2 września 2024 r. przestaje pan pełnić funkcję prezesa Izby Pracy. To były trudne trzy lata?
Domyślałem się, że prezesura SN to coś więcej niż spacerek z moją ciocią po sopockim molo. Nie przypuszczałem jednak, że pomost tego „mola” będzie stale prowadził pod górkę. Kończę moją misję z poczuciem ulgi, bo już za kilka dni pełnometrażowo zajmę się tym, co pożyteczne i co lubię, czyli prawem pracy i ubezpieczeniami społecznymi. Jednocześnie dostrzegam symbolikę. Jestem ostatnim urzędującym prezesem Sądu Najwyższego, kierującym izbą, której status nie jest kwestionowany lub który nie jest neosędzią. W takim miejscu jesteśmy. Smutne, prawda?
Co było najtrudniejsze?
Nie do zniesienia są trzy rzeczy. Pierwsza to patrzenie, jak politycy ze swoimi „prawnikami” zniszczyli i dalej niszczą Sąd Najwyższy. Tyle lat twórczego budowania, wspólnego wysiłku, naprawdę mieliśmy dobry Sąd Najwyższy, na europejskim poziomie. A potem przyszło kilku „fachowców-patriotów” i czego nie dotknęli, to zniszczyli. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Drugą dojmującą kwestią jest codzienne oglądanie członków Izby Dyscyplinarnej, którzy po tych wszystkich bezeceństwach, po tak bezczelnym łamaniu podstawowych standardów, po tylu cierpieniach, które wyrządzili, przechadzają się po naszych sądowych korytarzach w chwale „sędziów Sądu Najwyższego”. Jak to widzę, to się radykalizuję – ręce zaczynają mi „chodzić”. Ostatnia sprawa to również ciężki przypadek. Znam wielu sędziów „pracusiów” – to profesjonaliści. Na szybki awans do Sądu Najwyższego, „kuchennymi drzwiami”, przed skompromitowaną neo-KRS, zdecydowało się jednak tylko dwóch, dotychczas szerzej nieznanych. Pozostali, których można liczyć na setki, zachowali się, jak trzeba, jak sędziowie. To budujące, a zarazem tragiczne. Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych liczy dziś 16 sędziów (a powinno być 22), w tym sześciu neosędziów, z których tylko dwóch wcześniej zajmowało się zawodowo prawem pracy i ubezpieczeniami społecznymi. Przyznam, że nie znam drugiego kraju, w którym do Sądu Najwyższego awansuje się osoby, które nie zajmowały się tym profilem prawa, w którym mają orzekać. To chore. Tak nie może być. Musi się tu zadziać taka zwykła ludzka sprawiedliwość. Już niedługo.
Czytaj więcej
Piotr Prusinowski, prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego, nie będzie miał dyscyplinarki za swoje publiczne wypowiedzi na temat funkcjonowania Sądu Najwyższego – zdecydowała w środę Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN.