Gubernator Florydy Ron DeSantis spotkał się w ubiegłym tygodniu ze swoimi sympatykami na Florydzie, by zachęcić ich do finansowego wsparcia kampanii Donalda Trumpa, żeby, jak argumentował, „powstrzymać demokratycznego kandydata Joe Bidena przed drugą kadencją w Białym Domu”. – Ron, bardzo mi się podoba, że jesteś znowu ze mną – miał powiedzieć były prezydent, który kiedyś faworyzował DeSantisa i swoim wsparciem pomógł mu w wyborach na stanowisko gubernatora, zanim ich stosunki uległy znacznemu ochłodzeniu w wyniku prawyborczej rywalizacji.
Sojusznicy i pieniądze Donalda Trumpa
45-letni gubernator wpisuje się w długą tradycję amerykańską, w ramach której rywale najbardziej zaciekłych kampanii ostatecznie udzielają poparcia zwycięzcy prawyborów, współpracują z nim i liczą na stanowiska w jego administracji. Spotkanie na Florydzie jest pierwszym z serii spotkań fundraisingowych na rzecz byłego prezydenta, które DeSantis planuje w całym kraju. To „pojednanie” działa na korzyść obu polityków. Trump zyskuje fundusze na kampanię wyborczą oraz na pokrycie kosztów prawnych związanych z jego 94 oskarżeniami kryminalnymi. Natomiast wspierając Trumpa, DeSantis zapewnia sobie przyszłość w Partii Republikańskiej, w której były prezydent tak naprawdę pociąga za sznurki. DeSantis już dwukrotnie wygrał wybory gubernatorskie, udało mu się zakrzewić konserwatyzm na Florydzie, wcześniej uznawanej za tzw. swing state (niezdecydowany stan), ale w przyszłości prawdopodobnie będzie się ubiegał o fotel prezydencki. Do tego będzie potrzebował wyborców Trumpa, którzy obecnie stanowią przeważającą część elektoratu Partii Republikańskiej.
Czytaj więcej
Kandydat na prezydenta Donald Trump został wygwizdany i wybuczany przez wielu uczestników sobotniej konwencji Partii Libertariańskiej.
Kto krytykuje Trumpa?
Ze zdaniem Trumpa liczą się wszyscy, którym zależy na swojej politycznej przyszłości w Partii Republikańskiej i zabiegają o jego względy. Dlatego kilkudziesięciu polityków konserwatywnych, w tym m.in. przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson, pojawiło się w sądzie w Nowym Jorku na znak solidarności z byłym prezydentem. Nawet ci, którzy wcześniej – zanim na dobre wkroczył w amerykańską politykę – uważali go za „oszusta”, „patologicznego kłamcę” oraz „narcyza żyjącego w wyimaginowanym świecie”, teraz udzielają mu poparcia. Również republikanie, którzy nie do końca się z nim zgadzają albo potępili go za udział w ataku na Kapitol, jak np. przewodniczący mniejszości w Senacie Mitch McConnell, mówią, że będą głosować na niego w listopadzie. – Biorąc pod uwagę niesłabnącą popularność Trumpa wśród elektoratu republikańskiego, każdy, kto wiąże nadzieje z Partią Republikańską, musi połknąć dumę oraz wcześniejszą krytykę i stać się uległym (wobec Trumpa) – czytamy w opinii „New York Timesa”.
Jest zaledwie garstka prominentnych polityków republikańskich, którzy do tej pory tego nie zrobili, w tym jego własny zastępca Mike Pence, jak również Chris Christie, który pracował w kampanii wyborczej Trumpa w 2016 r., a w prawyborach nie szczędził ostrych słów wobec niego, oraz Liz Cheney, była kongresmenka i największa republikańska krytyk byłego prezydenta.