To nie pierwszy spór w Polsce o tytuł prasowy. Najczęściej związane były z przejściem części dziennikarzy do innego wydawcy lub założeniem własnego pisma pod starym czy też podobnym tytułem. Sąd Okręgowy i Apelacyjny w Warszawie potwierdziły, że Gremi, a wcześniej Presspublica jako pierwsza używała nazwy „W sieci opinii”, a nowy tygodnik stworzyła jesienią 2012 r. grupa dziennikarzy, z których kilku wcześniej współpracowało z wydawcą „Rzeczpospolitej” i pism z nią związanych.
Jesienią 2016 r. Sąd Najwyższy stwierdził (inaczej niż niższe instancje), że nie sposób zgodzić się z argumentacją pozwanego, że wcześniejsze używanie tytułu przez Gremi, jego reklama i posiadanie własnego zespołu redakcyjnego nie dowodzą dostatecznej siły odróżniającej znaku. Kierując się tymi wskazaniami SN, Sąd Apelacyjny, ponownie rozpatrując sprawę, potwierdził moc odróżniającą znaku Gremi i to, że funkcjonowanie drugiego znaku tworzy ryzyko wprowadzenia w błąd czytelników co do pochodzenia materiałów prasowych. Niektóre osoby mogą sądzić, że „W Sieci” ma coś wspólnego z „W sieci opinii” wydawanej przez Gremi. A to czyn nieuczciwej konkurencji (wprowadzające w błąd oznaczenie towarów, oraz naruszenie dobrych obyczajów).
Po wyroku
- Wyrok jest zdecydowany. Do tej pory sądy traktowały podobne naruszenia dość liberalnie, być może winien jest system rejestracji tytułów dopuszczający podobne nazwy i usypiający wydawnictwa. Tymczasem rejestracja nie wyklucza sporów i takich werdyktów — wskazuje adwokat Krzysztof Czyżewski, specjalista od prawa mediów. — Wyrok jest prawomocny, więc należy go wykonać. Pytanie, jak to miałoby wyglądać. Mamy tu do czynienia z zakazem korzystania, a tego nie sposób wymusić. Sąd może natomiast nakładać grzywny na pozwanego.
W 2011 r. jednak w wyegzekwowaniu podobnego wyroku pomogła spółka Ruch. Odmówiła po prostu dystrybucji tytułu, powołując się na postanowienie sądu zakazujące jego stosowania oraz wprowadzania do obrotu oznaczonych nim egzemplarzy.
- Spór budzi smutne refleksje. Stwierdzenie pana Karnowskiego, że nie wykona wyroku, jest wyrazem nierespektowania prawa — ocenia prof. Bogudar Kordasiewicz, Kancelaria K&L Gates, specjalista od prawa mediów. — Wątpliwe, by Sąd Najwyższy po raz kolejny przyjął sprawę do rozpoznania, z tego powodu szanse na wstrzymanie wyroku SA są wątpliwe. Nie pozostanie nic innego jak egzekucja wyroku — dodaje profesor.