Wyrok SN” wydany przez tzw. neosędziów w sprawie prokuratora generalnego ożywił po raz kolejny dyskusję o palącej (od kilku lat…) potrzebie uregulowania statusu tzw. neosędziów SN oraz sądów powszechnych, którzy wzięli udział w wadliwej procedurze nominacyjnej z udziałem KRS w niekonstytucyjnym składzie. Skutki prawne tego orzeczenia są dramatyczne nie tylko z punktu widzenia praworządności – coraz bardziej historycznoprawnej wartości systemowej – ale także z punktu widzenia chociaż minimalnego zaufania do państwa prawa, którego uosobieniem jest wymiar sprawiedliwości.
Z jednej strony społeczeństwo słyszy przekaz o nieistniejącym wyroku wydanym przez wadliwie obsadzony skład sądu, o tym, że SN (w legalnym składzie) uchyla orzeczenia wydane przez tzw. neosędziów SN. Z drugiej strony zainteresowani „pozytywnymi” dla siebie skutkami prawnymi rozstrzygnięcia tego składu sędziów SN (gdyby je stosować w praktyce prawnej), podejmują próby wyprowadzenia z nich takich skutków. Publiczne wypowiedzi dają wrażenie, że w sporze o wymiar sprawiedliwości w konstytucyjnym znaczeniu chodzi o sprawy konkretnych i jednostkowych osób, a nie społeczeństwa i państwa prawa w ogóle.
Czytaj więcej
Nie będziemy orzekać z neosędziami. Wydawanie wyroków przez nielegalne izby Sądu Najwyższego to oszukiwanie obywateli. Podtrzymujemy także apel o rezygnację Małgorzaty Manowskiej – mówi Andrzej Kompa, przewodniczący Rady Ławniczej SN.
Chaos przerodził się w szaleństwo
Każde z tych stanowisk może mieć jednak znaczenie dla innych spraw, tych mniej medialnych lub w ogólnie niebudzących zainteresowania środków przekazu, a równie doniosłych. W obrocie prawnym występuje bardzo wiele orzeczeń wydanych przez skład sędziowski złożony z tzw. neosędziów, w tym tzw. neosędziów SN, a jeszcze więcej sądów powszechnych. Czy strony postępowania mają je uznawać za nieistniejące, czy też w zależności od tego, czy kwestionowały skład sądu? Chaos prawny przerodził się w szaleństwo prawne. Jaką wiarygodność ma stanowisko organu władzy państwowej, że ostatnie orzeczenie wydane w składzie tzw. neosędziów SN jest nieistniejące, jeśli właśnie nominację na prezesa Izby Cywilnej SN otrzymała tzw. neosędzia z udzieloną kontrasygnatą premiera w procedurze jej wyboru? Jaką wiarygodność mają twierdzenia o abstrakcyjnej prawnie dopuszczalności „zaskarżenia” kontrasygnaty czy też (nie)honorowe jej „cofnięcie” na abstrakcyjnej podstawie prawnej, bo kontrasygnata premiera nie ma charakteru aktu administracyjnego, który organ może w drodze reasumpcji uchylić na podstawie ustawy o postępowaniu przed sądami administracyjnymi? Czy istotą poszukiwania praworządności nie jest praworządna droga? O jaką praworządność toczy się ta gra („w szachy” – nawiązując do porównania prof. E. Łętowskiej)?
„Cofnięcie” kontrasygnaty premiera w tym precedensowym przypadku nie jest podobne do „wycofania” się z umowy kradzionego samochodu po dowiedzeniu się (przez kupującego) o tym fakcie, do którego ta sytuacja została porównana. „Wycofać”, a ściślej: uchylić się o skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu (niezależnie od fundamentalnie różnego charakteru prawnego oświadczenia woli w cywilistycznym znaczeniu oraz konstytucyjnej kontrasygnaty) można wtedy, gdy adresat oświadczenia ten błąd wywołał lub z łatwością mógł go zauważyć. Premier jednakże wiedział lub powinien był wiedzieć, czemu ta kontrasygnata ma służyć (pomijam milczeniem powołanie się na „błąd urzędnika”, bo dla odpowiedzialności za złożenie podpisu przez organ nie ma to znaczenia).