We wtorek prezydent USA Joe Biden podpisze ustawę o subsydiowaniu producentów półprzewodników na terenie Stanów Zjednoczonych. Zasili ich kwotą 52 mld dol. (choć budżet całego programu Chip and Science to ok. 280 mld dol.). UE pracuje nad podobnym projektem subwencji wartym 30–50 mld dol. To odpowiedź na zagrożenie ze strony Chin i potencjalną blokadę Tajwanu, który dziś jest jednym z kluczowych centrów technologii. Eskalacja napięcia na linii Pekin–Tajpej nie pozostanie zatem bez wpływu na inne rynki.
Uzależnienie świata od produkcji chipów w tym regionie to wyzwanie, z którym UE i USA chcą sobie jednak poradzić. Czy to się uda?
Europa przespała lata i jest na marginesie
Z pewnością w zakresie budowy alternatywy dla azjatyckich układów scalonych sporo się dzieje. Wystarczy wspomnieć o budowie gigafabryki Intela w Arizonie (w stanie tym swoje instalacje wybuduje też tajwański potentat TSMC), która ma być uruchomiona w 2024 r., czy wyborze przez ten koncern Niemiec (wygrały z Polską walkę o lokalizację) na miejsce stworzenia europejskiego zakładu produkcji układów scalonych. Poza tym Intel rozbudowuje, kosztem 12 mld euro, swoje moce wytwórcze w Irlandii, do tego dochodzi budowa centrum badawczo-rozwojowego we Francji czy powiększenie laboratoriów w Gdańsku. W sumie Intel w ciągu najbliższej dekady zainwestuje 80 mld euro w rozszerzenie działalności w UE. – Napięcie w Azji, którego jesteśmy świadkami, to nie jest coś nowego, wywołanego przylotem na Tajwan spikerki Izby Reprezentantów Nancy Pelosi. Ta presja Chin trwa od lat. I od lat światowe rządy zdają sobie sprawę zarówno z uzależnienia od chipów produkowanych w Azji, jak i związanego z tym narażenia gospodarek na zaburzenia w dostawach półprzewodników. Europa i Stany Zjednoczone przespały wiele lat – komentuje Dawid Krzysiak, dyrektor warszawskiego biura Kearney.
Czytaj więcej
Konflikt Chiny-Tajwan uderzyłby w produkcję podzespołów i urządzeń elektronicznych – ostrzegają eksperci.