Michał Zacharski: Finanse cyfrowe – narzędzie przestępców czy oaza wolności?

Walka z praniem brudnych pieniędzy, podobnie jak z każdym innym przestępstwem, nie może odbywać się poprzez nadmierną ingerencję w prawa i wolności obywateli.

Publikacja: 03.07.2024 04:30

Michał Zacharski: Finanse cyfrowe – narzędzie przestępców czy oaza wolności?

Foto: Adobe Stock

Ostatnio na łamach „The Economist” Geoff White, znany dziennikarz śledczy i autor książek poświęconych m.in. cyberprzestępczości, argumentuje, że finanse cyfrowe (digital finance) to raj dla przestępców piorących pieniądze. Zwraca w szczególności uwagę na przestępczość zorganizowaną. Najnowsze technologie pozwalają obecnie na to, by najniebezpieczniejsi przestępcy przenosili i ukrywali nieuczciwie zdobyte zyski. Prognoza na przyszłość nie jest – według autora – najlepsza. Jeśli rządzący poszczególnymi państwami i przemysł technologiczny nie znajdą płaszczyzny porozumienia, sytuacja będzie coraz gorsza. A rzeczone porozumienie miałoby polegać na ustępstwach: rządy państw powinny lepiej zrozumieć technologię, by móc rozmawiać z pozycji autorytetu, a zwolennicy nowych technologii powinni przyjąć do wiadomości, że przegrają swoją sprawę w momencie, gdy rządy zaczną traktować obronę innowacyjności jako gotowość niesienia pomocy w praniu pieniędzy na olbrzymią skalę.

Nie podoba mi się sposób, w jaki Geoff White zakreśla warunki umożliwiające przeciwdziałanie procederowi prania pieniędzy. W rzeczywistości wydaje się mówić: rządy państw muszą odzyskać autorytet poprzez poznanie nowych technologii, by narzucić swoje rozwiązania z tej pozycji, a zwolennicy innowacji muszą się zorientować, że w skrajnych przypadkach mogą odpowiadać za pomocnictwo w praniu pieniędzy, i to nawet wówczas, gdy ich celem jest po prostu umożliwienie ludziom zwiększenia zakresu prywatności. Z tak przygotowaną receptą są co najmniej dwa problemy. Po pierwsze, brzmi jak szantaż wobec branży technologicznej. Po drugie, pozostawia na marginesie istotę sprawy. Istotą jest zaś to, że walka z praniem pieniędzy, podobnie jak z każdym innym przestępstwem, nie może odbywać się poprzez nadmierną ingerencję w prawa i wolności obywateli.

Precedens Tornado Cash

Oba sygnalizowane wyżej problemy ze wskazaniami White’a da się zaobserwować na przykładzie sprawy Tornado Cash. W marcu 2022 r. hakerzy, z dużym prawdopodobieństwem powiązani z Koreą Północną, ukradli kryptowalutę o wartości 625 milionów dolarów z opartej na kryptowalutach gry wideo o nazwie Axie Infinity. Do prania zaś dużej części pieniędzy z tego przestępstwa użyli Tornado Cash, tzw. kryptomiksera, który polega na pobraniu od użytkownika jego kryptowalut, mieszaniu ich z kryptowalutami innych użytkowników, a następnie odesłaniu ich do pierwszego użytkownika. Takie działanie ukrywa pochodzenie kryptowaluty, co zwiększa poziom prywatności i anonimowości transakcji, pozwalając użytkownikom zachować dyskrecję w transakcjach kryptowalutowych.

Amerykański rząd szybko nałożył sankcje na Tornado Cash. Oskarżono dwóch programistów, którzy rzekomo zbudowali mikser, m.in. o pranie pieniędzy. Reakcja społeczności technologicznej była jednak równie zdecydowana. Organizatorzy kampanii kryptowalutowych pozwali Departament Skarbu USA, twierdząc, że sankcje pozbawiły użytkowników istotnego narzędzia do ochrony prywatności. Był jednak i dalej idący argument: ludzie stojący za Tornado Cash nie powinni być pociągani do odpowiedzialności za niewłaściwe wykorzystanie ich wynalazku; nietrudno sobie wyobrazić, jak dużym zagrożeniem dla programistów na całym świecie może być precedens Tornado Cash.

Jeden z twórców tego kryptomiksera Alexey Pertsev w maju tego roku został nieprawomocnie skazany przez holenderski sąd na 64 miesiące pozbawienia wolności. Sędzia argumentował, że Tornado Cash było przewidziane dla przestępców. De facto jednak nie jest niczym więcej niż narzędziem umożliwiającym zachowanie prywatności w transakcjach związanych z kryptowalutą. Siekierą można porąbać drewno na opał, ale można też kogoś zabić. Dzięki użyciu kleju można naprawić połamany przedmiot, ale można też się odurzyć albo otruć. Z dwudziestego piętra można podziwiać piękno świata, ale i skoczyć. Rzeczy są dobre, gdy dobrze ich używamy, to znaczy wykorzystujemy je w dobrych celach. Rzadko kiedy rzecz jest jednoznacznie dobra albo jednoznacznie zła. Podobnie jest z kryptomikserami.

Pertsev złożył apelację. Pozostaje do rozstrzygnięcia sprawa drugiego twórcy Tornado Cash, Romana Storma. Postępowanie jest prowadzone w USA. Podobnych spraw jest więcej: 15 lipca w USA ma zapaść wyrok wobec Romana Sterlingova, założyciela i operatora miksera Bitcoin Fog, który został przez ławę przysięgłych uznany za winnego prania pieniędzy w kwocie 400 mln dolarów w latach 2011–2021.

Zakres wolności

Jeśli popełniono przestępstwo, jego sprawcę należy oczywiście rozliczyć. Przy okazji publicznych debat, jak ta dotycząca Tornado Cash, zbyt łatwo jednak marginalizuje się wolność jednostki, która jest istotną wartością.

Zasada pierwszeństwa wolności, wypracowana w filozofii, a opisywana przez J. Rawlsa i akceptowana również przez zwolenników komunikacyjnego ujęcia prawa, jak J. Habermas czy R. Alexy, mówi, że każdy ma prawo do tak szerokiej wolności, jaką da się pogodzić z wolnościami innych osób. Wolność jednostki nie może zależeć od targów między politykami czy korzyści ekonomicznych lub społecznych. Nie może w szczególności podlegać ograniczeniu ze względu na potrzebę usprawnienia działania jakiejś instytucji. Wszelkie zaś jej ograniczanie musi odbywać się w zgodzie z zasadą proporcjonalności.

Zlikwidowanie procederu prania pieniędzy nie może stać w hierarchii celów wyżej niż ochrona wolności obywatelskich. A chyba nikt nie ma wątpliwości, że pierwszym ruchem rządzących (jak świat długi i szeroki) byłoby zwiększenie kontroli nad finansami cyfrowymi, czyli de facto zwiększenie inwigilacji. To zaś mogłoby całkowicie zaprzeczyć celom niektórych spośród nowych technologii. Jaki jest cel szyfrowania wiadomości w konkretnym komunikatorze, gdy rząd będzie mógł mieć do nich dostęp? Podobnie jest z finansami, np. kryptowalutami itd.

Wszyscy pamiętamy film „Raport mniejszości” z Tomem Cruisem. Akcja toczy się w 2054 r. Dzięki przewidywaniu przyszłości możliwe jest skazywanie przestępców, zanim popełnią czyn karalny. Pamiętamy też doskonale „Rok 1984” George’a Orwella. Żadnej z powyższych rzeczywistości nie chcielibyśmy zaakceptować. Dlaczego mielibyśmy wobec tego zaakceptować zaglądanie nam do portfela cyfrowego, by ktoś wiedział na przykład, na co wydajemy nasze pieniądze? To całkowite zaprzeczenie wolności. Ale etykietowane jako zwiększanie bezpieczeństwa! Możemy oczywiście używać karty płatniczej albo bankowości elektronicznej przy pełnej świadomości rejestracji naszych przepływów finansowych, ale to jest nasz wybór. Możemy równie dobrze użyć gotówki, choć i w tej sferze już są, a na poziomie Unii Europejskiej czekają nas nowe, ograniczenia. Jeśli nie jesteśmy w stanie zaakceptować kamery rządowej w każdym domu i każdej instytucji, by wszelkie niecne zamiary mogły być w porę rejestrowane, a w miarę możliwości nawet niwelowane, zanim dojdzie do bezprawnego czynu, musimy być także wyczuleni na inwigilację naszego świata cyfrowego.

Korzystanie z finansów cyfrowych obarczone jest oczywiście ryzykiem niezależnie od tego, czy mówimy o systemie regulowanym normami na poziomie państwowym lub ponadnarodowym, czy też wolnym od jakichkolwiek regulacji. Coraz częściej dochodzi do wysublimowanych form oszustwa w przestrzeni cyfrowej. Nam chodzi tylko o zagwarantowanie każdemu możliwości wyboru instrumentu, który gwarantuje prywatność, przy pozostawieniu oceny ryzyka użytkownikowi.

Wyrok jako memento

Niedawno p. mec. Mikołaj Pietrzak wraz z aktywistami z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Fundacji Panoptykon odnieśli sukces przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w sprawie niekontrolowanej inwigilacji. Rozpoznawany był w tej sprawie oczywiście jedynie ułamek problemu wolności obywatelskich, ale uzyskane przez grupę skarżących rozstrzygnięcie to istotny sygnał płynący z międzynarodowego trybunału, że są granice inwigilowania – zwłaszcza bez należytej kontroli ze strony sądów. Ten wyrok ETPC powinien stać się memento dla wszystkich przyszłych prób ograniczania naszej wolności.

Zwolennikom tezy „uczciwi nie mają się czego obawiać”, która przekłada się u nich na obojętność wobec rozszerzenia kontroli państwa nad działaniami obywateli, odpowiedzieć wypada: wiedza o drugim człowieku to władza nad nim. Im większa wiedza, tym większa władza. Prof. Joseph Hoffman z Uniwersytetu w Bloomington (Indiana) podczas debaty na Uniwersytecie Jagiellońskim na pytanie, dlaczego w sprawie przestępstw najcięższych w USA rozstrzyga ława przysięgłych, odparł: „Nie ufamy rządowi” (We don’t trust the government). Dodajmy do tego: nawet najlepszemu rządowi.

Śledczy, których zadaniem jest wykrywanie procederów prania pieniędzy, muszą być wyposażani w inne instrumenty niż ograniczające w najwyższym stopniu wolności obywatelskie. Dajemy mandat określonym ludziom, by sprawowali rządy nie po to, by nas coraz bardziej ograniczali, lecz by znajdowali sposoby ochrony nas przed zagrożeniami przy jak najmniejszej ingerencji w naszą wolność. Na tym powinni się skoncentrować. I to właśnie powinno być główną domeną państwa!

Byłoby bardzo źle, gdyby w wyniku działania rządów ograniczającego naszą wolność doszło przy okazji do ograniczenia rozwoju technologicznego. Takie konsekwencje aktywności władzy świadczyłyby o całkowitym zaprzeczeniu fundamentów cywilizacji Zachodu, której immanentną cechą jest dążenie do doskonałości.

Należy cieszyć się z sukcesów branży rozwijającej finanse cyfrowe ułatwiające nam życie także w sferze poufności, tak jak należy się cieszyć z gotówki, która umożliwia nam wydawanie uczciwie zarobionych pieniędzy przy zachowaniu prywatności, czy z braku kamer na każdym rogu i w każdym pomieszczeniu, co umożliwia nam nieskrępowane funkcjonowanie z daleka od cudzych spojrzeń. Rządzący nie muszą o nas wiedzieć wszystkiego. To jeden z podstawowych warunków wolności.

Autor jest adwokatem, dr. nauk prawnych, partnerem zarządzającym w kancelarii Zacharski Rudol

Ostatnio na łamach „The Economist” Geoff White, znany dziennikarz śledczy i autor książek poświęconych m.in. cyberprzestępczości, argumentuje, że finanse cyfrowe (digital finance) to raj dla przestępców piorących pieniądze. Zwraca w szczególności uwagę na przestępczość zorganizowaną. Najnowsze technologie pozwalają obecnie na to, by najniebezpieczniejsi przestępcy przenosili i ukrywali nieuczciwie zdobyte zyski. Prognoza na przyszłość nie jest – według autora – najlepsza. Jeśli rządzący poszczególnymi państwami i przemysł technologiczny nie znajdą płaszczyzny porozumienia, sytuacja będzie coraz gorsza. A rzeczone porozumienie miałoby polegać na ustępstwach: rządy państw powinny lepiej zrozumieć technologię, by móc rozmawiać z pozycji autorytetu, a zwolennicy nowych technologii powinni przyjąć do wiadomości, że przegrają swoją sprawę w momencie, gdy rządy zaczną traktować obronę innowacyjności jako gotowość niesienia pomocy w praniu pieniędzy na olbrzymią skalę.

Pozostało 91% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?