Spotkanie Aleksandra Łukaszenki z Władimirem Putinem trwało w piątek ponad pięć godzin i zakończyło się późnym wieczorem. Podczas krótkich wypowiedzi dla mediów białoruski dyktator nie szczędził epitetów pod adresem zachodnich polityków i pokazał grubą teczkę. Zapewniał, że ma w niej dowody na to, że to on miał rację, uziemiając 23 maja samolot pasażerski lecący z Aten do Wilna. Zawartości przed kamerami nie ujawnił, a o aresztowanym opozycyjnym dziennikarzu Ramanie Pratasiewiczu nie wspomniał w ogóle. Putin zapomniał też o tym, że aresztowana przyjaciółka Pratasiewicza Sofia Sapieha jest obywatelką Rosji. Gospodarz Kremla mówił natomiast o postępach w „budowaniu Państwa Związkowego Białorusi i Rosji".
– Przez godzinę Łukaszenko narzekał, przez kolejne cztery rozmawiali o integracji państw – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksiej Muchin, szef prorządowego moskiewskiego Centrum Informacji Politycznej.
– Nam wszystko odpowiada, wszystko idzie w słusznym kierunku – twierdzi.
Poparcie na wagę złota
Nieoficjalna część spotkania z Władimirem Putinem rozpoczęła się w sobotę. Jacht na Morzu Czarnym, wino, wspólna kolacja z udziałem 16-letniego Mikołaja Łukaszenki. Ciepłe powitanie i ciepłe pożegnanie przez przywódcę Rosji odpływającej łodzi białoruskiego dyktatora trafiło do mediów.
Nie wrócił na Białoruś z pustymi rękami. Tego samego dnia rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył, że Rosja przekaże władzom w Mińsku 500 mln dolarów – to druga transza przyznanego w grudniu kredytu (1 mld dolarów), dzięki któremu Białoruś będzie mogła rozliczyć się z wcześniejszych długów, m.in. z Rosją. Putin z Łukaszenką uzgodnili też, że białoruskie linie lotnicze Belavia, dla których zamkniętoniebo UE, zamiast do Paryża, Warszawy czy Berlina będą latały np. do Nowosybirska, Ufy czy Rostowa. Media spekulowały, że polecą też na Krym, ale prezes Belavii sprostował, że najpierw Mińsk musiałby uznać Krym za część Rosji.