Prof. Maciej Szpunar: Unijny Trybunał jest też dla ludzi

Europejskie prawo będzie coraz bardziej regulowało sprawy nowych technologii i ich wpływ na prawa podstawowe – mówi prof. Maciej Szpunar, rzecznik generalny TSUE.

Publikacja: 30.04.2024 04:30

prof. Maciej Szpunar

prof. Maciej Szpunar

Foto: fot. Monsters of Law

Dla przeciętnego obywatela Trybunał Sprawiedliwości UE, w którym pan pracuje, to coś odległego i abstrakcyjnego. Co w praktyce mamy z istnienia tej instytucji?

Całkiem sporo. Właściwie nie ma dziedziny prawa krajowego, która by nie była związana z członkostwem Polski w Unii Europejskiej i z prawem europejskim. To właśnie TSUE ma ostatnie słowo w wykładni prawa unijnego. Przede wszystkim z tego właśnie powodu wpływ Trybunału jest znaczący dla każdego, kto załatwia sprawy w polskich urzędach czy sądach. Przez ostatnie 20 lat TSUE wydał mnóstwo wyroków bardzo istotnych dla polskich obywateli, choć tylko niektóre odbiły się szerokim echem medialnym.

Wymieńmy kilka z nich.

Była to na przykład sprawa państwa Dziubaków z 2019 r. (sygn. C-260/18), która stała się precedensem w sprawach dotyczących kredytów frankowych. Ale Trybunał wydał też wiele innych wyroków dotyczących szeroko pojętych praw konsumentów. Była na przykład sprawa Profi Credit Polska (sygn. C-419/18 i C-483/18) dotycząca weksla in blanco jako zabezpieczenia kredytu. Głośno było też o wyrokach dotyczących prawa hazardowego czy – zwłaszcza w ostatnich latach – praworządności. Jeden z najnowszych wyroków, wydany w lutym 2024 r. (C-715/20), też ma szanse na rozgłos, bo dotyczy spraw pracowniczych. Według polskiego prawa rozwiązanie umowy o pracę zawartej na czas określony nie wymagało uzasadnienia, ale Trybunał uznał to za sprzeczne z Kartą praw podstawowych UE. Jak pan zatem widzi, jest wiele przykładów tego, że przeciętny Kowalski też ma korzyść z Trybunału. Choćby dlatego, że teraz, gdy pracodawca go wyrzuci z pracy, to nawet przy umowie na czas określony będzie musiał podać przyczynę takiej decyzji.

Pierwszy wyrok w polskiej sprawie w TSUE zapadł w 2006 roku, dotyczył podatku akcyzowego na używane samochody sprowadzane do Polski z krajów UE i wzbudził spore zainteresowanie. Czy w pierwszych latach naszego członkostwa były równie głośne wyroki?

Sprawa akcyzy na auta (C-313/05) rzeczywiście była znana, choćby z racji tego, że takie auta sprowadzano do Polski masowo. Wyrok wpisywał się we wcześniejsze orzecznictwo, konsekwentnie sprzeciwiające się stawianiu barier fiskalnych w handlu między krajami Unii. Ale ogólnie roli Trybunału nie doceniano. Dość powiedzieć, że w 2010 roku, gdy pracowałem w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, zapadła decyzja by urządzić konferencję prasową wskazująca rolę TSUE dla Polski. Było o czym mówić, bo toczyło się wówczas blisko 100 postępowań w polskich sprawach. Ale nie przyszedł żaden dziennikarz. Myślę, że dziś byłoby zupełnie inaczej, bo o istnieniu Trybunału i przynajmniej niektórych jego wyrokach wie sporo ludzi.

Nie będę mówił za innych, ale „Rzeczpospolita” konsekwentnie pisała o polskich sprawach w TSUE, od kiedy się tylko w nim pojawiły.

Wiele z tych spraw miało charakter gospodarczy, a skoro pański dziennik czytają przedsiębiorcy, to nic dziwnego. Natomiast gdy wcześniej w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu prowadziłem sprawę dotyczącą zbrodni katyńskiej, nie mogłem opędzić się od dziennikarzy. Była oczywiście istotna z punktu widzenia sprawiedliwości dziejowej. Jednak dla realnych interesów gospodarki polskiej niemal każda z tej setki spraw w TSUE, choć niebudząca takich emocji jak sprawa katyńska w Strasburgu – była ważna.

W ubiegłym roku najwięcej pytań prejudycjalnych do TSUE, bo aż 95, dotyczyło obszaru wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Spraw ochrony konsumentów było znacznie mniej, bo 53. Czy coś jest nie tak z praworządnością w Unii?

Nie jest tak źle. Dla celów statystyki zgrupowano sprawy dotyczące współpracy sądowej w sprawach karnych i cywilnych. Chodzi np. o stosowanie europejskiego nakazu aresztowania czy europejskiego nakazu zapłaty, a także o sprawy azylowe i migracyjne. Takie tematy to chleb powszedni dla sądów i choć pan podejrzewa kłopoty z praworządnością, zjawisko to świadczy o czymś wręcz przeciwnym: właśnie o tym, że sądownictwo w krajach UE dobrze działa.

Polskie sądy pytają TSUE o zdanie częściej niż kiedyś. Mniej więcej od 2018 roku wpływa ponad 30 pytań prejudycjalnych rocznie, a wcześniej wpływało najwyżej po kilkanaście. Skąd wziął się ten wzrost?

Przede wszystkim to kwestia kłopotów z praworządnością w Polsce. Przecież w 2018 roku była już nowa Krajowa Rada Sądownictwa, pojawił się problem z tzw. neosędziami. Sądy miały wątpliwości co do tego, czy sędzia w składzie orzekającym był prawidłowo powołany. Poza tym myślę, że wśród sędziów nastąpił wyraźny wzrost świadomości co do znaczenia i obowiązku stosowania prawa unijnego. Często ta świadomość bierze się z tego, jak działają pełnomocnicy stron. Jeśli ci ostatni podnoszą argumenty dotyczące prawa UE, to sądy jakoś muszą się do tego odnieść i coraz częściej kierują pytania do TSUE.

Jaki jest poziom merytoryczny tych pytań?

Ogólnie mówiąc, jest dobrze. Szczególnie wnikliwe są pytania sądów administracyjnych, zwłaszcza w sprawach podatkowych. Zasadniczo jakość pytań prejudycjalnych zadawanych przez polskie sądy nie odbiega od pytań zadawanych przez sądy niemieckie, włoskie czy francuskie, gdzie istnieje długa tradycja formułowania takich pytań. Jednak na pewno należy wzmocnić nauczanie unijnego prawa na uniwersytetach. Moim zdaniem taki przedmiot, choć nauczany na wydziałach prawa, jest dziś traktowany jak piąte koło u wozu. W rezultacie absolwenci takich studiów z Holandii czy – przed brexitem – z Wielkiej Brytanii, wiedzą znacznie więcej o prawie Unii niż ich koledzy i koleżanki z Polski. Widać to choćby po stażystach podejmujących pracę w TSUE.

Czytaj więcej

Internetowi piraci nie mogą pozostawać bezkarni

Nawołuje pan zatem dziekanów polskich wydziałów prawa do lektury sprawy Dziubaków?

Po prostu jeśli przyszły prawnik ma ambicje, by osiągnąć coś więcej w zawodzie, musi znać prawo unijne. A z symboliczną sprawą Dziubaków są związane tysiące procesów frankowiczów cały czas toczących się w sądach. Pracuje przy nich wielu prawników, także tych obecnych od niedawna na rynku. A przecież, jak już wspominałem, bardzo dużo toczących się spraw przed polskimi sądami z najróżniejszych dziedzin ma związek z prawem unijnym.

Dlaczego teraz nie mamy polskiego sędziego w TSUE? Profesorowi Markowi Safjanowi zakończyła się kadencja w styczniu tego roku…

Władze państwa członkowskiego przedstawiają kandydatury na stanowiska w Trybunale. Kandydatury te są następnie oceniane przez tzw. Komitet 255, który musi wydać pozytywną opinię w odniesieniu do danego kandydata. Warto wspomnieć, że mamy pod tym względem dobre tradycje. W Luksemburgu orzekali wcześniej tak wybitni prawnicy, jak prof. Jerzy Makarczyk, prof. Irena Boruta i nieżyjąca już prof. Irena Wiszniewska-Białecka. Obecnie w Sądzie UE (instytucji działającej w Luksemburgu równolegle z TSUE, rozpatrującej skargi na decyzje organów Unii – red.) orzekają prof. Krystyna Kowalik-Bańczyk i prof. Nina Półtorak.

Zaległości dotyczą nie tylko wyłaniania sędziów, ale też unijnych dyrektyw. Poślizg mamy z co najmniej kilkunastoma. Co pan o tym sądzi?

Nie wejdę zbytnio w politykę, jeśli stwierdzę, że poprzedni rząd był bardzo skupiony na sprawach krajowych, zwłaszcza na swoiście pojmowanej przez siebie praworządności. A wdrażanie dyrektyw to coś więcej niż przepisanie ich do polskich ustaw. Nad każdą taką implementacją powinien się pochylić cały sztab ekspertów z administracji rządowej. Takie prace trzeba koordynować, a kierownictwa poszczególnych resortów miały najwyraźniej inne priorytety. Chociażby przed paroma dniami TSUE nałożył na Polskę kary za brak implementacji tzw. dyrektywy o sygnalistach (C-147/23). Rozsądni legislatorzy nie tylko nie dopuszczają do takich sytuacji, lecz również dbają o to, aby przy implementacji nie dochodziło do zjawiska tzw. gold-platingu, czyli dodawania do unijnych treści jakichś własnych. Często powoduje to dla obywateli dodatkowe obowiązki sprawozdawcze, a więc biurokrację. Niestety, to zjawisko w ostatnich latach kwitło.

W najbliższej przyszłości pojawi się wiele nowych dyrektyw, związanych m.in. z gospodarką cyfrową i działalnością wielkich platform internetowych pośredniczących w handlu. Czy to muszą być regulacje na poziomie unijnym? Może państwa członkowskie same by sobie z tym poradziły?

Tak się składa, że mam na swoim biurku wiele takich spraw, dotyczących już wprowadzonych przepisów o gospodarce cyfrowej. Wiele z nich dotyczy problemów ochrony konsumentów i ich danych osobowych, a także przejrzystości transakcji. To zdecydowanie powinno być jednolite prawo w całej Unii. Duże platformy cyfrowe liczą się w praktyce tylko z regulacjami przyjętymi przez dużych „graczy”, takich jak USA, Chiny czy właśnie UE. Państwa członkowskie – działając same – często nie byłyby w stanie od nich wyegzekwować przyjmowanych przez siebie regulacji. Niedawno w UE uchwalono dwa rozporządzenia gwarantujące ochronę użytkownika tych platform – zarówno konsumenta, jak też przedsiębiorcy. Bo przecież wszystko, co jest związane z działalnością tych platform, dotyczy praw podstawowych: prawa do prywatności, prawa do informacji, wolności mediów itd.

Na razie są wątpliwości: czy według dyrektywy o platformach internetowych 30 transakcji jednego użytkownika na Allegro to już biznes…

Takie sprawy już rozpatrujemy. Sam wydałem opinię w bułgarskiej sprawie Eveliny Kamenovej (C-105/17), która też dotyczyła zidentyfikowania powtarzalnych transakcji jako działalności biznesowej. Nie zawsze taka seryjna sprzedaż czyni ze sprzedającego przedsiębiorcę.

Takie sprawy pokazują, że przechodzimy do zupełnie nowego świata, w którym gazda oferujący w Zakopanem dwa pokoje na wynajem jest równorzędnie traktowany z pięciogwiazdkowym hotelem. Zgadza się pan z tym?

Tak, zarówno ten gazda, jak i duży hotel mają dostęp do tak samo wielkiej grupy klientów dzięki platformom takim jak booking.com czy Airbnb. One w praktyce monopolizują kanały dostępu do ofert noclegowych i właśnie na takie niebezpieczeństwo monopolu trzeba zwracać uwagę. Bo gdy z jakichś względów gazda narazi się monopoliście – ten już go nie będzie obsługiwał. A to oznacza odcięcie od klientów, którzy dziś wyszukują miejsca noclegowe głównie przez te platformy. Dlatego tak ważne jest praktyczne wdrożenie wydawanych ostatnio dyrektyw i rozporządzeń, które służą zapewnieniu równowagi rynkowej.

Czytaj więcej

Odrażający atak na Marka Safjana - oświadczenie Rzecznika Generalnego TSUE i sędziów Sądu UE

Czy Trybunał dobrze spełnia swoją rolę strażnika wspólnych praw? Bo skoro wspominał pan o nadgorliwości krajowego ustawodawcy, zwanej gold-platingiem, to chyba tu też jest rola TSUE?

Były w historii gospodarczej świata przykłady różnych integracji, na przykład Brytyjska Wspólnota Narodów czy Niemiecki Związek Celny, gdzie nie było równości członków. Unia Europejska jest przykładem projektu, w ramach którego taka równość była priorytetem od samego początku. Ta równość przejawia się też w tym, że prawo Unii musi być stosowane jednolicie. Przecież aby wspólny rynek dobrze funkcjonował, to konsumenci w Hiszpanii, Niemczech czy w Polsce powinni korzystać dokładnie z takich samych praw.

Eurosceptycy odpowiedzą na to: przecież i tak Berlin rządzi.

A ja im przytoczę dwie toczące się nie tak dawno sprawy przed TSUE, dotyczące dopuszczalności wydawania europejskiego nakazu aresztowania przez urzędy prokuratorów generalnych na Litwie i w Niemczech. Po zbadaniu okazało się, że litewski urząd spełnia wymagane dla tych spraw kryteria niezależności (C-509/18), a niemiecki nie spełnia (C-508/18 i C-82/19 PPU). Niemcy też nie zawsze wprowadzają unijne prawo tak, jak trzeba, i bywają za to piętnowane.

Proszę spojrzeć w swoją szklaną kulę i wywróżyć, w jakich jeszcze kierunkach prawo unijne będzie się rozwijało w najbliższych latach.

Na pewno w kierunku uregulowania spraw związanych z użyciem nowych technologii, szczególnie sztucznej inteligencji. Bo te technologie silnie ingerują w prawa podstawowe, zwłaszcza w prawo do prywatności. Myślę, że trzeba będzie też na nowo zdefiniować role sądów we współczesnych społeczeństwach. Wzrastająca liczba spraw może spowodować ich zatkanie, nie tylko zresztą w Polsce. Stąd wyzwanie uregulowania tego, jak stosować sztuczną inteligencję w sądach. W związku z sytuacją polityczną na świecie będą zapewne tworzone nowe regulacje w zakresie bezpieczeństwa i obronności, w tym dotyczące sankcji wobec państw nieprzestrzegających standardów demokratycznych.

Maciej Szpunar jest adwokatem, profesorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. W latach 2008–2009 był podsekretarzem stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, a w latach 2010–2013 – wiceministrem spraw zagranicznych. Od 2013 r. jest rzecznikiem generalnym w TSUE, a od 2018 – pierwszym rzecznikiem generalnym TSUE.

Dla przeciętnego obywatela Trybunał Sprawiedliwości UE, w którym pan pracuje, to coś odległego i abstrakcyjnego. Co w praktyce mamy z istnienia tej instytucji?

Całkiem sporo. Właściwie nie ma dziedziny prawa krajowego, która by nie była związana z członkostwem Polski w Unii Europejskiej i z prawem europejskim. To właśnie TSUE ma ostatnie słowo w wykładni prawa unijnego. Przede wszystkim z tego właśnie powodu wpływ Trybunału jest znaczący dla każdego, kto załatwia sprawy w polskich urzędach czy sądach. Przez ostatnie 20 lat TSUE wydał mnóstwo wyroków bardzo istotnych dla polskich obywateli, choć tylko niektóre odbiły się szerokim echem medialnym.

Pozostało 95% artykułu
Podatki
Skarbówka zażądała 240 tys. zł podatku od odwołanej darowizny. Jest wyrok NSA
Prawo w Polsce
Jest apel do premiera Tuska o usunięcie "pomnika rządów populistycznej władzy"
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Rząd zmniejsza liczbę więźniów. Będzie 20 tys. wakatów w celach