Posiedzenie haskiego trybunału zaplanowano na dwa dni, ale gdy okazało się, że Rosja nie zaprezentuje swego stanowiska, przewodnicząca Trybunału sędzia Joan E. Donoghue z USA uznała, że wystarczy wysłuchanie argumentów Ukrainy, po czym zakończyła rozprawę.
– Rosyjskie fotele są puste, a to mówi głośno – stwierdził jeden z pełnomocników Ukrainy, Anton Korynewicz, notabene stały przedstawiciel prezydenta Ukrainy w Autonomicznej Republice Krymu.
Casus belli nie było
Nad wnioskiem Ukrainy do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze pracowały prawnicze sławy, w tym Harold Honhju Koh, Amerykanin wykładający na Oksfordzie. Ukraina liczy na uznanie jurysdykcji MTS i wywodzi to z faktu, że razem z Rosją jest stroną konwencji przeciw ludobójstwu z 1948 r.
Wniosek ma zaś wytrącić Rosji z ręki jej podstawowy argument uzasadniający agresję – że interwencja ma pomóc rosyjskojęzycznej ludności obwodów donieckiego i ługańskiego, poddawanej tam rzekomo ludobójstwu przez ukraińskich nacjonalistów. Według Ukrainy Rosja złamała konwencję, fałszywie oskarżając ich o ludobójstwo.
– To wypaczenie sensu międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości – wskazują prawnicy. Ukraina nikomu nie grozi, jest odwrotnie – przekonują i opisują sprawę Wołodymyra Rybaka, który był torturowany i zamordowany za próbę wywieszenia ukraińskiej flagi nad budynkiem komunalnym we wschodniej Ukrainie.