Jacek Dubois: Bądźmy jak Napoleon

Przesłanka zagrożenia surową karą jako podstawa stosowania aresztu powinna zniknąć z kodeksu. Prawnicy muszą to powtarzać przy każdej okazji.

Publikacja: 23.10.2024 04:31

Jacek Dubois: Bądźmy jak Napoleon

Foto: Adobe Stock

O areszcie tymczasowym pisze się dużo i trudno dodać coś nowego, gdy na łamach „Rzeczpospolitej” ambasadorem jego ograniczenia jest mecenas Maria Szczepańska. Zdecydowałem się jednak na ten temat z inspiracji Gustava LeBon, który w książce „Psychologia tłumu” przypomina zasadę Napoleona, że najlepszą metodą argumentacji jest powtarzanie jakiegoś argumentu tak często, aż w umysłach odbiorców utrwali się on jako obowiązująca zasada. Jeśli zatem w słusznej sprawie chcemy odnieść sukces, powinniśmy o niej mówić, co jednak może oznaczać, że będziemy o niej mówić w nieskończoność.

O tym, że temat jest słuszny, świadczy raport Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, przedstawiający niewesołe statystyki. Żeby jednak nie poprzestać na krytyce rzeczywistości, fundacja przygotowała projekt zmian, którego elementem jest propozycja wyeliminowania jako podstawy stosowania aresztu przesłanki zagrożenia surową karą, o czym od dawna się mówi i na słowach się na razie kończy.

Czytaj więcej

Maria Szczepańska: Zadanie dla prawodawcy i prokuratora generalnego

Katalog się rozszerzył

A szkoda, bo z raportu wynika, że ta przesłanka, najłatwiejsza dla sądu do zastosowania, jest podstawą większości długotrwałych aresztowań. Gdy przepis ten przed ponad ćwierćwieczem wchodził w życie, zagrożenie karami za poszczególne przestępstwa było znacznie niższe. Dlatego przesłanka ta dotyczyła mniejszego katalogu przestępstw o największym stopniu społecznego niebezpieczeństwa. Dziś ten katalog się rozszerzył, bo pojęcie zagrożenia surową kara nie zostało redefiniowane.

Co ciekawsze, przez te ponad ćwierć wieku w odczuciu opinii publicznej przewartościowaniu uległo społeczne niebezpieczeństwo czynów. Dawniej bardzo dolegliwe były przestępstwa przeciwko mieniu. Dziś, gdybyśmy mieli wybierać, czy paść ofiarą oszustwa na kwotę 2 tys. zł czy włamania do komputera zawierającego nasze tajemnice, zapewne wolelibyśmy być oszukani niż okradzeni z naszej prywatności. Jednak w oparciu o tę przesłankę areszt mógłby być zastosowany tylko wobec oszusta, a nie hakera.

Czytaj więcej

Wciąż za dużo długich aresztów. Nadużywamy tymczasowego aresztowania

Przesłanka zagrożenia surową karą daje możliwość aresztowania za sam fakt, że czyn jest zagrożony karą ośmiu lat pozbawienia wolności, co rodzi domniemanie, że ze strachu przed tak wysoką karą sprawca będzie utrudniał postępowanie. Prokuratorzy kochają ten przepis, bo nie muszą niczego dowodzić, a nienawidzą go adwokaci, bo trudno bronić przed ustawowym domniemaniem. Z kolei strach podejrzanego przed aresztem może prowadzić do patologii w postępowaniu karnym. Gdy samo zagrożenie surową kara wystarczy prokuratorowi do skutecznego wystąpienia o areszt, to widmo jego zastosowania wisi nad podejrzanym jak miecz Demoklesa.

Podejrzani drżą ze strachu

Podejrzani często drżą ze strachu, i to nie przed tym, czemu ma służyć areszt, czyli przed izolacją, tylko boją się, że zostaną pobici czy upokorzeni. Wprawdzie takie sytuacje zdarzają się coraz rzadziej, ale w podświadomości społecznej funkcjonują nadal produkcje filmowe przedstawiające taki obraz więziennictwa. Wyobrażając sobie obraz takiego piekła, podejrzany jak koła ratunkowego łapie się każdej możliwości, by tam się nie znaleźć. Takim kołem ratunkowym może być propozycja przyznania się i obciążenia innych w zamian za odstąpienie od składania wniosku o areszt, z której to szansy podejrzani spontanicznie korzystają, często nie zastanawiając się, co będzie potem. W efekcie prokurator ma doraźny sukces w postaci korzystnych dla siebie wyjaśnień z perspektywą ich odwołania w trakcie procesu, gdy doraźne niebezpieczeństwo minie, a rozum oskarżonego wróci.

Obrońcy z kolei woleliby, żeby ich klient podejmował decyzje nie w oparciu o doraźne zagrożenie, tylko analizę sytuacji procesowej. Efekt takich decyzji podejmowanych w różnych warunkach często może być taki sam, czyli przyznanie się, ale lepiej, żeby była to decyzja świadoma wynikająca z rzeczowej oceny sytuacji, a nie wywołana strachem. Przesłanka zagrożenia surową karą powinna zniknąć też z kodeksu dlatego, że za jej przyczyną konstytucyjna zasada, że człowieka można pozbawić wolności tylko na podstawie prawomocnego wyroku sądu. Od tej zasady wyjątkiem jest areszt tymczasowy, który można zastosować tylko gdy inne środki zapobiegawcze nie zapewnią prawidłowego toku postępowania.

Z raportu fundacji wynika, że ten wyjątek zbyt często zamienia się w regułę. Wytłumaczenie, dlaczego ten krytykowany przepis nie zniknął dotąd z kodeksu, zdaje się proste: to z winy polityki, która jest najczęstszym powodem psucia prawa. Lech Kaczyński i Zbigniew Ziobro odnieśli kolosalny sukces polityczny, ferując zaostrzanie kar i masowe stosowanie środków zapobiegawczych. Nie miało to wiele wspólnego ze zdobyczami wiedzy, ale dawało wspaniały wzrost słupków poparcia. Ta populistyczna metoda funkcjonuje od lat i każdy, kto po nią sięgnie, może liczyć na sympatię wyborców, a przy braku rzeczywistych sukcesów może twierdzić, że represja karna nie jest dostatecznie wysoka i dalej ją obostrzać, tworząc sobie w ten sposób wyborcze perpetuum mobile funkcjonujące do czasu, gdy polityk tak popsuje system, że nie jest on w stanie funkcjonować. Jeśli surowe karanie to przepis na wyborczy sukces, to zmiany łagodzące politykę stosowania aresztu mogą się spotkać z niezadowoleniem masowego elektoratu. Oczami wyobraźni widzę przyjaciół ministra Ziobry przekonujących, że liberalizując przesłanki stosowania aresztu, rządzący sprowadzą wszystkie plagi egipskie na obywateli. To jeden z paradoksów współczesności, że cywilizowanie prawa politykom się nie opłaca, i z tego powodu omawiany przepis najprawdopodobniej szybko nie zniknie z kodeksu.

Czy to jednak oznacza, że prawo musi zawsze przegrać z polityką, bo jego kształt stanowi emanację politycznej woli? Niekoniecznie, bo prawo to nie tylko gołe przepisy, ale i sposób jego stosowania, na który ma wpływ doktryna i opinia społeczna. Gdy zatem ustawodawca, licząc przyszłe wyborcze głosy, nie chce wprowadzić pewnych rozwiązań, my, jako prawnicy, na wzór Napoleona powinniśmy powtarzać: ten przepis nie powinien istnieć. W konsekwencji jeśli nawet nie doprowadzimy do jego eliminacji, możemy spowodować, że orzecznictwo znacznie zmarginalizuje jego zastosowanie.

O areszcie tymczasowym pisze się dużo i trudno dodać coś nowego, gdy na łamach „Rzeczpospolitej” ambasadorem jego ograniczenia jest mecenas Maria Szczepańska. Zdecydowałem się jednak na ten temat z inspiracji Gustava LeBon, który w książce „Psychologia tłumu” przypomina zasadę Napoleona, że najlepszą metodą argumentacji jest powtarzanie jakiegoś argumentu tak często, aż w umysłach odbiorców utrwali się on jako obowiązująca zasada. Jeśli zatem w słusznej sprawie chcemy odnieść sukces, powinniśmy o niej mówić, co jednak może oznaczać, że będziemy o niej mówić w nieskończoność.

Pozostało 91% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?