Świetny i przerażający żart rysunkowy autorstwa sędziego Arkadiusza Krupy zamiast twarzy sędziego Igora Tulei powinien mieć twarz statystycznego sędziego, odpowiadającego z rozbrajającą szczerością o niektórych przypadkach wydawnia orzeczeń. Pojawił się w przestrzeni publicznej na tle wypowiedzi sędziego, który miał odwagę przyznać się do błędu. Jednego z nielicznych, którzy w ogóle mieli odwagę. Dowodzącego swoją postawą woli zmiany dotychczasowych praktyk. Uczciwego i autokrytycznego. Obrazującego jednak problem, którego nie sposób zignorować, gdy przekonuje się nas, iż remedium na wszelkie bolączki jest sądowa ochrona praw i wolności obywatelskich.
Nieprawdopodobny rozdźwięk
Spoglądając na realia ochrony praw i wolności jednostki przez sądy właśnie, być może rysunek zamiast podpisem „zajmowałem się czytaniem konstytucji” powinien być opatrzony zwrotem „zajmowałem się czytaniem innej części konstytucji”. Wtedy jednak nie byłby ani śmieszny, ani zrozumiały. Nie pokazywałby z subtelnością właściwą dla żartu nieprawdopodobnego rozdźwięku pomiędzy tym, jak sądy stosowały konstytucję, prawo międzynarodowe i unijne w sprawach dotyczących wymiaru sprawiedliwości (by nie rzec złośliwie „własnych”), a jak czyniły to w sprawach dotyczących obywateli. Nie nawiązywałby też do widocznej w wywiadzie (https://www.rp.pl/sady-i-trybunaly/art39874451-sedzia-igor-tuleya-mozliwe-ze-zgodzilem-sie-na-pegasusa?fbclid=IwAR1OOu6llrangp21SG6NL6fR8_gkXrMdPoMSHs1cFN_UUDTx1-VP9vSsmas) formuły „usprawiedliwiania” błędów sędziowskich rozmaitymi niedającym się przezwyciężyć okolicznościami, nadmiarem spraw czekających na rozpoznanie, brakiem czasu, niezupełnością informacji przekazywanych przez służby. Osobliwościami decydowania o kontroli operacyjnej, brakiem ogólnej wiedzy o wykorzystywaniu przez służby systemu Pegasus, nieistnieniem wyspecjalizowanych wydziałów ds. podsłuchów, niechęcią do pisania uzasadnień. Przesadne reakcje oburzonych rysunkiem przedstawicieli środowiska sędziowskiego, odwołujące się do prawdziwych intencji i rzeczywistej treści wywiadu, zaniechań ustawodawcy w regulacji wniosków o kontrolę operacyjną, braku adekwatnych regulacji ustawowych, rozwiązania komisji kodyfikacyjnych i zaprzepaszczenia ich dorobku (nie w pełni wiadomo jakiego), obrazują zarazem, jak wielka była skala zaniechań w sędziowskim stosowaniu prawa i jak fatalne mogą być skutki ułatwiania sobie życia. Sama treść wywiadu jest bowiem w istocie przerażająca, gdy z rozbrajającą szczerością eksponuje praktykę rozpoznawania wniosków o kontrolę operacyjną.
Czytaj więcej
FBI pod przykrywką sprzedawała przestępcom aplikację, która pomogła rozpracować polski gang narkotykowy. Obrona oskarżonych uważa, że mogła ona działać jak Pegasus, a inwigilacja bez zgody sądu jest bezprawna. Dobiega końca bezprecedensowy proces.
Zrozumiałe jest poczucie skrzywdzenia sędziego uwikłanego wraz z wymiarem sprawiedliwości w nieczystą grę służb oraz innych instytucji państwa, do których sądy powinny mieć zaufanie. Wszak są związane zasadą legalizmu z art. 7 Konstytucji RP. I choć sądy w państwie były przez ostatnie osiem lat traktowane przez władzę ustawodawczą i wykonawczą tak pogardliwie, iż podważało to ich status jako konstytucyjnej trzeciej władzy, to jednak właśnie Konstytucja RP daje twarde podstawy realnej ochrony praw jednostki, nawet gdy brakuje precyzyjnych regulacji proceduralnych, choćby wyłączających możliwość uznania za dowód notatki funkcjonariusza.
Dla każdego jednak, kto zetknął się z praktyką sądową, jest oczywiste, że w wielu sprawach, w tym dotyczących kontroli operacyjnej, wnioski składane przez uprawnione podmioty publiczne są zbyt często akceptowane „w ciemno”, zaś decyzje sądów oparte na „skromnym” materiale dostarczanym przez służby. I oczywiste jest, że materiały załączone do wniosków są intencjonalnie wyselekcjonowane.