- Jak człowiek mówi prawdę i jest niewinny, to nie powinien się o nic martwić. Na szczęście w Polsce wyroki zapadają w sądach, a nie w prokuraturze - mówi w rozmowie z Onetem Misiewicz, którego czeka sprawa sądowa w związku z zarzutami m.in. zawierania fikcyjnych umów na niekorzyść spółki PGZ oraz płatnej protekcji.
O oskarżeniu przez prokuraturę Misiewicz mówi, że "sprawa jest dziwna". Podkreśla, że pracując w MON "nie miał nad PGZ żadnego nadzoru".
- Nigdy nie zawarłem żadnej umowy w ramach PGZ - deklaruje.
Na pytanie, dlaczego był promowany przez Macierewicza, Misiewicz odpowiada, że "każde powierzone mu zadanie starał się wykonywać tak, jak należy". - Szczególnie dumny jestem ze swojej pracy przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, ujawnieniu, że za wyłudzeniami w SKOK Wołomin stali ludzie związani z dawnymi WSI i z wykonania polecenia ministra, który ustanowił mnie Pełnomocnikiem MON ds. utworzenia Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO - wylicza.
Misiewicz ubolewa też, ze "media nie grały z nim fair i robiły z niego największego degenerata w kraju". - Moim błędem było to, że z tym nie walczyłem, nie wysyłałem pozwów mediom, które pisały bzdury. Dziś po pięciomiesięcznym czasie refleksji mam zamiar zacząć się bronić przed tymi skandalicznymi oszczerstwami - zapowiada.