A zatem można byłoby twierdzić, że w takiej sytuacji nie tylko prawo do złożenia oświadczenia, ale również sam udział spadkowy przysługujący zmarłemu spadkobiercy (transmitentowi) dzieli się na tyle części, ilu jest transmitariuszy i że składają oni w konsekwencji w pełni samodzielne oświadczenia, co oznacza też „samodzielne" i – w szczególności – „różne" terminy do jego złożenia. Takie ujęcie byłoby w pewnym sensie podobne do znanego prawu polskiemu dziedziczenia szczepu (dziedziczenie in stirpes), czyli dziedziczenia zstępnych niedoszłego (gdyż przedwcześnie zmarłego) spadkobiercy. Jak wiadomo, w miejsce zmarłego przed otwarciem spadku spadkobiercy ustawowego wchodzą jego zstępni dziedziczący jego udział spadkowy (przy tym każdy samodzielnie swoją część udziału).
Można też utrzymywać, że „dziedziczone" jest prawo do złożenia jednego oświadczenia o przyjęciu bądź odrzuceniu spadku (nie zaś udział w spadku) i że wszyscy spadkobiercy czynią to w jakimś sensie łącznie. A więc, że powstaje swoista „wspólnota spadkowa". Przy takim ujęciu transmitariusze mogą spadek: wspólnie przyjąć (wprost), odrzucić bądź przyjąć go „bezpiecznie" (czyli z tzw. dobrodziejstwem inwentarza). Jednak wszyscy łącznie.
Oba podejścia mają mniejsze i większe wady konstrukcyjnej natury, które de lege lata przekreślają je, i których nie da się usunąć bez pomocy prawodawcy.
Pierwsze napotyka w szczególności na problem, który można postrzegać jako „niedopuszczalność częściowego przyjęcia bądź odrzucenia spadku" bez wyraźnej podstawy prawnej. A taka właśnie sytuacja powstanie wobec przejścia prawa do „jednego" spadku, do którego powołany był transmitent, na wielu „samodzielnie uprawnionych" transmitariuszy. Pewną przeszkodą do jego zaakceptowania jest też użyte przez prawodawcę w liczbie pojedynczej sformułowanie, że spadkobiercy składają „oświadczenie", czyli jedno, nie zaś wiele oświadczeń.
Drugie rozbija się o mur zupełnego braku regulacji dotyczącej „wspólnego prawa" transmitariuszy. Tu powstaje prawdziwy pat. Cóż z tego, że koncepcja ta „pasuje" bardziej do użytej przez prawodawcę w art. 1017 k.c. „liczby pojedynczej", skoro dalej ani rusz. Z istniejących przepisów nie da się wyinterpretować ani tego, jak współtransmitariusze mają składać oświadczenie, ani jak miałaby przedstawiać się ewentualna sytuacja prawna tego współspadkobiercy/współtransmitariusza, który zostanie niejako „przegłosowany". Czyli tego, który chciał oświadczenia odmiennej treści niż pozostali współtransmitariusze. Chodzi w szczególności o jego ewentualną odpowiedzialność za długi spadkowe, gdy np. „głosował" za odrzuceniem spadku (a więc też za „odrzuceniem" długów spadkowych), tymczasem wbrew jego stanowisku doszło do przyjęcia spadku. Nie da się określić również tego, co będzie, gdy jeden ze spadkobierców/współtransmitariuszy oświadczenie złożył (np. odrzucił spadek), inni zaś nie złożyli. Nie można przecież przyjąć, aby działała tu „zasada reprezentacji" i aby jedno oświadczenie rozciągało swoje znaczenie na wszystkich pozostałych współtransmitariuszy. W kompletnej mgle ginie przy tej koncepcji sprawa zachowania terminu do złożenia oświadczenia o przyjęciu bądź odrzuceniu spadku. Istniejąca regulacja prawna nijak nie da się pogodzić z wielością uprawnionych (do złożenia jednego oświadczenia) transmitariuszy. W rezultacie praktyczne forsowanie tej koncepcji oznacza de lege lata pełny kreacjonizm sądowy i zupełną dowolność orzekania poszczególnych sądów. A więc również kompletną nieprzewidywalność rozstrzygnięć. A przecież chodzi o sprawę poważną.
Mniejsze zło
Powstaje zatem pytanie: co dzisiaj czynić można?