Jacek Popiel: Kopernik na maturze dostałby zero punktów

W dzisiejszym systemie uprawiania edukacji i nauki z osobami takimi jak Mikołaj Kopernik mielibyśmy same kłopoty. Bo do jakiego kierunku studiów go przypisać? Jak ująć jego publikacje na ministerialnej liście czasopism i wydawnictw?

Publikacja: 12.12.2023 02:00

Mikołaj Kopernik

Mikołaj Kopernik

Foto: Adobe Stock

Nie przypuszczałem, że 550. rocznica urodzin Mikołaja Kopernika skłoni mnie do refleksji nad współczesnym systemem edukacji. Poniekąd inspiracją stały się tutaj pytania dziennikarzy kierowane do mnie jako rektora uczelni, w której astronom spędził cztery lata: jakie przesłanie dzisiaj przekazuje studentom, ale także doktorantom Kopernik?

Czy można na to pytanie odpowiedzieć, nie popadając w banalne sformułowania? Tyle już przy okazji rocznicowych uroczystości powiedziano o ponadczasowym wymiarze myśli Kopernika. Co w tej interesującej, ale nadal pełnej tajemnic biografii jest, a przynajmniej powinno być bliskie współczesnym studentom, naukowcom?

Idea mobilności studiów

Kiedy przyglądamy się faktom z życia astronoma, to widzimy, że droga tego człowieka do przełomowego odkrycia w widzeniu wszechświata oparta została na bardzo interesującym modelu edukacji, znanym z biografii wielu wybitnych ludzi w tamtych wiekach, np. Jana Kochanowskiego (1530–1584). Modelu, który był niezapisaną w żadnych ustawach ideą mobilności studiów, zbieżną ze współczesną ideą europejskiego obszaru edukacji czy tzw. projektem mobilności studentów i pracowników instytucji szkolnictwa wyższego. To formowanie, kształtowanie się osobowości Kopernika rozpoczęło się od studiów na Wydziale Sztuk Wyzwolonych Uniwersytetu Krakowskiego, które utworzyły fundament, uruchomiły wyobraźnię młodego człowieka (w chwili przybycia do Krakowa Kopernik miał 19 lat), dały w przyszłości swobodę formułowania odważnych tez. Hartmann Schedel, w kronice wydanej w 1493 r., czyli już w czasie pobytu Kopernika w Krakowie, tak charakteryzował tamtejszy model nauczania:

Czytaj więcej

Medycyna u Rydzyka z zaświadczeniem od proboszcza. Resort Czarnka: to legalne

„Znajduje się [tu] sławny, tłumnie odwiedzany, słynący z wielu znakomitych i uczonych mężów uniwersytet, na którym są wykładane liczne szlachetne umiejętności: nauka wymowy, poetyki, filozofii i filozofii przyrody. Wszelako najbardziej rozwija się tam nauka astronomii. I nie ma w całych Niemczech – jak to wystarczająco wiem z opowieści licznych – pod tym względem znakomitszej wszechnicy” (cytat za: Marian Chachaj, „Mikołaj Kopernik. Czasy studenckie, Kraków, Bolonia, Rzym, Padwa i Ferrara (1491–1503). Miejsca – ludzie- książki”, Toruń 2023. s. 42).

Mimo wielu opracowań trudno w pełni zrekonstruować cztery lata (1491–1495) spędzone przez Kopernika na krakowskim uniwersytecie. Więcej możemy powiedzieć na podstawie zgromadzonego przez niego księgozbioru, dzisiaj w znaczącej części (41 pozycji) zachowanego w Bibliotece Uniwersyteckiej w Uppsali. Z pełnym podziwem można odnosić się do faktu, że studenci mogli uczestniczyć na wspomnianym wydziale w zajęciach z gramatyki, retoryki, logiki, dialektyki, fizyki (filozofii przyrody), metafizyki, etyki, polityki, ekonomii, arytmetyki, geometrii, trygonometrii, astronomii, astrologii, perspektywy (czyli optyki), geografii, muzyki. Komentowali nie tylko traktaty Arystotelesa, ale i Cycerona, Ptolemeusza, utwory Wergiliusza. Nie wiem, czy jednak nie najważniejsza była możliwość biernego i czynnego uczestniczenia w dysputach na zadane zagadnienia, w których krytycznej interpretacji poddawano nawet najwybitniejsze dzieła uczonych uznawanych za powszechne autorytety.

„Rozpowszechniony wśród krakowskich profesorów pluralizm doktrynalny sprzyjał nie tylko krytycznemu spojrzeniu na cały dorobek filozoficzny Arystotelesa, lecz także poszukiwaniu w przeszłości, szczególnie starożytnej, innych autorytetów naukowych” („Mikołaj Kopernik. Czasy studenckie…”, s. 63).

Uważa się, że już w krakowskim uniwersytecie mogły zrodzić się pierwsze wątpliwości co do prawdziwości teorii geocentrycznej, m.in. po prawdopodobnej lekturze rozpowszechnianego w tym czasie w Krakowie dziełka „Sen Scypiona” Cycerona.

Bez stopnia naukowego

Ważne jest jednak, że przyszły astronom porzucił krakowską uczelnię, by wyruszyć dalej, do innych uniwersytetów, nowych profesorów. Wybrał Włochy, uczelnie w Bolonii, Padwie i Ferrarze. Uczeni zajmujący się biografią astronoma zapewne nie rozstrzygną zagadki, dlaczego Mikołaj Kopernik opuścił krakowski uniwersytet bez uzyskania jakiegokolwiek stopnia naukowego ze sztuk wyzwolonych. Dla przyszłego twórcy teorii heliocentrycznej ważniejsze od stopni bakałarza, magistra była możliwość skonfrontowania tego, co poznał w Akademii Krakowskiej, z wiedzą włoskich profesorów, którzy mogli stać się bardziej inspirujący do własnych przemyśleń.

Zróżnicowane uczelniane doświadczenia po latach zaprocentowały odkryciem, które zmieniło obraz postrzegania świata. Ten etap biografii Kopernika przekonuje nas do interdyscyplinarnego modelu studiowania i uprawiania nauki. W praktyce ukazują to opisane przez biografów astronoma kolejne etapy krakowsko-włoskiej edukacji, które prowadzą do złożonej odpowiedzi na pytanie: kim dla współczesnego świata jest Kopernik? W pierwszej kolejności wielkim astronomem, ale z drugiej – lekarzem, znawcą problemów prawniczych, ekonomicznych, wojskowych, teologicznych, filozoficznych, kartograficznych, filologicznych. Wnikając w złożoną osobowość tego człowieka, trudno wykluczyć myśl, że właśnie ta mnogość doświadczeń dawała odwagę w formułowaniu nowych idei.

Żartobliwie, a zarazem na serio można powiedzieć, że w dzisiejszym systemie uprawiania edukacji i nauki z osobami takimi jak Kopernik mielibyśmy same kłopoty. Bo do jakiego kierunku studiów go przypisać, a w nauce do jakiej dyscypliny powinien się zapisać? Jak ująć jego publikacje na liście ministerialnej czasopism i wydawnictw? Nie mogę tu nie przypomnieć żartobliwej puenty wykładu prof. Bartosza Brożka („Kopernik i wyobraźnia”), wygłoszonego 1 października 2022 r. na inauguracji roku akademickiego w Uniwersytecie Jagiellońskim. Otóż przedstawił on zabawny list „Do Jego Magnificencji, Rektora Jacka Popiela”, w którym znalazł się następujący akapit:

„Głoszą także, że ja jestem N - 0. A jak ja wiedzieć mogłem, że oficyna Johanna Petreiusa, w której manuskrypt mój De Revolutionibus złożyłem, na wielmożnego Ministra liście wydawnictw drugiego, aniż pierwszego poziomu miejsca nie znajdzie”.

Te przeróżne doświadczenia Kopernika, który przez większość swojego życia pracował samotnie, niezależnie od wszystkich ówczesnych systemów, świadczą, że w nauce najważniejsza jest pasja i odwaga naukowca. I to jest kolejne przesłanie, przekazane naszemu współczesnemu światu przez tego wielkiego człowieka. Mikołaj Kopernik w praktyce udowodnił, że nauka powinna być otwarta, a naukowiec musi mieć zagwarantowaną wolność badań, ale zarazem powinien być niesłychanie odważny, bo nawet jeśli w danej epoce, kiedy jego odkrycie nie jest uznawane, a niekiedy nawet za te odkrycie można być prześladowanym, to za jakiś czas może się okazać, że to odkrycie zmieni oblicze świata.

W Roku Kopernika wielokrotnie pojawiało się pytanie: Czy w naszym systemie edukacji może pojawić się nowy Kopernik? Czy nasz system edukacji ocala wybitne jednostki? W krótkim tekście trudno udzielić rzetelnej odpowiedzi. Mogę zaryzykować wypowiedzenie tylko kilku refleksji, zapewne nieco subiektywnych, ale opartych na wieloletnich obserwacjach systemu edukacji.

Z jednej strony chciałbym wierzyć, że wybitne jednostki, które mają świadomość swej wartości, ocaleją, a system im nie przeszkodzi w rozwoju. Z drugiej mam przeczucie, że człowiek o szczególnej wrażliwości pod wpływem spętania przez współczesne, ciągle zmieniane reguły edukacyjne może poczuć się ograniczony, a wówczas jego ambicje i możliwości mogą ulegać powolnej erozji.

Szablony, które zabijają indywidualność

Zdaję sobie sprawę, że współczesna szkoła potrafi zniszczyć niejeden zapowiadający się talent poprzez działanie w utartych schematach i ciasnych modelach. Wezmę przykład najprostszy, czyli obecny model matury, który w największym uproszczeniu oczekuje od młodego człowieka pragnącego osiągnąć sukces, że wpisze się w system oczekiwanych, zakreślonych przez ekspertów odpowiedzi. Jaki to ma być egzamin dojrzałości, który premiuje umiejętność wpasowania się określone wytypowane odpowiedzi? Oczywiście nie chodzi mi o odpowiedzi na konkretne pytania, które są sprawdzianem wiedzy. I tu jednak mogą pojawić się wątpliwości, szczególnie w interpretacji wydarzeń historycznych.

W 2023 r. mam prawo zadać pytanie, jakie konsekwencje dla maturzystów zobligowanych do udzielenia odpowiedzi na testy z historii może mieć głośny podręcznik do tzw. HiT? Bardziej myślę o zadaniach maturalnych wymagających interpretacji tekstów, problemów. Szablony zabijają indywidualność i nie mówię wyłącznie o naukach humanistycznych czy społecznych, ale także ścisłych i przyrodniczych.

Obserwowałem różne systemy edukacji. Mają swoje zalety i wady, ale matura w nowej formule bez wątpienia hamuje i zawęża ucznia, zabija wolność, swobodę myślenia, nie pozwala mu na kreatywność i zaistnienie ponad światem oczekiwanych odpowiedzi. By zdobyć punkt, trzeba myśleć jak wszyscy? Trzeba wpasować się w listę odpowiedzi wypracowanych przez ekspertów Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Czyli zdobywać wiedzę, ucząc się odpowiedzi pod klucz.

To jest przecież zatrważające, bo mówi o podporządkowaniu, pewnego rodzaju dostosowaniu się, wykluczeniu osobowości. Mógłbym nieco żartobliwie powiedzieć, ale bynajmniej z dzisiejszej perspektywy nie byłby to żart, że odpowiedzi Kopernika, który odważył się zanegować dotychczasową wiedzę i obowiązujące reguły, zostałyby ocenione na zero punktów. Oczywiście od maturzysty nie oczekujemy, żeby podważał współczesne podstawy wiedzy, ale oceniając odpowiedzi niemieszczące w wyznaczonym szablonie, trzeba przynajmniej zastanowić się, czy wypowiedź młodego człowieka nie zasługuje na sprawiedliwą ocenę.

Tegoroczna liczba odwołań od matury, opisywane przez prasę i doświadczonych nauczycieli przykłady z prac pokazują, że naszym obowiązkiem jest apelowanie o przemyślenie reguł maturalnych. Za każdym razem trzeba bowiem pamiętać, że można boleśnie skrzywdzić, a nawet złamać dalsze życie młodego człowieka, być może kandydata na Kopernika w danej dziedzinie nauki.

Kolejni politycy reformujący naszą edukację nie mogą żyć w przekonaniu, że każda ich decyzja jest przejawem troski o przyszłość polskiego szkolnictwa. Nie jest tajemnicą, że już we wrześniu rodzice maturzystów, zaniepokojeni informacjami o efektach tegorocznej matury, rzucili się szukać nauczycieli, którzy mogliby przygotować do egzaminu dojrzałości, a na tzw. giełdzie najbardziej oblegani są – często znakomici – pedagodzy, którzy potrafią wskazać, jak odpowiadać pod przysłowiowy klucz. W najlepszych liceach większość uczniów płaci za korepetycje. I to nie z jednego przedmiotu.

Warto wprowadzić klasy uniwersyteckie

Pozostając jeszcze w kręgu szkoły średniej, trzeba zastanowić się, co zrobić, żeby ten etap edukacji nie zniszczył przyszłych Koperników. Jakie narzędzia i programy stosować, żeby wyłonić jednostki wybitne jak najwcześniej, na poziomie szkoły średniej? Niewątpliwie warto prowadzić klasy uniwersyteckie, uczelniane, nauczyciele akademiccy powinni mieć kontakt ze szkołami średnimi, w niektórych nawet prowadzić zajęcia, kółka fakultatywne. Warto wspierać sieć olimpiad przedmiotowych, których laureaci gwarantują poziom wykraczający ponad normę obowiązującą w szkole.

Warto wprowadzać dni otwarte na poszczególnych wydziałach, i to niejeden raz w roku akademickim. Dają one możliwość bliższego zapoznania się z badawczo-dydaktyczną bazą uczelni, laboratoriami, pracowniami, bibliotekami, studiami telewizyjnymi, radiowymi.

Pamiętajmy, że nie zawsze na swojej drodze młody człowiek trafi na nauczyciela, który go tak oczaruje, pociągnie i zarazi, że nie będzie miał problemu z wyborem kolejnego etapu życia. Być może po takich spotkaniach w uczelni przyszłego naszego studenta nie przerazi matura i konieczność uczenia się pod klucz odpowiedzi.

Nie widzimy człowieka

Piszę ten tekst z perspektywy nauczyciela akademickiego. I nieważny w moich rozważaniach jest profil uczelni. Wiem jedno: w tym uczeniu młodych ludzi pod klucz odpowiedzi jest nie tylko ograniczenie i zamknięcie niepowtarzalności młodego człowieka. W efekcie w pierwszych miesiącach obecności maturzysty w murach naszych uczelni nie wiemy, czy uczeń, który do nas przychodzi, jest indywidualnością czy nie, nie wiemy tak naprawdę, kim jest, jaką ma motywację.

A przecież w naszym myśleniu o nauce, edukacji warto dostrzegać przede wszystkim jednostkę. Nie wiemy, jaka osobowość kryje się pod tymi niejednokrotnie świetnymi wynikami z danego przedmiotu. Nie widzimy człowieka, widzi go jedynie elektroniczny system rekrutacji kandydatów, bo jedynym kryterium przyjęcia na pierwszy rok jest wynik punktowy z matury. Uczelniom zależy, żeby przyjmować ludzi mądrych, autentycznie zainteresowanych kierunkami, na które pragną się dostać.

Co zrobić, żeby utwierdzić młodego człowieka, że jego wybór jest właściwy? Może dzięki rozmowie z naszymi nauczycielami uniknęliby pomyłek. U wielu młodych ludzi po pierwszych miesiącach studiowania pojawia się bolesne rozczarowanie. Dostrzegają, że popełnili błąd, wybierając akurat ten kierunek. Niekiedy pojawiają się w tej sytuacji prawdziwe dramaty. Nie byłoby tego, gdybyśmy już na samym początku mogli poznać kandydatów i dowiedzieć się, czy spełniają własne marzenia czy marzenia rodziców. Czy np. wybierając psychologię, zainteresowani są pomaganiem i ratowaniem innych, czy pragną uleczyć własne problemy. Przeprowadzenie klasycznych egzaminów mogłoby być trudne, ale rozmowa z tymi, którzy w efekcie wyników z matury mogą być przyjęci, na pewno miałaby sens.

Niedoskonałości systemu bolońskiego

W sposób naturalny od mówienia o wadach obecnego kształcenia w szkołach średnich przeszedłem do obecnego systemu szkolnictwa wyższego. Na pewno środowisko akademickie powinno dokonać rzetelnej oceny systemu bolońskiego. Muszę to powiedzieć: system boloński, którym tak zachwyciła się Europa, nie jest idealnym modelem. Zachłysnęliśmy się na początku dwustopniowym systemem i dzieleniem toku studiowania na licencjat i studia magisterskie, ale dziś, po latach doświadczeń, widzimy jego niedoskonałości i mielizny. Od paru lat o tym mówimy, ale nie obserwuję woli wyciągania jakichś wniosków z tych przemyśleń.

System boloński jako generalny model studiów powinien pozostać. Nauka na niektórych kierunkach studiów powinna być oparta na pięcioletnim programie, który da możliwość kompletnego wykształcenia człowieka i wyposażenia go w pełną wiedzę o dyscyplinie, którą wybrał. Na pewno przyszli nauczyciele podejmujący pracę w szkołach średnich powinni być absolwentami jednolitych studiów magisterskich. Być może na niektórych kierunkach można zaproponować alternatywne dla młodego człowieka dwa warianty studiowania: jednolite studia magisterskie i licencjackie.

Zdecydowanie opowiadam się za wprowadzeniem rozmowy kwalifikacyjnej na studia drugiego stopnia. Sama średnia ze studiów pierwszego stopnia nie powinna być jedynym kryterium. Martwi mnie, że na studiach drugiego stopnia dla osób, które nie ukończyły licencjatu z tego kierunku, trzeba wprowadzać zajęcia z poziomu pierwszego stopnia. Jest to z poważną stratą dla studentów, którzy mają już wiedzę i umiejętności z pierwszego poziomu.

Lata obserwacji studiów w naszym kraju zrodziły jeszcze jedną refleksje. My w Polsce coraz bardziej zmuszamy młodych ludzi od razu, na pierwszym roku studiów, do wyboru często bardzo wąsko określonych kierunków, później w nauce także wymagamy od naukowców ścisłego przypisania do dyscyplin, najlepiej wedle zasad ewaluacji do jednej dyscypliny. Ten proces wydaje mi się kompletnie niesłusznym kierunkiem. Marzy mi się stworzenie takiego modelu studiowania, aby na pierwszy rok przyjmować na wydział, nie na kierunek. Wykreować we współczesnym uniwersytecie poniekąd Wydział Sztuk Wyzwolonych, na którym student wybierałby z bogatej oferty interesujące go tematy. Tak by młody człowiek miał możliwość poznania specyfiki różnych nauk i dopiero później, po roku, dokonywał wyboru, czy chce dalej studiować socjologię, psychologię, filozofię czy wiedzę o teatrze. Ten pierwszy rok pozwoliłby się zorientować, jak kolosalna jest różnica między szkołą średnią uczącą pod testy i punkty a otwieraniem umysłu, zwiększaniem świadomości, organizacją własnej pracy. Ten czas powinien budować odwagę wyrażania własnego zdania, prowadzenia sporów nie tylko z koleżankami i kolegami, ale także z nauczycielami akademickimi.

Na koniec parę refleksji, może bardziej subiektywnych, emocjonalnych, zrodzonych w ostatnich miesiącach. Jesteśmy nauczycielami, rodzicami, dziadkami i znacząca większość z nas z wielką troską, niekiedy z czułością myśli o przyszłości naszych dzieci, wnuków, uczniów, studentów, doktorantów.

Obserwujemy, może z nieco większym zrozumieniem, zmiany dokonujące się we współczesnym świecie. Dramaturgię ostatnich lat wyznaczyły dwa lata koronawirusa i wojna w Ukrainie. Świat nie bez trudu i bolesnych strat poradził sobie z tą wydawałoby się niemożliwą w cywilizacji XXI wieku pandemią. Coraz bardziej wzrasta w nas świadomość, jaki rodzaj spustoszenia w różnych sferach naszego zawodowego i osobistego życia pozostawił ten dramatyczny okres. Miałem nadzieję, że pandemia, tak długie i dotkliwe zamknięcie ludzi sprawi, że z większą troską i zrozumieniem odniesiemy się do spraw, które na co dzień nie stwarzały szansy na głębszą refleksję. Myślę przede wszystkim o relacjach międzyludzkich. Podam jeden przykład. Po pandemii pojechaliśmy z żoną na wakacje. Wieczorem zeszliśmy po kolacji do hotelowej kawiarni, koło nas siedziała rodzina: rodzice i trójka dzieci. Jedyne pytanie rodziców, które padło przez dwie godziny, brzmiało: co zamawiacie? Przez resztę czasu każdy był w relacji ze swoją komórką, ze światem wirtualnym.

Czy my już naprawdę nie mamy sobie nic do powiedzenia? Może za bardzo zachwyciliśmy się możliwością zastosowania osiągnięć informatycznych w nauczaniu, także w relacjach między nami. W sposób naturalny przeszliśmy do „technicznego” sprawdzania wiedzy. Kiedyś na jakimś tzw. panelu powiedziałem, że na niektórych kierunkach jedynym momentem, kiedy słyszymy głos studenta, jest egzamin magisterski. Z bólem stwierdzam, że nie przepracowaliśmy bolesnej lekcji, której doświadczyliśmy w czasie pandemii, a mianowicie ograniczenia więzi międzyludzkich, możliwości prawdziwie otwartej rozmowy. To proces, który nas teraz dotkliwie okalecza.

Młodym ludziom jest coraz trudniej nawiązywać szczere i prawdziwe relacje. Mamy pokolenie młodych ludzi często niepotrafiących w bezpośrednim spotkaniu wyrażać emocji, przekazywać w rozmowie swoich problemów. Czy nie zauważamy, ile osób obok nas jest zamkniętych w sobie? A uczeń, student znajdujący się w takiej sytuacji zamknięcia wymaga pomocy. Nie rezygnując z obowiązku przekazywania wiedzy, powinniśmy w sposób szczególny zatroszczyć się o budowanie międzyludzkich relacji. To nie od polityków będzie zależało, jaki zbudujemy przyszły świat, to zależy od każdego z nas, od naszego spojrzenia człowiekowi w oczy i zainteresowania się tym, co myśli, co go interesuje, jakie ma problemy.

Doceńmy nauczycieli

Olbrzymią rolę w obecnym, coraz bardziej złożonym świecie, w którym komputer, czaty, komórki zastępują bezpośrednią rozmowę, mogą, a nawet powinni odegrać nauczyciele. Po latach wspominamy tych nauczycieli, profesorów, którzy z nami rozmawiali, a nie tylko egzaminowali, rozliczali z wiedzy.

Dzisiaj, po miesiącach pandemii ta potrzeba ludzkiej rozmowy jest paląca. Nie okłamujmy się, jeszcze długo będziemy oczekiwać na model szkoły, uczelni, w której każde dziecko, każdy potrzebujący pomocy student będą mieli zapewnione wsparcie pedagogiczno-psychologiczne. To nauczyciele, niezależnie od przedmiotu, który prowadzą, muszą zapewnić takie wsparcie. Czy możemy obojętnie przechodzić obok podawanych informacji, że w Polsce z depresją może zmagać się co piąty młody człowiek, że w 2022 r. na własne życie targnęło się ponad 2 tys. nieletnich?

Trzeba jednak nauczycielom stworzyć warunki do takich ludzkich rozmów. Jeśli nie zmieni się status społeczny, materialny nauczycieli, nie możemy wierzyć, że oni w pełni spełnią te oczekiwania. My, ludzie uczący w szkołach wyższych, musimy upominać się o nasze wynagrodzenia, ale także o status nauczycieli podstawowego i średniego poziomu kształcenia. Jak można być obojętnym wobec faktu, że od stycznia 2024 r. pensja początkującego nauczyciela, być może absolwenta naszych uczelni, a od lipca także mianowanego będzie niższa od płacy minimalnej? Podobna sytuacja jest z wynagrodzeniem naszych asystentów.

Zawód nauczyciela wymaga poświęcenia i powołania. Nie można jednak zgodzić się, żeby osoba realizująca tę misję nie miała środków na godne życie i utrzymanie rodziny. Prestiż tego zawodu coraz bardziej upada, a niechęć do jego uprawiania jest bolącym procesem, który będzie trudno szybko zatrzymać. Młodzi ludzie nie chcą się kształcić na nauczycielskim kierunku, czasami wybór specjalizacji nauczycielskiej jest wstydliwy. Dziś dobry nauczyciel musi nie tylko być świetnym specjalistą w tym, co robi, ale także być gruntownie przygotowany do kontaktów z młodym człowiekiem i jego problemami.

Nie doceniamy nauczycieli, którzy w szkole potrafią nie tylko zainteresować przedmiotem, zaciekawić, pociągnąć uczniów, ale też mają umiejętność rozwiązywania skomplikowanych życiowych problemów uczniów, zastępują niejednokrotnie rodziców.

Młodzi ludzie naprawdę pragną na swojej drodze spotkać nauczyciela-mistrza, człowieka, który byłby autorytetem. A tych prawdziwych z powołania i osobistej pasji nauczycieli coraz częściej nasz system wyrzuca. Tu trzeba w naszym kraju bardzo szybkich i odważnych rozwiązań i decyzji, bo stracimy resztki tych, którzy nauczają z miłości i przekonania, że ten zawód opiera się na pewnych zasadach etycznych, wartościach przekazanych przez poprzednie pokolenia, wśród których szacunek, wolność, zaufanie, autonomia procesu nauczania należą do podstawowych.

Szkolnictwo musi zmierzyć się i dostosować do tempa zmieniającego się świata. Czy tego chcemy czy nie, zbliża się moment przyjęcia prawdy, że bez radykalnych zmian w szkolnictwie czeka nas... Musimy stworzyć świat, który ocali jak najwięcej Koperników, stworzy im jak najlepsze możliwości rozwoju. Bo o wielkości szkoły, uczelni świadczą nie budynki (niewątpliwie jesteśmy z nich dumni, zarówno z tych, które mają wartość historyczną, jaki tych z nowoczesną aparaturą), ale absolwenci, którzy pozostaną na kartach historii nie tylko Polski, ale i świata.

Autor jest rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego

Nie przypuszczałem, że 550. rocznica urodzin Mikołaja Kopernika skłoni mnie do refleksji nad współczesnym systemem edukacji. Poniekąd inspiracją stały się tutaj pytania dziennikarzy kierowane do mnie jako rektora uczelni, w której astronom spędził cztery lata: jakie przesłanie dzisiaj przekazuje studentom, ale także doktorantom Kopernik?

Czy można na to pytanie odpowiedzieć, nie popadając w banalne sformułowania? Tyle już przy okazji rocznicowych uroczystości powiedziano o ponadczasowym wymiarze myśli Kopernika. Co w tej interesującej, ale nadal pełnej tajemnic biografii jest, a przynajmniej powinno być bliskie współczesnym studentom, naukowcom?

Pozostało 97% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?