W „Nędznikach” Victora Hugo czytamy o tym, jak w pewnym salonie opowiadano biskupowi Myriel historię fałszerza pieniędzy. Nie mogąc utrzymać ukochanej kobiety i dziecka, które z nią miał, zaczął bić fałszywe monety w czasach, gdy przestępstwo to karane było śmiercią. Gdy kobieta wprowadzała pierwszą sztukę do obiegu, została pojmana, ale nie przyznawała się do winy i zatajała wspólnika. Wówczas prokurator królewski wziął się na sposób i wykorzystując różne fragmenty listów, w wyniku machinacji przekonał ją, że ukochany ją zdradza. Wówczas, kierowana chęcią zemsty, wyjawiła ona na czym polegało przestępstwo i opowiedziała o jego szczegółach, przedstawiając dowody. Widocznie zafascynowany fortelem prokuratora rozmówca biskupa Myriel powiedział mu, że dzięki pomysłowości śledczego już niedługo fałszerz pieniędzy, zresztą wraz ze wspólniczką, będzie sądzony w Aix przed sądem przysięgłych. Na to biskup Myriel zapytał: „A gdzie będzie sądzony prokurator królewski”?
Zarzut z zemsty
Wydobywanie sprawiedliwości z zemsty to wątpliwa sztuka. Jeszcze gorzej jest wtedy, gdy sprawa karna wynika z zemsty i zemsta jest jej jedynym celem. Tak było w przypadku sędziego Igora Tuleyi, który nie popełnił przestępstwa, a mimo to bezprawnie pozbawiono go immunitetu i chciano zatrzymać celem przedstawienia mu zarzutów karnych. Chodziło zaś tylko o to, że orzeczenie, które Igor Tuleya wydał w sprawie dotyczącej głosowania nad budżetem w Sali Kolumnowej w 2016 roku, nie spodobało się ówczesnej władzy. Dzięki politycznie kontrolowanej prokuraturze można było wyprowadzić najbardziej bolesny dla uczciwego sędziego cios – przykleić mu łatkę przestępcy.
Czytaj więcej
W środę sędzia Igor Tuleya składa pozew przeciw 11 sędziom i prokuratorom za szykany, jakich od nich miał doznać za rządów PiS.
Sam zarzut był tyleż bezwartościowy intelektualnie, co niebezpieczny. Jako obrońcy sędziego Tuleyi wraz z p. mec. Jackiem Dubois i p. mec. Bartoszem Tiutiunikiem przed Izbą Dyscyplinarną, a później także przed Izbą Odpowiedzialności Zawodowej, musieliśmy rzecz traktować serio i prezentowaliśmy poważną argumentację prawną, choć dla każdego studenta prawa musiało być oczywiste, że sędzia Igor Tuleya nie popełnił przestępstwa. Całkowicie legalnie bowiem dopuścił dziennikarzy do udziału w posiedzeniu, na którym ogłosił krytyczne dla ówcześnie rządzących postanowienie dotyczące głosowania nad budżetem w Sali Kolumnowej Sejmu w roku 2016. Czuliśmy się jak u Ionesco, tylko nie było wcale zabawnie. Uchylając immunitet Igorowi Tuleyi Izba Dyscyplinarna zdecydowała o zawieszeniu go w czynnościach służbowych i obniżeniu o 25 procent jego uposażenia. Rozpoznawane przez sędziego Tuleyę sprawy w Sądzie Okręgowym w Warszawie zostały zdjęte z wokandy, a on sam odsunięty od orzekania.
W końcu sama prokuratura, choć po długim czasie od orzeczenia Izby Odpowiedzialności Zawodowej konstatującego wprost, że sędzia Igor Tuleya nie popełnił przestępstwa, doszła do przekonania, że nie ma sensu kontynuować tej farsy, ale szkoda i krzywda, której doznał sędzia, nie została dotąd naprawiona. Co gorsza, ludzie odpowiedzialni za dramat sędziego, który został bez cienia faktycznej i prawnej podstawy odsunięty na dwa lata od orzekania, nie ponieśli żadnej odpowiedzialności. Gdy piszę te słowa, w mediach pojawiają się doniesienia o precedensowym pozwie, którym sędzia Tuleya będzie dochodził odszkodowania za 5 lat represji doznanych przezeń w toku walki o praworządność. To jednak za mało.