Odbiór auta zamawianego w salonie do produkcji w czasie krótszym niż pół roku staje się rarytasem. Osiem–dziesięć miesięcy czekania to już standard, do niektórych modeli kolejka sięga półtora roku. Spowodowane pandemią ograniczenia w zaopatrzeniu fabryk aut w części i komponenty, pogłębione wojną w Ukrainie, wywróciły plany sprzedażowe importerów oraz dealerów. I coraz bardziej frustrują klientów.
Gołe łatwiej dostępne
Kto chce kupić w miarę szybko samochód, powinien zamawiać „golca” bez dodatkowego wyposażenia. Automatyczna skrzynia biegów najbardziej opóźnia dostawę auta. Dla przyspieszenia odbioru trzeba też rezygnować z szyberdachu, kamery cofania, matrycowych reflektorów, wielostrefowej klimatyzacji, nawet czujników parkowania i nawigacji. Według internetowej platformy sprzedażowej Carsmile, te elementy wyposażenia generalnie spowalniają produkcję samochodów większości marek.
Warto natomiast zdecydować się teraz na auto elektryczne – okazuje się, że terminy dostaw mogą być krótsze niż dla samochodów spalinowych. Choć nie oznacza to dostępności od ręki, o czym przekonała się obecnie najlepsza na świecie tenisistka Iga Świątek: po wygraniu turnieju w Stuttgarcie wjechała na kort nagrodą – elektrycznym Porsche Taycan, ale tylko na pokaz. Na odbiór własnego musi poczekać.
Czytaj więcej
Średni czas oczekiwania na odbiór nowego Porsche wynosi obecnie ok. 9 miesięcy, choć są i modele, na które poczekamy nawet półtora roku – wynika z analizy Carsmile.
Według Carsmile elektryki są jednak produkowane priorytetową ścieżką. Zwiększanie sprzedaży e-aut pozwala producentom ograniczyć średnią emisję na zjeżdżający z taśmy samochód, bo za przekroczenie jej limitu płacą od każdego auta kary. – Koncernom motoryzacyjnym zależy na promowaniu elektromobilności, która pociąga za sobą potężne nakłady inwestycyjne, ale umożliwia nabywcy skorzystanie z atrakcyjnych dopłat obniżających cenę pojazdu – twierdzi Katarzyna Siwek z Carsmile.