Po opublikowaniu projektu budżetu na 2017 r. przedmiotem komentarzy wielu ekonomistów stała się ponownie kwestia kondycji finansów publicznych. Niepokój wywołuje z jednej strony zakładany dalszy wzrost zadłużenia, a z drugiej rekordowo wysoki (59 mld zł) deficyt przewidziany przez rząd w przyszłorocznym budżecie państwa.
Podstawowego zagrożenia upatrujemy nie w wysokim poziomie zaplanowanego deficytu, ale w tym, że systematycznie rośnie deficyt strukturalny, czyli deficyt skorygowany o wpływ wahań cyklu koniunkturalnego. To wyraz fundamentalnej słabości polskich finansów publicznych i poważne źródło ekonomicznego zagrożenia. Mimo podejmowanych prób, także z naszym udziałem, nigdy nie udało się porządnie tego naprawić i usunąć.
Problem z obniżeniem długu
Prowadzi to do tego, że nawet w okresie dobrej koniunktury i wysokiego wzrostu gospodarczego (także w relacji do produktu potencjalnego) nie jesteśmy w stanie obniżyć poziomu zadłużenia. Tak właśnie jest i teraz, bo przecież od trzech lat mamy wzrost PKB powyżej 3 proc. rocznie, a mimo to łączne zadłużenie narasta. Natomiast w sytuacji złej koniunktury i gospodarczego spowolnienia natychmiast następuje skokowy wzrost poziomu deficytu i długu. Dwa ostatnie okresy znaczącego obniżenia dynamiki wzrostu – z lat 2000–2002 oraz 2008–2010 wywindowały poziom długu publicznego do PKB z niskiego i bezpiecznego poziomu 36,8 proc. (w 2000 r.) do poziomu wysokiego i już niebezpiecznego, choć jeszcze nie alarmowego – 53,5 proc. (w 2016 r.)
Przez parę lat uczestniczyliśmy w projekcie Instrument Szybkiego Reagowania (ISR) realizowanym dla Ministerstwa Rozwoju. Szło między innymi o wypracowanie modelu krótkookresowych prognoz koniunktury (System Wczesnego Ostrzegania). Prognozy te miały wysoką predyktywność, szczególnie w uchwyceniu punktów zwrotnych. Mimo to projekt został zaniechany, bo administracja rządowa sama wie lepiej i nie musi korzystać z profesjonalnej niezależnej ewidencji. Ale istotne jest to, że prowadząc systematyczne badania koniunktury, bazujące na rozpoznawaniu stopnia zagrożenia upadłością wszystkich sektorów gospodarki realnej, rozpoznaliśmy podstawowy dla polskiej gospodarki cykl koniunkturalny o długości rzędu 3 i pół roku. Oczywiście nie jest tak, że co mniej więcej 40 miesięcy dochodzi w polskiej gospodarce do spowolnienia. Ale prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest wysokie. I trzeba się z tym liczyć, że w nieodległym czasie takie spowolnienie może mieć miejsce, a wtedy sytuacja finansów publicznych będzie groźna.
Ministerstwo Finansów próbuje temu zaradzić przede wszystkim poprzez poprawę ściągalności podatków. I widać, że z pewnym powodzeniem (nominalny wzrost rok/rok popytu krajowego o 2,6 proc. w I półroczu br. i odpowiedni wzrost dochodów z VAT o 7,5 proc.). Są jednak tego odczuwalne skutki uboczne. Większy zakres i intensywność kontroli skarbowych przedsiębiorcy odbierają jako zagrożenie i kolejne źródło niepewności. Można określić taką politykę skarbową jako restrykcyjną dla wzrostu. Podatki rosną bowiem szybciej niż nominalny PKB. A to może spowodować przenoszenie części aktywności gospodarczej do szarej strefy lub wręcz jej zaniechanie.