Stracili, bo zostali wprowadzeni w błąd, albo nie zrozumieli dokładnie, czym jest kupiony przez nich produkt. Nie byli świadomi np. tego, że polisa, którą wybrali, związana jest z koniecznością opłacania co roku składki w tej samej wysokości co wpłacona „na dzień dobry" kwota. Gdy po roku okazywało się, że zakład znów upomina się o pieniądze, zmuszeni byli często zerwać umowę. Wtedy tracili wszystko.
Na gębę
Zakłady stosują opłatę likwidacyjną, która przy zerwaniu polisy w ciągu 2 lat od zakupu wynosi prawie sto procent wpłaconej kwoty. Ale nawet jeśli osoby skuszone ofertą kupowały produkt wieloletni z jednorazową składką, nie zawsze docierało do nich, że jeśli jest on powiązany z funduszami akcyjnymi, to istnieje taka sama szansa, że zarobią, jak i że stracą. Gdy pieniądze na koncie topniały, klienci robili się nerwowi, zakład jednak odsyłał ich wówczas do opisu produktu. Okazywało się wtedy, że na takie warunki kupujący sam się zgodził.
Ludzie poczuli się oszukani. Teraz żądają zwrotu – ich zdaniem niesłusznie zabranych pieniędzy – na drodze sądowej.
Dlaczego niesłusznie? – Bo co innego obiecywano mi, oferując produkt, a zupełnie co innego wyszło – tłumaczy Marcin Parfianowicz, klient Aegonu.
Na kupno lokaty – jak się potem okazało – powiązanej z UFK, namówiło go dwóch agentów, którzy w poszukiwaniu nabywców krążyli po domach. – Przekonali mnie zapewnieniem, że wpłacając pieniądze, nie będę już się musiał o nic martwić, bo będę liczyć zyski – wyznaje po latach Parfianowicz.