List samozatrudnionego ws. testu przedsiębiorcy
To, że ktoś ma jednego kontrahenta czy wystawia jedną fakturę, może przesądzać, czy jest przedsiębiorcą?
To bardzo zły i szkodliwy pomysł. Mamy swobodę działalności gospodarczej. Większość aktywności zawodowych może być realizowana i na etacie, i w ramach firmy. Wybór zależy od wielu czynników. Firma daje elastyczność, większą swobodę. To ważne zwłaszcza dla młodych, którzy nie chcą mieć szefa, korporacyjnych zasad i pracy od 9 do 17. Z kolei dla osób już doświadczonych, ale na kilka lat przed wiekiem emerytalnym, firma to zwyczajnie jedyny sposób na dalsze zarabianie na życie. W obu przypadkach jeden kontrahent nie musi oznaczać, że ktoś chce oszukiwać państwo czy oszczędzać na podatkach. Może to wynikać ze specyfiki branży, tego, że firma się dopiero rozwija, czy po prostu z wyboru samego przedsiębiorcy.
Rząd mówi o konieczności uporządkowania rynku pracy, o tym, że wielu pracowników zmuszono do przejścia z etatu na samozatrudnienie.
Nawet jeśli takie przypadki się zdarzały, to żaden test nie rozwiąże ich problemu. Rynek rządzi się swoimi prawami. To, że ktoś musiał przejść z etatu na firmę, nie oznacza, że po zmianie przepisów czy praktyki automatycznie na niego wróci. Wywoła to wiele negatywnych zjawisk, m.in. niepewność, pogłębienie braku zaufania do państwa, a nawet falę bankructw. Skupianie się na celu fiskalnym to krótkowzroczność. Resort finansów nie patrzy w tej sprawie horyzontalnie. Nikt nie bierze pod uwagę, że informatyk, lekarz, pielęgniarka czy prawnik ze swoją firmą z łatwością wyniesie się za granicę, np. do Niemiec. Tam nikt nie będzie go ścigał za prowadzenie firmy. Testowanie samozatudnionych może się skończyć wielkim exodusem dobrze wykształconych specjalistów. Państwo nawet jeśli coś zarobi, samo wydrenuje się z kapitału ludzkiego.
Może to przesada?