Korespondencja z Nowego Jorku
Ława przysięgłych w sądzie w Minneapolis uwierzyła argumentom i świadkom wezwanym przez prokuraturę, która podczas trwającej trzy tygodnie rozprawy próbowała udowodnić, że zgon 46-letniego George'a Floyda nie był spowodowany chorobami serca czy narkotykami, ale tym, że przez 9 minut i 29 sekund Derek Chauvin przygniatał kark Floyda kolanem, pozbawiając go powietrza. Za osiem tygodni sąd zdecyduje o karze dla byłego policjanta. 45-letniemu Chauvinowi grozi nawet do kilkudziesięciu lat w więzieniu.
Po ogłoszeniu werdyktu nie było zamieszek, których obawiały się władze stanu Minnesota, a które ogarnęły całą Amerykę po śmierci Floyda. Tłumy zgromadzone na ulicach Minneapolis, gdzie w maju ub.r. doszło do konfrontacji Floyda z Chauvinem, oraz w innych miastach kraju świętowały, wyrażając radość oraz ulgę na wieść o decyzji ławników. – „Winny! Winny wszystkim trzem zarzutom!", „Black Lives Matter" – słychać było na ulicach.
– Potrzebujemy tego werdyktu. Minnesota potrzebuje usłyszeć „winny". Ameryka potrzebuje tego. Zbyt wiele razy zabrakło sprawiedliwości – powiedziała krewna George'a Floyda, podsumowując oczekiwania nie tylko jego rodziny, ale też czarnoskórej społeczności w Ameryce, która skarży się na rasizm w policji, boi się przemocy ze strony strażników porządku oraz czuje się ignorowana przez wymiar sprawiedliwości, który nieczęsto staje po stronie kolorowych ofiar starć z białymi policjantami.
Prezydent Joe Biden określił decyzję ławy przysięgłych jako „gigantyczny krok w przód" w walce narodu amerykańskiego z systemowym rasizmem. – Nie możemy na tym poprzestać – zadeklarował prezydent, który w rozmowie telefonicznej z krewnymi Floyda, zwracając się do jego córki, powiedział: „Tata naprawdę zmienił świat".