Mikołaj Małecki: Pirat drogowy może stać się zabójcą

Tragiczne zdarzenia na drodze, powodowane przez piratów drogowych, skłaniają do refleksji nad obowiązującym prawem, bezpieczeństwem na drodze i adekwatnymi karami. Śmierć całej rodziny na autostradzie w wyniku zderzenia z pojazdem pędzącym przeszło 300 km/h to jaskrawy przykład rażącej brawury, której nie można tolerować. To pełnoprawne zabójstwo.

Aktualizacja: 16.09.2024 09:08 Publikacja: 31.01.2024 02:00

Mikołaj Małecki: Pirat drogowy może stać się zabójcą

Foto: Adobe Stock

Czy sprawcy tego typu zdarzeń mogą być oskarżeni o drogowe zabójstwo, a więc ponosić odpowiedzialność karną za przestępstwo zagrożone nawet dożywotnim pozbawieniem wolności? Jak odróżnić nieumyślny wypadek od umyślnego zabijania człowieka w ruchu lądowym?

Uznanie zdarzenia na drodze za zabójstwo nie jest zadaniem prostym. Sprawca musi mieć zamiar spowodowania śmierci człowieka – bez zamiaru nie da się popełnić umyślnej zbrodni. By mówić o zamiarze, sprawca nie musi chcieć czyjejś śmierci; wystarczy że przewiduje możliwość zagrożenia życia człowieka i na to się godzi. Granica oddzielająca wypadek komunikacyjny ze skutkiem śmiertelnym od umyślnego zabójstwa jest płynna, ponieważ nie do końca wiadomo, kiedy sprawca „godzi się” na popełnienie czynu. To problem nie tylko zdarzeń w ruchu drogowym. Przykładowo: sprawcy pobicia zadają ofierze kilkanaście ciosów. Ofiara umiera. Chcieli zadać ciosy, ale czy chcieli zabić? Jeśli nie da się udowodnić chęci spowodowania skutku, kluczowe jest ustalenie, czy się na niego godzili.

Czytaj więcej

Ile osób potrzeba do katastrofy, czyli dlaczego SN oddalił kasację ws. "Froga"

Sprawca machnął ręką

Karniści wypracowali przez lata różne koncepcje godzenia się, przydatne przy ustalaniu, że niebezpieczne zachowanie człowieka było przez niego zamierzone. W myśl jednego z poglądów, często stosowanego w orzecznictwie, godzenie się należy utożsamić z obojętnością sprawcy. Nie chciał wyrządzić krzywdy, ale też nic nie wskazuje na to, by starał się uniknąć zagrożenia – było mu to obojętne.

Można powiedzieć, że to swoiste machnięcie ręką. Sprawca przewiduje ryzyko, ale mówi do siebie: „Wszystko mi jedno”. „Jak się coś zdarzy, to trudno”. Tak godzenie się opisują komentatorzy kodeksu karnego. Jeśli sprawca pozostaje obojętny na los drugiego człowieka, możemy mówić, że umyślnie go zabija.

W typowej sytuacji na drodze kierujący pojazdem zazwyczaj nie godzi się na negatywne skutki. Jeżeli podejmuje manewry obronne, by zmniejszyć ryzyko zderzenia, nie będzie można powiedzieć, że godził się na potrącenie pieszego, a tym bardziej na jego śmierć. Załóżmy, że sprawca dostrzega osoby wchodzące na przejście. Próbuje zjechać na pobocze. Nie udaje mu się, dochodzi do wypadku śmiertelnego. Jego zachowanie świadczy o tym, że nie było mu obojętne, co się stanie. Nie miał zamiaru, będzie można go skazać tylko za nieumyślny wypadek.

Elastyczność kodeksowego godzenia się może jednak okazać się przydatna, gdy dojdzie do rażąco brawurowego zachowania, wykraczającego poza wszelkie akceptowalne ramy. Przyjrzyjmy się wspomnianemu zdarzeniu z udziałem dwóch pojazdów na autostradzie. Rozpędzony do ponad 300 km/h pirat drogowy wjechał w auto, którą podróżowała trzyosobowa rodzina. Była noc.

Jak pociski

Najważniejsza w tej sprawie jest niewyobrażalna prędkość pojazdu. Jeśli ktoś rozpędza pojazd do 300 km/h, to odbiera sobie możliwość panowania nad nim praktycznie w jakiejkolwiek sytuacji na drodze. A zatem sprawca godzi się na to, że w sytuacji zagrożenia nie będzie w stanie go zminimalizować. Pojazd, którym jedzie z tak szokującą prędkością, nie jest już normalnym obiektem ruchu drogowego, lecz przez nikogo niekontrolowanym pociskiem. Sprawca nie jest kierującym pojazdem, lecz w gruncie rzeczy jedynie pasażerem w pojeździe poruszającym się w niekontrolowany sposób.

Podjęcie ewentualnego manewru obronnego, po dostrzeżeniu przeszkody, w żaden sposób nie zmniejszy zagrożenia; może nawet nie być czasu na reakcję kierowcy. W myśl tej interpretacji dochodzi do przestępstwa umyślnego.

Drugim przykładem są wyścigi drogowe, organizowane nielegalnie na ulicach miast. Dwa pojazdy z rażąco nadmierną prędkością poruszają się, jeden obok drugiego, dwupasmową drogą. Drogę przecina wiele przejść dla pieszych bez sygnalizacji. Na jednym z nich pojawiają się piesi. Nie spodziewają się, że nadjeżdżające z oddali pojazdy bardzo szybko zbliżą się do przejścia. Jeden z piratów taranuje pieszych.

Swoista adrenalina towarzysząca wyścigowi wskazuje na to, że kierujący zdawali sobie sprawę z ryzyka, jakie sprowadzają. Najistotniejsze wydaje się jednak to, że uczynili z drogi publicznej prywatny tor wyścigowy. Co więcej, droga nie pełniła funkcji szlaku komunikacyjnego, lecz areny, na której urządzono nielegalne zawody.

Śmiertelna obojętność

Wypadek drogowy to przestępstwo określone w rozdziale kodeksu karnego mówiącym o „bezpieczeństwie w komunikacji”. Jednak to nie była „komunikacja” ani „wypadek drogowy”, będący wynikiem nieostrożności, która może się po prostu przytrafić każdemu kierującemu. To był nielegalny, rażąco groźny rajd, w którym sprawcy wzięli udział, nie licząc się z innymi użytkownikami miejsca publicznego. „Nieliczenie się” z ludźmi kieruje nasz wzrok w stronę godzenia się. Obojętność na los pieszych to umyślne pozbawianie ich życia.

Debatę o zaostrzeniu odpowiedzialności karnej piratów drogowych warto rozpocząć od skrupulatnej interpretacji obowiązujących przepisów. Formuła godzenia się wygląda na wystarczająco pojemną, by objąć najbardziej bulwersujące zachowania na drodze, tym bardziej że powstawała w czasach o wiele mniej intensywnego ruchu drogowego. Prawo karne musi cechować się dostateczną określonością, precyzją, unikać arbitralności, zapewniać równość wobec prawa. Musi jednak także iść z duchem czasu. Stare pojęcia mogą być wypełniane nowymi treściami, by zapewnić jak najlepszą ochronę dóbr prawnych w realiach XXI wieku. Jedno jest pewne: nie godzi się zamykać oczu na problem piractwa drogowego. Najbardziej bulwersujące zdarzenia są godne adekwatnego nazewnictwa: to niekoniecznie wypadki „przy pracy”, lecz czasem pełnoprawne zabójstwa.

Autor jest doktorem habilitowanym, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadzi portal DogmatyKarnisty.pl

Czy sprawcy tego typu zdarzeń mogą być oskarżeni o drogowe zabójstwo, a więc ponosić odpowiedzialność karną za przestępstwo zagrożone nawet dożywotnim pozbawieniem wolności? Jak odróżnić nieumyślny wypadek od umyślnego zabijania człowieka w ruchu lądowym?

Uznanie zdarzenia na drodze za zabójstwo nie jest zadaniem prostym. Sprawca musi mieć zamiar spowodowania śmierci człowieka – bez zamiaru nie da się popełnić umyślnej zbrodni. By mówić o zamiarze, sprawca nie musi chcieć czyjejś śmierci; wystarczy że przewiduje możliwość zagrożenia życia człowieka i na to się godzi. Granica oddzielająca wypadek komunikacyjny ze skutkiem śmiertelnym od umyślnego zabójstwa jest płynna, ponieważ nie do końca wiadomo, kiedy sprawca „godzi się” na popełnienie czynu. To problem nie tylko zdarzeń w ruchu drogowym. Przykładowo: sprawcy pobicia zadają ofierze kilkanaście ciosów. Ofiara umiera. Chcieli zadać ciosy, ale czy chcieli zabić? Jeśli nie da się udowodnić chęci spowodowania skutku, kluczowe jest ustalenie, czy się na niego godzili.

Pozostało 82% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Zarządzenie flotą może być przyjemnością
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian