej adekwatnej do swoich możliwości. Dzięki dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej, aktywnej i pasywnej rezerwie, służbie zawodowej i terytorialnej mamy szeroki wachlarz oferty służby wojskowej dla każdego zainteresowanego obywatela.

Zasadniczym celem koncepcji służby powszechnej jest zbudowanie spójnych standardów jej odbywania oraz rozwoju kompetencji – niezależnie od wybranej formy, w jakiej chce służyć obywatel. Na tym etapie nie ma potrzeby przywrócenia poboru. Zainteresowanie dobrowolną zasadniczą służbą znacznie przekroczyło nasze oczekiwania. Dzisiaj koncentrujemy się na zmianach programu szkolenia żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowe oraz nowym modelu szkolenia rezerw. Naszym celem jest silniejsze skoncentrowanie szkolenia na kompetencjach bojowych. Powoływanie do zawodowej służby wojskowej w dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej planujemy realizować po ukończeniu pełnego szkolenia i uzyskaniu certyfikatu kompetencji żołnierza. Ponadto w przyszłym roku wdrożymy Wojskowy Kwestionariusz Kompetencji. Każdy nowy żołnierz poddany zostanie procedurze, w efekcie której lepiej rozpoznamy jego kompetencje, talenty i zainteresowania, co umożliwi lepsze dopasowanie go do specjalności wojskowej oraz sprofilowanie jego służby w zgodzie z jego oczekiwaniami. Niestety dzisiaj około 30 proc. żołnierzy opuszczających zawodową służbę wojskową robi to w jej pierwszych trzech latach.

Mamy być armią, która już nie patrzy na ludzi jak na szarą masę rodem z czasów napoleońskich, ale widzi swoją siłę w zbiorze zróżnicowanych i niezwykle efektywnych talentów, których siły zbrojne nie ignorują, ale rozpoznają i rozwijają.

Na ile może się zmienić nasza sytuacja bezpieczeństwa po prawdopodobnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych Donalda Trumpa?

Myślę, że niewiele. Trzeba pamiętać, że z perspektywy amerykańskiej jesteśmy państwem NATO, które stanowi wzorzec dla innych, jak powinno się budować własne zdolności obronne, aby stać się efektywną składową sojuszniczego systemu obronnego. Nasze położenie geopolityczne i potencjał czynią nas również punktem krytycznym dla wszystkich procesów bezpieczeństwa zachodzących w Europie Środkowej i Wschodniej. To daje nam wielkie szanse na strategiczne i długofalowe partnerstwo. Nie bez znaczenia jest fakt bardzo głębokiej integracji technicznej i taktycznej naszych systemów uzbrojenia. Skala zakupów w Stanach Zjednoczonych jest bardzo duża. Obecność amerykańska – to codziennie ponad 10 tysięcy żołnierzy i kilka kluczowych instalacji amerykańskich rozmieszczonych w Polsce.

Pozostało 95% artykułu
Społeczeństwo
Do kogo wojsko strzela na granicy, czyli strefa zmilitaryzowana
Wojsko
Prokuratura wyjaśnia okoliczności śmierci oficera WOT
Wojsko
Gen. Maciej Klisz: Jesteśmy na kursie kolizyjnym
Wojsko
Wojsko ma nadmiar chętnych, poprawi jednak jakość szkolenia
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Wojsko
Oficjalnie otwarcie bazy USA w Redzikowie. Andrzej Duda: Niech będzie swoistym symbolem