Łukasz Bernatowicz, BCC: Wzrost płacy minimalnej jest niezbędny, ale ma swoje granice

Za sprawą wysokiej podwyżki płacy minimalnej na rynek znów będzie dodatkowo pompowana gotówka, a to będzie napędzać inflację – mówi Łukasz Bernatowicz, prezes związku pracodawców Business Centre Club, szef Rady Dialogu Społecznego.

Publikacja: 13.07.2023 03:00

Łukasz Bernatowicz, BCC: Wzrost płacy minimalnej jest niezbędny, ale ma swoje granice

Foto: mat. pras.

Pracodawcom, związkowcom i rządowi nie udało się osiągnąć porozumienia w Radzie Dialogu Społecznego w sprawie skali podwyżek płacy minimalnej w 2024 r. Dlaczego tak się stało?

To nic nowego. W czasie 8 lat funkcjonowania Rady Dialogu Społecznego nigdy nie udało się osiągnąć kompromisu w sprawie podwyżek płacy minimalnej, a wcześniej nie udało się to także w czasie prac komisji trójstronnej. To jest tak, że zwłaszcza ostatnimi czasy rząd zgłasza bardzo wysokie wyjściowe propozycje podwyżek, a związkowcy działający w imieniu pracowników czują się niejako w obowiązku dodatkowo je przebić. Pracodawcy starają się te stanowiska tonować, w efekcie trudno więc o kompromis. I to jest jeden problem. Drugi jest taki, że mamy rok wyborczy, co też wpływa na stanowisko rządu, który wysokimi podwyżkami płacy minimalnej stara się zdobyć głosy pracowników, mniej dbając o pracodawców, których w sposób naturalny jest po prostu mniej.

Jak przekonywaliście do zmniejszenia skali podwyżek?

Zacznijmy od tego, że w czasach tak wysokiej inflacji jak obecna wzrost płacy minimalnej jest niezbędny. Ale wszystko ma swoje granice. I podnoszenie płacy minimalnej o 700 zł, czyli o 20 proc., jest przekroczeniem tych granic. Tym bardziej że jest to już kolejny rok z tak rozrzutną propozycją, co w efekcie prowadzi do rekordowej jej podwyżki o 43 proc. w czasie zaledwie dwóch lat. W najbiedniejszych powiatach taki wzrost spowoduje, że przedsiębiorców po prostu nie będzie stać na podwyżki, co w konsekwencji najprawdopodobniej odbije się na ich pracownikach, którzy trafią do szarej strefy. Ich pensje w całości lub przynajmniej w części będą wypłacane pod stołem. Dlatego od lat proponujemy regionalizację wzrostu płacy minimalnej. Bo są bardzo bogate powiaty, gdzie gospodarka się szybko rozwija, firmy mają się dobrze i tam można płacę minimalną podnosić mocniej, ale są i takie, gdzie ona się w ogóle nie rozwija albo rozwija się słabo i tam miejsca na podwyżki płac jest zdecydowanie mniej. Dociążanie działającego tam przedsiębiorcy radykalną podwyżką płacy minimalnej mija się z celem, bo on jej zwyczajnie nie udźwignie. Tym bardziej że chodzi przecież nie tylko o podwyżkę nominalnej płacy minimalnej, ale też towarzyszące jej podwyżki składek na ubezpieczenia emerytalne czy rentowe, podatek i wszystkie koszty towarzyszące. Dodatkowo spłaszcza się siatka płacowa. I rośnie presja płacowa, bo ktoś, kto był na pensji minimalnej, spada pod minimalną i trzeba mu zapłacić więcej. Ktoś, kto był na średniej, spada poniżej tej średniej, zbliża się do minimalnej, więc też chce więcej pieniędzy. To jest system naczyń połączonych. Jest dyrektywa unijna, która przewiduje uregulowanie problemu podwyżek płacy minimalnej. Nasz rząd pracuje nad jej wdrożeniem, ale kiedy i jak się to skończy, nie wiadomo. Tak więc przy tej inflacji trzeba podnosić płacę minimalną, ale nie w taki sposób, jak to jest robione. No i bardzo ważne, trzeba z tą inflacją walczyć. Bo ciągle mamy jedną z najwyższych inflacji spośród krajów Unii Europejskiej, a rząd z nią nie walczy tak mocno, jakby mógł.

Ceny cały czas szybko rosną, rząd stara się ten wzrost rekompensować mocnymi podwyżkami płacy minimalnej, które podsycają inflację. To trochę błędne koło?

Oczywiście, że tak. Tym bardziej że rząd wprowadził mechanizm dwukrotnej w ciągu roku podwyżki płacy minimalnej, w sytuacji gdy prognozowana inflacja przekracza 5 proc. Nawet najbardziej optymistyczne prognozy spadku inflacji zakładają, że jeszcze przez dwa lata będziemy dwa razy w ciągu roku podnosić płacę minimalną. Znów więc na rynek będzie dodatkowo pompowana gotówka, a to będzie napędzać inflację. Z jednej strony podnosi się stopy procentowe, żeby ludzie nie brali kredytów, mieli mniej pieniędzy, mniej wydawali, co ma sprzyjać hamowaniu inflacji, a z drugiej strony się ją podsyca poprzez dosypywanie gotówki na rynek. I im bardziej się tę inflację nakręca, tym bardziej, przez mechanizm podwójnych podwyżek płacy minimalnej, się ją karmi. Przy tym stopy procentowe ostatni raz zostały podniesione we wrześniu zeszłego roku, a teraz już mówi się o ich obniżkach. Co to zatem za walka z inflacją?

Czy dobrze rozumiem, że rząd, który w dużym stopniu przyczynił się do wybuchu inflacji, a teraz słabo z nią walczy, stara się minimalizować jej skutki dla obywateli pieniędzmi prywatnych przedsiębiorców?

Rząd, jak wiadomo, nie ma swoich pieniędzy. A w tym wypadku ewidentnie sięga do kieszeni prywatnego biznesu po dodatkowe środki. Właśnie na łagodzenie skutków inflacji, która pustoszy budżety domowe w Polsce. I powoduje przy tym, że ta sytuacja – wysoka inflacja – będzie nam towarzyszyć dłużej. Przy tym wszystkim nie zważa na to, że zupełnie inne koszty utrzymania są w Warszawie, a inne w małym miasteczku w Lubelskiem czy na wsi na Podkarpaciu. Jeśli przedsiębiorca sprzedaje tam swoje towary czy usługi, to ich cena jest zupełnie inna, dużo niższa niż w dużej aglomeracji miejskiej. A płacę minimalną będzie musiał płacić taką samą. Z tym że ten przedsiębiorca z dużej aglomeracji zrekompensuje to sobie wyższą sprzedażą za wyższą cenę, a w małej miejscowości nie będzie przestrzeni na to, by drożej sprzedawać swoje usługi czy towary. I tam przedsiębiorcy po prostu nie będzie stać na utrzymanie pracownika na normalnych zasadach, będzie niejako zmuszony przez państwo do wypłacania mu pensji pod stołem. Bez podatków czy składek emerytalnych. Szara strefa lubi takie rozwiązania, jakie teraz forsuje rząd.

Czy rząd odnosi się w jakiś sposób do waszych propozycji dotyczących regionalizacji płacy minimalnej?

Na poniedziałkowym posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego była o tym mowa i usłyszeliśmy, że rozwiązania, nad którymi rząd teraz pracuje, doprowadzą do skutecznego rozwiązania problemu podwyższania płacy minimalnej zgodnie z wytycznymi Unii Europejskiej, ale kiedy to nastąpi, nie wiemy. A jest to problem, z którym należy się zmierzyć, bo on występuje od lat i od lat o nim mówimy. Płaca minimalna, jak już mówiłem, ciągnie za sobą wzrost innych kosztów okołopłacowych, co dodatkowo potęguje problemy pracodawców, zwłaszcza tych najmniejszych, w najbiedniejszych regionach kraju.

Związkowcy nie rozumieją waszych argumentów? Nie myślą o problemach, które towarzyszą szybkiemu windowaniu płacy minimalnej?

Wydaje się, że rozumieją, ale są w sytuacji, gdy rząd zawistował wysoko z poziomem podwyżki płacy minimalnej i nie mogą proponować mniej, bo pracownicy, których reprezentują, by ich zjedli. Czują się wręcz w obowiązku, by żądać więcej. I ja ich co do zasady rozumiem, ale jest to mechanizm, który niestety sam się napędza.

Mocna podwyżka płacy minimalnej bije chyba w dochody samorządów, które często ją stosują. A w oświacie sprawia, że pensje rozpoczynających pracę nauczycieli zaczynają być przeganiane przez płace pracowników pomocniczych.

No niestety. Minimalne pensje w oświacie spadły już poniżej płacy minimalnej. Dlatego są one wyrównywane jednorazowymi premiami, żeby ktoś nie mógł krzyczeć, że zarabia za mało. Karygodnie mało, bo jeśli na państwowej posadzie zarabia się poniżej płacy minimalnej, to jest to karygodne. Co ciekawe, w poniedziałek w RDS omawialiśmy też przyszłoroczny wzrost płac w sferze budżetowej. I rząd proponuje jej wzrost o 6 proc., związkowcy o 24 proc., a my zaproponowaliśmy kompromis na poziomie 20 proc., bo nam jako przedsiębiorcom zależy na tym, by obsługujący nas urzędnik był zadowolony i dobrze wykwalifikowany. I aby mógł się skupić na pracy i jej wysokiej jakości. Dlatego jesteśmy za tym, by płaca w sferze budżetowej, niewaloryzowana od lat, wzrosła teraz o 20 proc. Rząd nie waha się podnieść płacy minimalnej u prywatnych przedsiębiorców nominalnie o 20 proc. plus wzrost kosztów okołopłacowych, a budżetówce chce dać 6 proc.

Ostatecznie o skali przyszłorocznych podwyżek płacy minimalnej rząd zdecyduje jesienią sam?

Tak. I skoro mamy rok wyborczy, chyba niestety nie możemy spodziewać się, że nas posłucha.

Pracodawcom, związkowcom i rządowi nie udało się osiągnąć porozumienia w Radzie Dialogu Społecznego w sprawie skali podwyżek płacy minimalnej w 2024 r. Dlaczego tak się stało?

To nic nowego. W czasie 8 lat funkcjonowania Rady Dialogu Społecznego nigdy nie udało się osiągnąć kompromisu w sprawie podwyżek płacy minimalnej, a wcześniej nie udało się to także w czasie prac komisji trójstronnej. To jest tak, że zwłaszcza ostatnimi czasy rząd zgłasza bardzo wysokie wyjściowe propozycje podwyżek, a związkowcy działający w imieniu pracowników czują się niejako w obowiązku dodatkowo je przebić. Pracodawcy starają się te stanowiska tonować, w efekcie trudno więc o kompromis. I to jest jeden problem. Drugi jest taki, że mamy rok wyborczy, co też wpływa na stanowisko rządu, który wysokimi podwyżkami płacy minimalnej stara się zdobyć głosy pracowników, mniej dbając o pracodawców, których w sposób naturalny jest po prostu mniej.

Pozostało 88% artykułu
Wynagrodzenia
Biznes zaniepokojony wzrostem płacy minimalnej. Uderzy w firmy i podbije ceny
Wynagrodzenia
Polska wśród rekordzistów wzrostu płac i kosztów pracy w Unii
Wynagrodzenia
Długi finansowy rozbieg zarobków kobiet
Wynagrodzenia
Tyle naprawdę zarabia się w Polsce. GUS podał te dane po raz pierwszy w historii
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Wynagrodzenia
Przeciętne wynagrodzenie w Polsce spadło. GUS podał najnowsze dane