Obserwujemy, może z nieco większym zrozumieniem, zmiany dokonujące się we współczesnym świecie. Dramaturgię ostatnich lat wyznaczyły dwa lata koronawirusa i wojna w Ukrainie. Świat nie bez trudu i bolesnych strat poradził sobie z tą wydawałoby się niemożliwą w cywilizacji XXI wieku pandemią. Coraz bardziej wzrasta w nas świadomość, jaki rodzaj spustoszenia w różnych sferach naszego zawodowego i osobistego życia pozostawił ten dramatyczny okres. Miałem nadzieję, że pandemia, tak długie i dotkliwe zamknięcie ludzi sprawi, że z większą troską i zrozumieniem odniesiemy się do spraw, które na co dzień nie stwarzały szansy na głębszą refleksję. Myślę przede wszystkim o relacjach międzyludzkich. Podam jeden przykład. Po pandemii pojechaliśmy z żoną na wakacje. Wieczorem zeszliśmy po kolacji do hotelowej kawiarni, koło nas siedziała rodzina: rodzice i trójka dzieci. Jedyne pytanie rodziców, które padło przez dwie godziny, brzmiało: co zamawiacie? Przez resztę czasu każdy był w relacji ze swoją komórką, ze światem wirtualnym.
Czy my już naprawdę nie mamy sobie nic do powiedzenia? Może za bardzo zachwyciliśmy się możliwością zastosowania osiągnięć informatycznych w nauczaniu, także w relacjach między nami. W sposób naturalny przeszliśmy do „technicznego” sprawdzania wiedzy. Kiedyś na jakimś tzw. panelu powiedziałem, że na niektórych kierunkach jedynym momentem, kiedy słyszymy głos studenta, jest egzamin magisterski. Z bólem stwierdzam, że nie przepracowaliśmy bolesnej lekcji, której doświadczyliśmy w czasie pandemii, a mianowicie ograniczenia więzi międzyludzkich, możliwości prawdziwie otwartej rozmowy. To proces, który nas teraz dotkliwie okalecza.
Młodym ludziom jest coraz trudniej nawiązywać szczere i prawdziwe relacje. Mamy pokolenie młodych ludzi często niepotrafiących w bezpośrednim spotkaniu wyrażać emocji, przekazywać w rozmowie swoich problemów. Czy nie zauważamy, ile osób obok nas jest zamkniętych w sobie? A uczeń, student znajdujący się w takiej sytuacji zamknięcia wymaga pomocy. Nie rezygnując z obowiązku przekazywania wiedzy, powinniśmy w sposób szczególny zatroszczyć się o budowanie międzyludzkich relacji. To nie od polityków będzie zależało, jaki zbudujemy przyszły świat, to zależy od każdego z nas, od naszego spojrzenia człowiekowi w oczy i zainteresowania się tym, co myśli, co go interesuje, jakie ma problemy.
Doceńmy nauczycieli
Olbrzymią rolę w obecnym, coraz bardziej złożonym świecie, w którym komputer, czaty, komórki zastępują bezpośrednią rozmowę, mogą, a nawet powinni odegrać nauczyciele. Po latach wspominamy tych nauczycieli, profesorów, którzy z nami rozmawiali, a nie tylko egzaminowali, rozliczali z wiedzy.
Dzisiaj, po miesiącach pandemii ta potrzeba ludzkiej rozmowy jest paląca. Nie okłamujmy się, jeszcze długo będziemy oczekiwać na model szkoły, uczelni, w której każde dziecko, każdy potrzebujący pomocy student będą mieli zapewnione wsparcie pedagogiczno-psychologiczne. To nauczyciele, niezależnie od przedmiotu, który prowadzą, muszą zapewnić takie wsparcie. Czy możemy obojętnie przechodzić obok podawanych informacji, że w Polsce z depresją może zmagać się co piąty młody człowiek, że w 2022 r. na własne życie targnęło się ponad 2 tys. nieletnich?
Trzeba jednak nauczycielom stworzyć warunki do takich ludzkich rozmów. Jeśli nie zmieni się status społeczny, materialny nauczycieli, nie możemy wierzyć, że oni w pełni spełnią te oczekiwania. My, ludzie uczący w szkołach wyższych, musimy upominać się o nasze wynagrodzenia, ale także o status nauczycieli podstawowego i średniego poziomu kształcenia. Jak można być obojętnym wobec faktu, że od stycznia 2024 r. pensja początkującego nauczyciela, być może absolwenta naszych uczelni, a od lipca także mianowanego będzie niższa od płacy minimalnej? Podobna sytuacja jest z wynagrodzeniem naszych asystentów.
Zawód nauczyciela wymaga poświęcenia i powołania. Nie można jednak zgodzić się, żeby osoba realizująca tę misję nie miała środków na godne życie i utrzymanie rodziny. Prestiż tego zawodu coraz bardziej upada, a niechęć do jego uprawiania jest bolącym procesem, który będzie trudno szybko zatrzymać. Młodzi ludzie nie chcą się kształcić na nauczycielskim kierunku, czasami wybór specjalizacji nauczycielskiej jest wstydliwy. Dziś dobry nauczyciel musi nie tylko być świetnym specjalistą w tym, co robi, ale także być gruntownie przygotowany do kontaktów z młodym człowiekiem i jego problemami.
Nie doceniamy nauczycieli, którzy w szkole potrafią nie tylko zainteresować przedmiotem, zaciekawić, pociągnąć uczniów, ale też mają umiejętność rozwiązywania skomplikowanych życiowych problemów uczniów, zastępują niejednokrotnie rodziców.
Młodzi ludzie naprawdę pragną na swojej drodze spotkać nauczyciela-mistrza, człowieka, który byłby autorytetem. A tych prawdziwych z powołania i osobistej pasji nauczycieli coraz częściej nasz system wyrzuca. Tu trzeba w naszym kraju bardzo szybkich i odważnych rozwiązań i decyzji, bo stracimy resztki tych, którzy nauczają z miłości i przekonania, że ten zawód opiera się na pewnych zasadach etycznych, wartościach przekazanych przez poprzednie pokolenia, wśród których szacunek, wolność, zaufanie, autonomia procesu nauczania należą do podstawowych.
Szkolnictwo musi zmierzyć się i dostosować do tempa zmieniającego się świata. Czy tego chcemy czy nie, zbliża się moment przyjęcia prawdy, że bez radykalnych zmian w szkolnictwie czeka nas... Musimy stworzyć świat, który ocali jak najwięcej Koperników, stworzy im jak najlepsze możliwości rozwoju. Bo o wielkości szkoły, uczelni świadczą nie budynki (niewątpliwie jesteśmy z nich dumni, zarówno z tych, które mają wartość historyczną, jaki tych z nowoczesną aparaturą), ale absolwenci, którzy pozostaną na kartach historii nie tylko Polski, ale i świata.
Autor jest rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego