Czy sprawcy tego typu zdarzeń mogą być oskarżeni o drogowe zabójstwo, a więc ponosić odpowiedzialność karną za przestępstwo zagrożone nawet dożywotnim pozbawieniem wolności? Jak odróżnić nieumyślny wypadek od umyślnego zabijania człowieka w ruchu lądowym?
Uznanie zdarzenia na drodze za zabójstwo nie jest zadaniem prostym. Sprawca musi mieć zamiar spowodowania śmierci człowieka – bez zamiaru nie da się popełnić umyślnej zbrodni. By mówić o zamiarze, sprawca nie musi chcieć czyjejś śmierci; wystarczy że przewiduje możliwość zagrożenia życia człowieka i na to się godzi. Granica oddzielająca wypadek komunikacyjny ze skutkiem śmiertelnym od umyślnego zabójstwa jest płynna, ponieważ nie do końca wiadomo, kiedy sprawca „godzi się” na popełnienie czynu. To problem nie tylko zdarzeń w ruchu drogowym. Przykładowo: sprawcy pobicia zadają ofierze kilkanaście ciosów. Ofiara umiera. Chcieli zadać ciosy, ale czy chcieli zabić? Jeśli nie da się udowodnić chęci spowodowania skutku, kluczowe jest ustalenie, czy się na niego godzili.
Czytaj więcej
Sąd Najwyższy oddalił kasację od wyroku uniewinniającego najbardziej znanego polskiego pirata drogowego.
Sprawca machnął ręką
Karniści wypracowali przez lata różne koncepcje godzenia się, przydatne przy ustalaniu, że niebezpieczne zachowanie człowieka było przez niego zamierzone. W myśl jednego z poglądów, często stosowanego w orzecznictwie, godzenie się należy utożsamić z obojętnością sprawcy. Nie chciał wyrządzić krzywdy, ale też nic nie wskazuje na to, by starał się uniknąć zagrożenia – było mu to obojętne.
Można powiedzieć, że to swoiste machnięcie ręką. Sprawca przewiduje ryzyko, ale mówi do siebie: „Wszystko mi jedno”. „Jak się coś zdarzy, to trudno”. Tak godzenie się opisują komentatorzy kodeksu karnego. Jeśli sprawca pozostaje obojętny na los drugiego człowieka, możemy mówić, że umyślnie go zabija.