Wiadomo już, że Zbigniew Ziobro powoła każdego prezesa sądu. Wyboru dokona sam, nie potrzebuje żadnej opinii. Po prostu przedstawi nowego prezesa zgromadzeniu ogólnemu sędziów (np. okręgu czy apelacji), a tym pozostanie przyjąć to do wiadomości. Minister powoła też wiceprezesów, tyle że na wniosek prezesów sądów. Ale jak się już ma „swojego" prezesa, to przecież można bez obaw przyjąć od niego rekomendację dla wiceprezesa... Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Minister wprawdzie też powołuje prezesów, ale zawsze po zasięgnięciu opinii zgromadzenia ogólnego sędziów. I jeśli np. w danej apelacji sędziowie kandydata oprotestują, to można go powołać tylko wtedy, gdy zgodzi się Krajowa Rada Sądownictwa. Jeżeli się nie zgodzi, nie ma żadnej możliwości wyboru prezesa.
Projekt przewiduje też, że minister będzie w stanie odwołać każdego prezesa i wiceprezesa, pod byle pretekstem. Na przykład wtedy, gdy stwierdzi „szczególnie niską efektywność działań" sędziego. W obliczu sądów zawalonych sprawami, nie będzie problemu, by wskazać, że ktoś sobie „nie radzi". Odwołanie prezesa lub wiceprezesa wymaga wprawdzie opinii Krajowej Rady Sądownictwa, ale przy jej planowanym kształcie z przewagą tzw. izby polityków, też odbędzie się to bez oporu.
Minister najwyraźniej nie zamierza się też patyczkować z wymianą dotychczasowych prezesów sądów. Może ich odwołać w ciągu sześciu miesięcy od uchwalenia zmian – bez jakiegokolwiek powodu i opinii KRS.
Tak więc po dyrektorach sądów prezesi – przejęci. A jaki jest sposób na szeregowych sędziów? Nie można ich przecież odwołać, więc będą szachowani na co najmniej trzy inne sposoby. Pierwszy to zsyłka - bez zgody sędziego będzie go można przenieść nawet na rok do innego wydziału. Tak więc cywilista może trafić na męki do wydziału karnego, jeśli tylko „inny sędzia nie wyraził zgody na przeniesienie do tego wydziału". Nie zna się na prawie karnym? To się pozna. Drugi sposób to zabicie sędziego pracą. Wchodzi system losowania spraw. Jeśli ktoś będzie miał pecha i wylosuje same Amber Goldy, to jego problem. Prezes może mu darować kolejną duża sprawę, ale nie musi. Trzecia metoda to uderzenie sędziego po kieszeni. Na skutek nowego narzędzia - „uwagi" jaką zwróci sędziemu prezes, będzie mu można uciąć nawet do połowy dodatku funkcyjnego.
Czy wszystko jest w tych zmianach do kitu? Nie. Wejdzie chociażby system badania obciążenia pracą poszczególnych sędziów. Ale to marna pociecha, bo reszta zmian jest w stanie złamać sędziom kręgosłupy.