Łącznie zysk dziewięciu największych kredytodawców notowanych na giełdzie sięgnął w II kwartale tego roku 5,6 mld zł – prognozują analitycy przed rozpoczynającym się w tym tygodniu sezonem publikacji wyników finansowych. Teoretycznie to dużo, zwłaszcza na tle sytuacji rok wcześniej, gdy podmioty te zarobiły na czysto ok. 3,2 mld zł. Ale w porównaniu z I kwartałem tego roku mowa o spadku zysków z 6,8 mld zł – średnio o 18 proc.
Kwartalny spadek to pokłosie dużych rezerw na ryzyko prawne kredytów walutowych, które łącznie w okresie kwiecień–czerwiec sięgnęły 5,7 mld zł dla analizowanych banków wobec 3,2 mld zł w okresie styczeń–marzec tego roku. Ale wyniki za II kwartał bardzo wyraźnie pokazały, że sektor podzielił się na dwie prędkości – na grupę tych, którzy już mniej więcej uporali się z problemem frankowym, oraz tych, którzy mają jeszcze sporo do nadrobienia.
Czytaj więcej
W czerwcu podaż pieniądza w polskiej gospodarce wzrosła najbardziej od listopada ub.r. To jeszcze nie jest efekt ożywienia na rynku kredytowym, ale jego zalążki są już widoczne.
Do tej pierwszej grupy należą głównie Pekao, ING Bank Śląski, Bank Handlowy czy Alior, czyli banki, które mają relatywnie niewielki portfel kredytów w CHF, a rezerwy frankowe pokrywają już dużą część tego portfela. Dzięki temu mogą korzystać ze środowiska wysokich stóp procentowych i notować rekordowo wysokie zyski. Przykładowo Pekao w II kwartale mogło zarobić na czysto 1678 mln zł, czyli o 15 proc. więcej niż w kwartał wcześniej. Wynik Aliora (ok. 444 mln zł) może być o 22 proc. wyższy, a ING BSK (1038 mln zł) – o 14 proc. wyższy.