Börtönbiznisz znaczy po polsku tyle, co więzienny biznes, i jest obecnie neologizmem niezwykle często używanym na Węgrzech. Rozpoczęło się od noworocznej konferencji prasowej premiera Viktora Orbána, który wezwał do nieprzestrzegania wyroków sądów przyznających odszkodowania więźniom za niehumanitarne warunki odbywania kary.
Zdaniem premiera odszkodowania dla kryminalistów ranią poczucie sprawiedliwości Węgrów i nie powinny być wypłacane. Nawet na podstawie prawomocnych wyroków sądowych.
Sprawa ma swój początek w orzeczeniu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który pięć lat temu stwierdził, że przeludnienie węgierskich więzień, panujące w nich warunki – jak słaba wentylacja, inwazje owadów, nieludzkie traktowanie – stwarza podstawy do wypłaty odszkodowań więźniom (początkowo sześciu), których przed Trybunałem reprezentował Węgierski Komitet Helsiński. Liczba skarg urosła równie szybko jak i liczba korzystnych dla więźniów wyroków, w tym i węgierskich sądów.
– Dobrze znane grupy adwokackie wykorzystują absurdalne definicje tortur dla własnego biznesu, co kosztuje państwo wiele miliardów forintów – wyjaśnił premier Orbán swe stanowisko w przemówieniu radiowym przed kilkoma dniami. Zdaniem premiera tego rodzaju więzienny biznes nie jest do zaakceptowania dla dziesięciu milionów Węgrów płacących podatki, z których wypłacane są „nagrody" dla więźniów. Warto w tym miejscy przypomnieć, że Viktor Orbán jest doktorem prawa.
Zwolennicy premiera oraz jego ugrupowania Fidesz przyjmują takie słowa ze zrozumieniem. Także krytykę wyroków, na podstawie których skazani opuszczali mury więzienne sporo przed upływem kary. Takie praktyki mają zostać wkrótce zabronione ustawowo.