– Jestem bardzo zaniepokojony i zestresowany. Dla przewoźników ponad 80-procentowa podwyżka opłat za autostrady w Niemczech jest szokiem – mówi w rozmowie z DW Piotr Magdziak z zarządu firmy spedycyjnej Magtrans z Buska Zdroju. Jego obawy wynikają z ustawy, którą przegłosował 20 października niemiecki Bundestag. Przewiduje ona reformę myta, czyli opłat za korzystanie z autostrad i dróg federalnych w Niemczech przez samochody ciężarowe.
Od 1 grudnia 2023 roku stawki tych opłat uzależnione będą od klasy emisji CO2 pojazdu – zgodnie z unijną dyrektywą o eurowiniecie z 2022 roku. Szacuje się, że dla ciężarówek spełniających normę Euro VI stawka myta w Niemczech wzrośnie o około 83 proc. – do 35,4 centa za kilometr. Dodatkowo, od 1 lipca 2024 roku myto obejmie także ciężarówki o masie od 3,5 tony; obecnie pobierane jest od samochodów ciężarowych o masie od 7,5 tony. Firmy rzemieślnicze będą zwolnione z tych opłat.
Niemiecki rząd spodziewa się, że zmiany te przyniosą budżetowi dodatkowe wpływy w wysokości 30,5 mld euro w latach 2024-2027. Środki te mają zostać przeznaczone na rozwój infrastruktury, także kolejowej i dróg wodnych.
W założeniu reforma ma być także zachętą dla przewoźników do wymiany w dłuższej perspektywie taborów pojazdów na bezemisyjne, które w początkowym okresie będą zwolnione z opłat autostradowych, a potem mają uiszczać znacznie niższe stawki. Jak na razie – wskazują przewoźnicy – liczba ciężarówek z napędem elektrycznym jest w Europie śladowa.
„Ukryta podwyżka podatków”
Reformę ostro skrytykowali już niemieccy przewoźnicy, którzy ostrzegli, że w efekcie za wzrost kosztów myta zapłacą konsumenci. „85 procent towarów w Niemczech, w tym wiele dóbr codziennego użytku, transportowanych jest ciężarówkami” – wskazało Federalne Stowarzyszenie Transportu Drogowego, Logistyki i Utylizacji (BGL) w komunikacie prasowym z 20 października.